Na pytanie nauczyciela matematyki – Ile jabłek masz, jeśli dostaniesz dwa jabłka ode mnie i kolejne dwa jabłka od Piotra? – Jasiu z całym przekonaniem odpowiedział, że będzie miał wtedy 5 jabłek. I obstawał przy swoim nawet pomimo dwukrotnej prośby nauczyciela o zweryfikowanie wyniku równania.
Po chwili zastanowienia nauczyciel postanowił zmienić taktykę i spytał:
– Słuchaj Jasiu, a ile truskawek będziesz mieć jeśli dam ci dwie i Zosia da ci dwie?
– Wtedy będę miał 4 truskawki.
– 0 – zdziwił się nauczyciel – Wytłumacz mi proszę, jak to jest, że gdy dostaniesz od dwóch osób po dwa jabłka to będziesz mieć ich aż 5, a gdy dostaniesz po 2 truskawki to będziesz mieć ich 4?
– Bo już mam jedno jabłko w plecaku – odpowiedział z rozbrajającą szczerością Jasiu
Pytanie, jakie nasuwa mi się w związku z tym dowcipem brzmi – Czy na pewno zdajemy sobie sprawę ze wszystkich czynników, które składają się na złożoność tego, co nam się przytrafia?
Czy na pewno liczymy wszystkie jabłka, kiedy irytuje nas inny kierowca, lub nieuprzejmy urzędnik? Może jabłka, które podliczamy, a którymi są tylko nasze oczekiwania i przeświadczenia o czyichś powinnościach to jednak wciąż zbyt mało, aby wynik równania wyniósł dokładnie tyle, ile sobie zakładamy?
Gdyby w relacjach międzyludzkich można było liczyć tylko sprawy oczywiste i policzalne to życie można by było opisać w arkuszu excel. W dużej mierze żyjemy obecnie w przekonaniu, że świat jest policzalny i rozpoznawalny w sposób, w jaki nam proponują zmysły. Wprawdzie mówimy coś o energiach, ale przecież je już też mamy w całości pod kontrolą różnych urządzeń. Czytamy wszystko, liczymy wszystko, a AI wciąż zbiera dla nas ogromne zasoby danych.
Naprawdę chcemy wierzyć, że technologia big data pozwoli nam podliczyć dane z miejsc, do których my osobiście nie docieramy i tym samym otworzy nam drzwi do miejsc dostępnych tylko dla osób poszukujących prawdy według zaleceń nauk duchowych. A one inspirują nas do zajrzenia w głąb – w wymiar niepoliczalny, który jednak musimy uwzględnić w swoich życiowych równaniach.
Współczesny model medycyny np. przykład przywiązuje mniejszą wagę do wewnętrznej ekologii i rozwijania wrażliwości na doznania wewnętrzne. Zamiast tego skupia się na zewnętrznych oznakach. Jeśli boli nas głowa to przyczyny tego doszukujemy się na zewnątrz – w środowisku, które nas stresuje lub zakłóceniach w biochemii ciała, a sam ból likwidujemy zwyczajnie tabletką. Magia leków alopatycznych zawładnęła wyobraźnią społeczeństwa do tego stopnia, że przyczynę każdej choroby upatrujemy w ataku jakichś mikroorganizmów, pasożytów i wszystkiego, co da się złapać i czymś zatruć. Poszukiwanie nowych leków odwracających skutki chorób wywołanych czymś zewnętrznym nabrało szalonego rozpędu.
Myślenie o sobie w kategoriach powierzchni ciała zamiast rozwijania świadomości wnętrza prowadzi do tego, że wszystkich przyczyn dyskomfortu, nie tylko tych zdrowotnych, dopatrujemy się w okolicznościach zewnętrznych. Z tego punktu widzenia naturalnym jest myślenie, że środek zaradczy również będzie pochodził z zewnątrz. Przecież tam na zewnątrz możemy wszystko policzyć, zmierzyć i zatruć czymś, czym według naszych danych może być zlikwidowane.
W naszym równaniu wynik będzie zawsze zgodny z tym, co widoczne jest na powierzchni. Zawsze będziemy liczyć truskawki, które nam ktoś teraz daje. A co z tymi, które już mamy w plecaku?