Brak odpowiedzi na podstawowe pytanie „Po co jest choroba?” sprawia, że traktujemy chorobę jako wroga, który przeszkadza nam w korzystaniu z przyjemności życiowych. Dawniej lekarz nie podejmował się leczenia umierającego pacjenta, który nie wyrażał gotowości zmiany na poziomie świadomościowym, gdyż z zasady było wiadomo, że jest to proces, który nigdy nie będzie miał końca. Reperowanie organów w ciele fizycznym, bez zrozumienia sensu życia było według starożytnych stratą czasu i niepotrzebnym cierpieniem dla pacjenta, któremu i tak za chwilę zdestabilizuje się praca innych organów.
Aby uniknąć zwykłego cerowania uszkodzonego organu, którego stan za chwilę znów może się pogorszyć albo który przerzuci problem w inne rejony ciała, Ajurweda stosowała zawsze synchronicznie trzy metody terapii działające równolegle na wszystkie widzialne i niewidzialne wymiary ciała. Wschodni system medyczny łączył różne metody leczenia w jeden spójny model, w którym techniki uznawane dzisiaj za racjonalne i okultystyczne działały synergicznie. Według Ajurwedy tylko takie podejście jest skuteczne i kompletne, ponieważ nie tylko przyspiesza zdrowienie ale też zabezpiecza nas przed nawrotem choroby.
Traktowanie człowieka jako jednowymiarowej fizycznej maszyny, w której można wciąż tylko reperować i wymieniać poszczególne podzespoły stwarza wyścig zbrojeń przemysłu medycznego, który musi jedynie produkować coraz to lepsze leki chemiczne i aparaturę zdolną poradzić sobie z wciąż pogarszającą się osłoną fizyczną ciała. Nie wie ona jednak, że bez reperacji wyższych osłon ten wyścig z czasem jest już przegrany. I nie jest ważne to, że my jako ci zarabiający na tym wyścigu dzisiaj jesteśmy wygrani. Nikt nie jest tutaj wygrany. Razem tworzymy błędne koło, z którego nie potrafimy wyskoczyć, a w którym wszyscy tracimy zdrowie.
„Miny są bronią dającą wszystkim równe szanse.”
Z Internetu