Współczesny świat jest pełen sprzeczności, a jedną z największych jest hasło: „Wszystko masz w sobie, nikogo nie potrzebujesz, słuchaj tylko siebie!”. Paradoksalnie, te słowa padają z ust kogoś, kto sam występuje w roli doradcy, guru, czy – mówiąc wprost – autorytetu. Największą iluzją naszych czasów nie jest fakt, że staramy się zwracać do kogoś po wskazówki i wiedzę, ale to, że odrzucamy mądrość sprawdzonych źródeł, a ulegamy przypadkowym opiniom i doradcom z mediów społecznościowych, telewizji czy Internetu. A przecież nie ma nic złego w szukaniu pomocy, gdy stajemy przed czymś, czego nie rozumiemy. W rzeczywistości, to właśnie jest przejawem prawdziwej mądrości.
W dobie memów i haseł z mediów społecznościowych, ludzie ulegają wpływom, często bez świadomości, że to, co głoszą jako „niezależność”, jest podporządkowaniem się przypadkowym i niekoniecznie kompetentnym autorytetom. Ludzie krzyczą, że „Nikt mi nie powie, co robić”, ale bez mrugnięcia okiem przyjmują wskazówki influencerów czy celebrytów, którzy często sami nie mają pojęcia o rzeczywistości. Twierdzenie, że w nas jest absolutnie cała wiedza sugeruje, że nasz umysł jest bezkresną księgą, która otwiera się zawsze na konkretnej stronie, aby udzielić nam fachowej odpowiedzi. “Nikt mi nie powie, wiem sam najlepiej” – wołają tłumy, zatopione w przekonaniu o swojej wszechmocy. Ale spójrzmy na to z innej perspektywy – czy rzeczywiście to pewność, czy raczej pycha?
Spójrzmy na nasze codzienne życie. Gdy cieknie kran, co robimy? Wzywamy hydraulika. Owszem, możemy sami próbować coś naprawić, ale brak wiedzy i doświadczenia może prowadzić do jeszcze większego bałaganu. Gdy nie działa internet, dzwonimy po technika. Możemy próbować “rozwiązać wszystko na własną rękę”, ale jak wiele zdziałamy, kiedy patrzymy na plątaninę kabli, migające światła na routerze i tajemnicze komunikaty błędów? Gdy nie radzimy sobie z czymś emocjonalnie, idziemy do psychoterapeuty, który pomaga nam zobaczyć to, czego sami nie umiemy dostrzec. Nawet w sporcie – potrzebujemy trenera, by poprawić technikę, uniknąć kontuzji, czy po prostu zmotywować się do działania.
Ktoś może powiedzieć: „To są sprawy praktyczne, fizyczne, tu potrzebna jest techniczna wiedza, a ja mam na myśli życie wewnętrzne, duchowość. Tego nikt nie nauczy, wszystko mam w sobie”. Ale czy rzeczywiście? Życie duchowe, relacje międzyludzkie, podejmowanie decyzji – to sfery znacznie bardziej subtelne i skomplikowane niż naprawa pralki czy podłączenie Wi-Fi. Jeśli potrzebujemy specjalistów w tak namacalnych sprawach, dlaczego mielibyśmy zakładać, że sami poradzimy sobie w tych niewidzialnych, głębokich aspektach życia?
Co więcej, czy rzeczywiście mamy w sobie pełnię wiedzy? Przecież żyjemy przeważnie w niższych gunach natury – ignorancji i namiętności – które przyćmiewają nasze zdolności poznawcze. W takim stanie ufać tylko własnemu sercu to jak pytać zagubionego o drogę w gęstej mgle. I nawet jeśli czasem trafimy właściwie, to czy nie łatwiej i mądrzej jest zwrócić się do kogoś, kto zna trasę?
Przez wieki ludzie zwracali się do autorytetów – duchownych, mędrców, nauczycieli, a nawet królów, którzy, choć wyposażeni w wielką wiedzę i władzę, również radzili się swoich doradców. Król mógł podjąć inną decyzję niż mu doradzano, ale uznawał wartość konsultacji. Dzisiejsze hasło „cała wiedza jest wewnątrz mnie” bywa przejawem pychy, maskowanej fałszywą pewnością siebie, którą często wzmacnia ignorancja.
Przyznanie się do tego, że nie wszystko wiemy, że nie jesteśmy wszechwiedzący, to nie porażka, ale siła. Nikt nie wymaga, byśmy byli ekspertami w każdej dziedzinie, dlatego od zawsze ludzie korzystali z pomocy tych, którzy wiedzieli więcej – w różnych aspektach życia. I tu właśnie leży klucz do prawdziwej mocy sattwy. Szukanie wiedzy to akt pokory, który pozwala nam wzrastać. Od hydraulika po mistrza duchowego – każdy z nich ma swoje miejsce w naszym życiu, bo nikt nikt z nas nie żyje w izolacji i nie potrafi wszystkiego. Podążanie za prawdziwym autorytetem to nie słabość, ale mądrość. Warto badać swoje wątpliwości, szukać prawdy, nawet jeśli oznacza to przyznanie się do błędu. Jak mawiają: lepiej być niepewnym swojej wiedzy, a potem się czegoś nauczyć, niż być ślepo upartym,może wie się wszystko i być wiecznie zagubionym. W końcu prawdziwa siła nie tkwi w udowadnianiu, że mamy rację, ale w otwartości na to, byśmy mogli się mylić – i dzięki temu wzrastać.
Wystarczy zauważyć: gdy pytasz kogoś, kto naprawdę się zna, czy to na rurach, emocjach czy duchowości, rozwiązania przychodzą szybciej i skuteczniej. A jeśli upierasz się, że „wszystko jest w tobie”, możesz znaleźć się w miejscu, gdzie nie tylko nie naprawisz kranu, ale jeszcze zalejesz całe mieszkanie – i siebie przy okazji. Dlatego nie bójmy się słuchać tych, którzy mają więcej doświadczenia. Zwracanie się po radę do autorytetu to nie słabość, lecz mądrość.