Kiedyś wkładano mi do głowy, że w większym zbiorze takich samych elementów zawiera się mniejszy i niech ta wiedza się w końcu do czegoś przyda.
W oceanie jest więcej wody niż w rzece, a w milionie zawiera się więcej niż tysiąc. Czegokolwiek by to nie dotyczyło.
Niby znamy tę zasadę, ale czy bierzemy ją pod uwagę w swoim dążeniu do różnych celów? Ten świat urządzony jest tak, żeby zauważyć te wyższe cele. Jeśli skupiamy się tylko na tych mniejszych, to i mniejsze mogą się nie spełnić, lub okażą się być chybione i te większe pozostaną poza naszym zasięgiem.
Kiedy dążymy do zdobycia kariery, a pomijamy potrzeby rodziny to zostajemy tylko w małym zbiorze pt. „kariera” i ani ona ani życie osobiste, ani zdrowie nie będą do końca dobre. Co do zdrowia – ajurweda wyraźnie stwierdza, że bycie niespełnionym i nieszczęśliwym już świadczy o byciu chorym. Na razie możemy się czuć źle tylko psychicznie, ale utrata zdrowia fizycznego jest tylko kwestią czasu.
Wedy wyjaśniają, że dążenie do spełnienia pragnień z materialnie ustawionymi celami, a szczególnie z tymi w niższych energiach, zwanymi jako guny, może nam nieźle zaszkodzić. Zwyczajnie pragnienia wsadzają nas na miny, które potem zapisujemy sobie w umyśle jako coś złego, do czego już nie chcemy dążyć. Nic, co nie jest powiązane z duchowym celem, zrozumienia kim jestem – i nie chodzi tu tylko o role społeczne – nie daje nam ostatecznie spełnienia. A skoro nie dało spełnienia to znaczy, że wciąż jesteśmy w pogoni za czymś nowym blokując w podświadomości te rzekomo nieciekawe i niechciane już sprawy.
Zgadnij z jakimi wibracjami karmicznymi bierzesz się do kreowania swojej rzeczywistości kiedy coś już wiesz, ale jest to tylko maleńki fragment układanki, który nie wyjaśnia wszystkich zasad gry? Prawo przyciągania jest tylko jednym z fragmentów nauki o karmie. Nie wystarczy kradzież pomysłu na przyciąganie pomyślności i osiąganie doskonałego życia, jeśli nasze małe cele nie uwzględnią tych większych. A od tej strony zabieramy się do kreowania rzeczywistości uczepiając się jak rzep psiego ogona swoich zachcianek. A to nowy samochód by się przydał, a to miejsce na parkingu, lub inny związek. Właściwie mało kto myśli o większym przeznaczeniu w życiu. Zachwyciliśmy się mocą kreowania umysłu i używamy jej do spełniania bardzo trywialnych celów.
Nie jest zabronione mieć komfortowe i spełnione życie. To jest nawet bardzo polecane. Ale używanie prawa natury – jakim jest moc naszego umysłu tylko do celów tymczasowych, bez powiązania ich z naszą duchową jaźnią, sprawia, że umykają naszej uwadze większe cele. A to one ostatecznie wypaczają i zafałszowują nasze pośrednie pragnienia.
Dorwaliśmy się do tej wiedzy, której celem jest wyprowadzić nas z wszelkich kłopotów i używamy jej tylko po to, żeby te kłopoty mieć. Zachowujemy się jak inżynierowie z początku XX w. którzy na widok samolotu obcinają mu skrzydła. Jedyną poruszającą się dla nich maszyną jest samochód, a dla samochodu skrzydła są zbędne, żeby móc wygodnie jeździć po ziemi. Można i tak. Szkoda, że po początkowej euforii, jaką daje odkrycie praw umysłu utykamy na poziomie spełniania zachcianek, bez pytania się o większe cele, jakimi kieruje się dusza. Czyli zwyczajnie tłuczemy się jak samolot po ziemi.
Ajurweda i pisma wedyjskie opisały w setkach tysięcy wersetów jak działa umysł i jak potrafi przyciągać wszystko to o czym myślimy. Ale wiedza ta połączona jest od razu ze wskazówkami, jak ją spożytkować w takim celu, żeby nasze pragnienia wyrywały nas w przestworza, a nie tylko więziły w materii, do tego tej przysparzającej coraz więcej cierpienia. My o tym nawet nie chcemy słuchać.
Kiedy nasza świadomość jest tylko w sile pasji i ignorancji, to zbiór naszych pragnień nie wykracza poza obiekty fizyczne, oraz chęć sławy, władzy i docenienia. Ale jeśli chcemy sobie uporządkować i zweryfikować cele w życiu i nie rozbijać się po świcie jak pijany zając to chyba lepiej usiąść i spokojnie się zastanowić, dlaczego mamy takie a nie inne pragnienia? Czy wszystkie są koniecznością? Czy we wszystkie musimy wkładać swoja energię stwórczą? A może są takie cele, które sprawią, że połowy tego, co teraz chcemy i na co tracimy swój cenny czas, w ogóle nie potrzebujemy?
Mówimy, że chcemy nowy samochód, zdrowie, dobre relacje. W porządku, ale po co? Jeśli odpowiedzią jest chęć bycia szczęśliwymi to zastanówmy się jak poprzez rzeczy, które jutro możemy stracić?
- Co nam po dobrym zdrowiu, skoro jutro możemy umrzeć?
- Co nam po promocji w sklepie RTV, skoro opuściła nas ukochana osoba?
- Co nam po miliardach, skoro codzienne potrzeby życia nie są aż tak kosztowne?
Oczywiście – możemy pragnąć tych rzeczy i nie ma w tym nic niestosownego, jeśli mamy wiedzę, jak możemy to wszystko zastosować w służeniu innym i przede wszystkim w odzyskaniu naszych duchowych korzeni. Wedy radzą nam jednak ustawić swoje wysiłki na poszukiwanie naszej duchowej tożsamości, dzięki której te mniejsze, drobne sprawy materialne układają się same i to w najlepszej konfiguracji. Proces odwrotny, w którym szukamy tylko zadowolenia w materii i to na najniższych poziomach, jest skazany na niepowodzenie nie tylko z powodów duchowych ale i materialnych. Azymut ustawiony na zarobienie tysiąca złotych nie może kierować nas w stronę milionów. Podobnie szukanie spełnienia tylko w niższych trybach energii materialnej, które wciąż namawiają nas na prostą rozrywkę, kończy się frustracją na wszystkich możliwych odcinkach.
Przyjrzyjmy się paru przykładom milionerów. Wielu z nich najpierw niszczy życie milionom ludzi wyzyskując pracowników, zaniedbując związki z ludźmi, wyniszczając na rynku, tych, którzy mogliby dać lepszy produkt w alternatywnej wersji, a potem ogłaszają publicznie, jak bardzo przysługują się społeczeństwu. Trzeba być bardzo świadomym, żeby samemu nie wpaść w podobny schemat pędzenia po trupach do jakiegoś celu, aby potem za ewentualne nadwyżki swojej fortuny kupować sobie spokój sumienia dając parę groszy, lub kilka drobiazgów na akcje charytatywne. A zgliszcza pozostawione w gospodarce, straty finansowe państwa, wykończeni ludzie to co? Samo się zrobiło? Się zrobiło, bo już na wstępie nie uwzględniliśmy większych celów.
Problem ze spełnianiem się naszych pragnień leży już w początkowym etapie kreślenia celów. Jesteśmy jak żaby, które nie mając pojęcia o jeziorze marzą o większej kałuży. No i dostajemy kałużę, nawet dużo fajniejszą od poprzedniej, ale potem dostrzegamy kolejną kałużę i jeszcze jedną, a o jeziorze nie chcemy nic wiedzieć. Zachcianki umysłu, jakimi są coraz to większe kałuże nigdy nie zadowalają nas duchowej istoty. Ale czy możemy przestać pragnąć? Nie i nawet nie próbujmy się sztucznie tego wyrzekać. Wystarczy, że zaczniemy dostrzegać, że te wszystkie opisy z bajek pt. ”żyli wiecznie i szczęśliwie” zupełnie nie pasują do naszego świata. Ale skądś się biorą. Biorą się z pragnienia duszy, która szuka tych wartości tutaj w przemijającym świecie. Nasza jaźń szuka:
- wieczności, a nie przemijania,
- wiedzy a nie dezorientacji
- i szczęścia a nie tylko chwilowych przyjemności w zestawieniu z nieszczęściem.
Ten materialny świat, który jest jak wielki hologram nie jest tak zbudowany przypadkowo – ma na celu przypomnienie nam, że nie on jest naszym domem i ostatecznym celem. Ten świat jest jak most. Ma nam pomóc przejść. I nie dzieje się to automatycznie wraz ze śmiercią. Chociaż niektóre religie zrobiły wszystko, żebyśmy uwierzyli tylko w jedno życie i jeden sposób uwolnienia nas z problemów. No i dopiero teraz mamy problem. Nie zapewniając duszy spełnienia swoich celów, które są wieczne, skazujemy się na niekończące się próby zbudowania swojego domu na moście.
Jedną z cech duszy jest wiedza, którą w sanskrycie określamy jako „czit”. Po utożsamieniu się tylko z tym światem materii ta cecha zostaje natychmiast przysłonięta i staje się jedną ze składowych umysłu zwaną „czitta”. Te najdrobniejsze, niezbadane pod żadnym mikroskopem cząsteczki umysłu wytwarzają z pragnień wypływających z duszy wszystko to, czego sobie życzymy. To są pragnienia bycia szczęśliwym, kochania i bycia kochanym. Z tym, że te duchowe pragnienia chcemy koniecznie zaspokoić naszymi nietrwałymi obiektami. Wiedza wedyjska bynajmniej nie kieruje nas w stronę porzucenia pragnień – to nie jest buddyzm, który każe nam żyć w oderwaniu od emocji i pragnień. Takie były przynajmniej jego pierwotne założenia.
Teraz buddzym wychodzi frontem do klienta i zamiast rozpuszczania wszelkich pragnień i porzucenia wszelkich celów poza nirwaną, proponuje tylko lekką medytację dla przewietrzenia umysłu, żeby ten mógł z większym zapałem wziąć się do tworzenia kolejnych fizycznych obiektów. Nikt nie zauważył, że buddyzm się przespecjalizował z dążeń do nirwany w naukę robienia sukcesu?
Tak naprawdę to nie rozumiemy do końca praw umysłu, który jest nieograniczony jak ocean i porusza się szybciej niż wiatr. Napędzany tylko naszymi krótkoterminowymi pragnieniami, które nie uwzględniają duchowych celów miota się od jednego celu do drugiego, chce spełnić swoje NIEOGRANICZONE, zachcianki, a ponieważ to mu się w wielu sprawach nie udaje – odczuwa frustrację. A nie trzeba już powtarzać co się dzieje ze sfrustrowanym umysłem. Otóż zaburza się pole naszych kwantowych, karmicznych informacji, co znowu przyciąga kolejne niekorzystne wydarzenia. I jak czujemy się po następnej dawce niepowodzeń? Boimy się i denerwujemy jeszcze bardziej.
Wiedza wedyjska w mistrzowski sposób naprowadza nas na łączenie naszych pragnień z duchowym celem. Daje wskazówki, które mogą stać się ułatwieniem i kompasem w kosmicznym zagubieniu. Mówi o wielopoziomowym spojrzeniu na rzeczywistość i inspiruje do poszukiwania naszych duchowych korzeni. Dokładnie wyjaśnia jak postrzegamy naturę w sile ignorancji, jak przejaśnia się nam wizja w sile pasji i jak doskonale będziemy widzieć wtedy, gdy wskoczymy na wyższy poziom świadomości czyli do siły dobroci. Co nam daje taka podróż na wyższe poziomy? O tym napisałam wcześniej w kilku wpisach, m.in tutaj: https://kwantowyzapis.pl/2017/07/25/wejsc-poziom-manifestacji/
W skrócie tylko przypomnę, że w sile ignorancji generalnie nic nam się nie chce i nie znamy odpowiedzi na swoje problemy. Próbujemy tylko zadowolić ciało, bo nasz wzrok nie sięga poza materię. W sile pasji jesteśmy już gotowi zrezygnować z paru przyjemności, które daje ciało, np. możemy mniej spać, mniej jeść, byle zdobyć dyplom lekarza. Jesteśmy gotowi poświęcić komfort dzisiejszy, byleby zdobyć coś większego jutro. Któż z nas nie zarwał nocy, żeby przygotować coś na czym zarobi pieniądze w odległej przyszłości, albo żeby zdać egzamin? Takie marchewki w ogóle nie motywują kogoś w sile ignorancji – nie ma teraz zysku, nie ma wypłaty, nie ma się co męczyć. Pięć lat studiów, żeby dostać co? Wykształcenie? A czym to się je? Siła ignorancji nie pozwala nam wyjść poza obiekty uchwytne fizycznie. Abstrakcja jest tu czymś nieznanym. Oczywiście ludzie nie są zupełnie w jednej sile, więc nie możemy podać laboratoryjnie wyhodowanego przykładu. Ale faktem jest, że dopiero siła pasji pozwala nam zauważyć umysł. Dopiero wtedy ktoś jest zdolny postrzegać coś , czego nie widzą zmysły, ale może zaobserwować symptomy. W sile pasji zaczynamy postrzegać coś pomiędzy formą i abstrakcją. Tu rozumiemy symbole i już prawie wierzymy w moc umysłu.
Najpełniej nasze cele widzi i przejawia się to dopiero o kogoś, kto jest częściej w trybie dobroci, w satwa gunie. Nie mamy dzisiaj takich przypadków. Rzadko kto z nas tam wpada na chwilę, ale te chwile pozwalają nam ją trochę poczuć i zrozumieć.
Tak jak w gunie pasji nie cieszą nas już cele, które mieliśmy w sile ignorancji, tak tutaj nie zadowalają nas marzenia z dwóch niższych gun. Tutaj jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani tym co przychodzi, a ponieważ się nie irytujemy, nie boimy się straty i nie uciekamy to i tak w zasięgu mamy wszystko, co jest konieczne do szczęśliwej egzystencji. I to jest poziom manifestacji pragnień. Czasami ten stan ludzie nazywają „flow”, ale to nie do końca jest ten stan. Satwa guna jest czymś więcej. To w tej gunie zaczynamy dostrzegać na horyzoncie coś, co jest dużo atrakcyjniejsze od celów, które teraz uznajemy za sens naszego życia.
Pozostając w niższych gunach, wkręcamy się w niekończącą się spiralę pragnień, które naprawdę się wykluczają, a ostatecznie pozostajemy na zawsze uwięzieni w iluzji, że tuż za rogiem, jeszcze tylko za spełnieniem tego jednego pragnienia czeka na nas szczęście.
Wyższa guna dobroci może nas uwolnić z więzów wielu niepotrzebnych napięć i fałszywych tropów a jednocześnie dać największe spełnienie. Ostatecznie wcale nie jest tak, że na wyższym poziomie świadomości prowadzimy jałowe i ascetyczne życie. Buddyzm trochę pomieszał nasze zrozumienie myśli ze Wschodu. Wedyjski punkt widzenia jest o wiele bardziej złożony i wprowadza właśnie pojęcie gun, czyli jakości energii, pod jakie wchodzimy, kiedy ustawiamy swoje intencje tylko na prostą materialną rozrywkę.
Jakość niższych energii nie pozwala nam wyswobodzić się z kłopotów i niepokojów, z jakimi wibrują te guny. Jesteśmy więc z góry ostrzegani o wibracjach danych gun i inspirowani do sięgania po wyższe cele, które usytuowane są w wyższej gunie, co tym samym wyprowadza nas z wibracji guny przysparzającej nam dużo cierpienia. Wchodząc pod wpływ guny satwy, która jest guną wiedzy, dobrego rozpoznania sytuacji, przestają nas interesować sprawy z niższych gun, a mimo to życie układa się p naszej myśli. W gunie satwy nie tracimy czasu na zbędne poszukiwania fałszywych rozwiązań, ponieważ widzimy właściwie. Sięgamy wzrokiem wyżej, a życie układa się lepiej, niż moglibyśmy sobie wymarzyć.
Żeby nie być gołosłowną podam przykłady zbędnego wysiłku w sile pasji i ignorancji, gdzie osiągając spełnienie jakiegoś pragnienia, które nie uwzględniało większego duchowego celu tworzymy w swoim umyśle negatywne przekonania. Pewnie znasz przypadki osób, które najpierw marzyły o wielkich pieniądzach a kiedy już dostały się do podzbioru pt. „pieniądze” zauważyły, że straciły zdrowie? Ich umysł natychmiast zrobił w tył zwrot i na pełnym gazie ruszył w kierunku zbioru pt. „zdrowie za wszelką cenę”.
Ani pieniądze, ani zdrowie nie są złym celem, ale osiąganie ich bez uwzględniania większego duchowego planu kończy się błędnymi decyzjami na poziomie podświadomości. Jakieś drobne poczucie niespełnienia, jakiś drobny błąd i umysł wyrabia sobie wrażenie, w sanskrycie zwane „samskara”, które mówi, że pieniądze są złe i zabierają zdrowie a nawet dobre relacje. Po latach, albo w następnym życiu, kiedy tym osobom nie wiedzie się finansowo mogą już nie trafić na trop swoich przekonań, czyli samskar, które teraz zgotowały im życie, w którym nijak nie mogą zarobić większych pieniędzy. Zasługę za to mogą przypisać tylko sobie, gdyż to ich własny umysł blokuje się teraz karmicznie na coś, co było rzekomo powodem ich nieszczęścia.
Dobrym przykładem są też celebryci, którzy najpierw robią wszystko, żeby być zauważonymi, a po osiągnięciu sławy robią wszystko, żeby nie być rozpoznanymi. Rozbawiają mnie sławni ludzie, którzy przemykają ulicami w ciemnych okularach, w byle jakich ubraniach i płacą miliony za wakacje z dala od tych, na których podziwie im kiedyś tak zależało.
Powiesz – też chcę dojść do takiego poziomu sławy. Dam sobie z tym radę. Otóż nie. Umysł jest zwodniczy – kiedy spełnisz jedno pragnienie do przesytu i dostrzeżesz jego negatywne implikacje wtedy umysł odbija się jak piłka od ściany i uderza z taką samą siłą w drugą stronę. Z tego biorą się w umyśle samskary, czyli tzw. silne przekonania, przysięgi składane samemu sobie, stanowcze decyzje, które zabieramy wszędzie ze sobą w subtelnym polu informacji karmicznych. Mamy dość bycia w centrum? Przeżyliśmy z tego powodu frustracje? Proszę bardzo – w następnym życiu mamy szanse zrealizować swoje pragnienie w byciu kimś zupełnie przeciętnym. I wtedy nie pomogą nam żadne afirmację i wizualizacje. Nasze stanowcze zaprzeczenia i silne emocje związane z byciem w centrum, być może jakieś traumy z tym związane jak np. strach przed porwaniem dla okupu, sprawiają, że umysł będzie nas stanowczo utrzymywał w miejscu bezpiecznym od sławy.
Mimo, że terapeuci i uzdrawiacze chwalą się znajdywaniem różnych blokad w naszym podświadomym umyśle i podają przykłady niezwykłych odkryć, to zwróćmy uwagę na jedno – niezwykle rzadko udaje się trafić w sedno problemu. Opinia publiczna poznaje zawsze tylko parę rozwiązanych konfliktów. Większość blokad i specyficznych skojarzeń umysłu zostaje ukryte przed nami i nawet nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia. Zauważamy tylko te kilka spraw, z którymi udało mu się zmierzyć, nie definiując miliona rzeczy, które leżą w naszym podświadomym umyśle odłogiem. Naszym zdaniem tam nic więcej nie ma.
Ale jednak nasz umysł zbudował sobie całe wzory na zdobycie szczęścia. On ma pełno gotowych przepisów. Niestety ganiając od jednego pragnienia do drugiego i zapominając o większym zbiorze, o interesie duszy wciąż dochodzimy do frustracji i blokujemy się na subtelnym poziomie pola informacyjnego na wiele rzeczy, które definiujemy nieprawidłowo jako przyczynę naszego nieszczęścia. A to tylko dlatego, że nasze pragnienia były spełniane w takiej formie, że stały w sprzeczności z najgłębszym interesem duszy. Ponieważ tego nie dostrzegamy krążymy po wszystkich wszechświatach z listami niekończących i wykluczających się pragnień, dopóki nie wpadniemy na przysłowiową „minę”. Nie wiemy, że sami potem zakleszczamy się w pewnych decyzjach, których potem nie umiemy odwołać. Skoro kiedyś, w kryzysowym momencie, przy pomocy dostępnych nam danych, zapisaliśmy w swoim umyśle jedynie słuszne rozwiązanie, to będziemy do niego dążyć. Na wszelkie inne, lepsze i korzystniejsze rozwiązania pozostaniemy głusi i ślepi.
I tak raz chcemy sławy, a raz świętego spokoju. Raz pieniędzy a raz zdrowia. Wahadełko skacze w jedną i drugą stronę, a nasze rzekome „realizacje” na łożu śmierci wcale nie są prawdziwe i duchowe. Przykro mi, ale nie robią na mnie wrażenia wyznania celebryty, który mając miliony twierdzi u schyłku życia, że właściwie nie o pieniądze mu chodziło. Ok, w takim razie do zobaczenia w przyszłym życiu . Zobaczymy, czy ta mądrość o „nieważności” pieniądza jest rzeczywiście dobrym rozwiązaniem.
Chodzi mi o to, że jeśli od początku, ale w środku oczywiście też, nie ustawimy swoich celów i pragnień na poszukiwania duchowych korzeni to i tak cały ten wysiłek nie będzie miał końca. Bo raz życie miotnie nami w jedną stronę, a raz w drugą. Raz zechcemy pieniędzy, a raz tylko dobrego związku nawet kosztem biedy.
Czego sobie dzisiaj ludzie najczęściej życzą? Zdrowia i pieniędzy, bo tego nie mają. Ale niech no już tylko je będą mieli, to zaczną sobie świdrować nowe samskary, czyli silne zapisy w głowie typu „zdrowie i pieniądze to nie wszystko”. Mając takie przekonania zaczynają tracić te rzeczy, nie mając pojęcia dlaczego. I tak dochodzimy do sedna dzisiejszego odcinka – uważajmy, w którą stronę zmierzamy, bo samo odhaczanie pragnień z listy może nas w przyszłości dużo kosztować.
Do zobrazowania dzisiejszych refleksji posłużę się chętnie życzeniami znalezionymi w internecie. Nie wiem, kto jest autorem, ale jakby co to może się podpisać.
Życzę Wam dużo szczęścia, nie zdrowia. Bo na Titanicu wszyscy zdrowi byli.