Idziemy po zioła

Zawsze zastanawiało mnie, co jadali nasi przodkowie na przedwiośniu. Nie mieli przecież takich supermarketów z asortymentem spożywczym identycznym i dostępnym przez cały rok.

Z tego, co podają różne przekazy historyczne, ludzie zamieszkujący nasze rejony klimatyczne, wspomagali się o tej porze roku ziołowymi dopalaczami. Tak tak, to były najwyższej klasy dopalacze produkowane przez matkę naturę.

My dzisiaj chętnie kupujemy gotowce w postaci tabletek czy nalewek, a oni wychodzili do najbliższej apteki pod płotem, lub za stodołą.

Jakimś cudem większość tych osób znała się na podstawowych farmaceutykach rosnących przy drodze, choć w trudniejszych przypadkach chodzili, tak jak my, do własnych magistrów farmacji – miejscowych znachorów.

Wprawdzie nie czuję się uprawnioną zielarką, ale pozwolę sobie na kilka osobistych przemyśleń w tej dziedzinie. W końcu kilka razy przywlokłam do domu jakieś chwasty ze spaceru i kierowałam się przy tym wysoce specjalistycznymi wskazówkami.

Nie spodziewaj się po mnie dokładnej analizy składu chemicznego danego zioła, ponieważ mam zupełnie odmienne podejście do tematu. Lekcje biologii były dla mnie zawsze długimi i nudnymi wywodami o zawiłej strukturze czegoś tam i o funkcji każdego z najmniejszych, składających się na całość elementów. Bo rozumiecie, dzisiaj ludzie jak czegoś nie potną i nie rozłożą najbardziej jak się da, to nie dostrzegają sensu istnienia danej rzeczy w całości.

Jak powiedział naukowiec Henri Poincare: „ Nauka to fakty. Tak, jak dom wznosi się z kamieni, tak naukę buduje się z faktów. Ale zwałowisko kamieni nie jest domem, a zbiór faktów nie jest nauką”.

To bardzo mądra, tylko kompletnie nie zastosowana przez farmację prawda.

W dzisiejszych czasach układamy takie zbiorowiska kamieni, czyli danych składowych czegoś tam i nazywamy to lekiem. Jeśli sięgniesz po współczesny zielnik, znajdziesz w nich bardzo szczegółową rozpiskę wszystkich znajdujących się w danej roślinie składników chemicznych. Nie mam nic przeciwko temu. Tylko, że rośliny nie są po prostu pojemnikami na  jakieś substancje. Dawniej ludzie wiedzieli, że każda roślina jest żywą istotą, która jest czymś więcej niż sumą martwych substancji w niej zawartych. Czy ty przyjaźnisz się z kimś ze względu na skład chemiczny jego ciała? Dodam tylko, że wątrobę i nerki mamy wszyscy w tym samym miejscu, więc co takiego jest w nas, że się od siebie różnimy?

Ciekawe, czy ludzie dawniej zdawali sobie sprawę z ilości alkaloidów, heterozydów, glikozydów, flawonoidów, saponin, kwasów, cukrów, alkoholi i bóg wie co jeszcze znajdujących się w bluszczyku kurdybanku za płotem. Pewnie, gdyby wiedzieli, to by mu wznieśli ołtarze.

Ale, ci ludzie doceniali rośliny nie ze względu na ich poszczególne składniki, ale ze względów osobowościowych. Bo każdy najskromniejszy chwast jest istotą z długą historią na tej ziemi. Każde ziółko ma swoją wypracowaną strategię przetrwania i radzenia sobie z naturalnymi przeszkodami, jak np. mróz, brak słońca, czy wody.

I to jest właśnie to magiczne podejście do świata przyrody! Takie spojrzenie na zioła są bliskie mojemu sercu. I o tym będę mówiła w kolejnych odcinkach, jak już przyniosę jakieś pierwsze wspomagacze psychiki na przedwiośniu.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *