Jak już wcześniej obiecałam, przedstawię dzisiaj plony zielarskie z porannego spaceru. Plony są skromne, bo prawie nic nie rośnie. Tzn. może rośnie, ale nie jestem wytrawnym zielarzem i dla mnie nic tam nie ma. Nic poza moją ulubioną gwiazdnicą pospolitus.
Uwaga, oto zbliżenie na prawdziwą pięknisię:
Czyż nie jest urocza? A jaka drobniutka i delikatna (z figury i w smaku).
Oczywiście, że znasz tę roślinkę. Rośnie wszędzie: wciska się między kwiaty w ogródku, między leśne chaszcze, przykleja i przytula do niejednego krzaczka przy drodze. No i zapewne ją dotąd ignorowałeś. Ale od dzisiaj czapki z głów przed królową.
Arystokracja kojarzy się dzisiaj z delikatnością i nieprzystosowaniem, ale nie o taką arystokrację mi chodzi. Dawno temu księżniczki miały w sobie nie niebieską a wojowniczą krew. Potrafiły walczyć mieczem pędząc na koniu i przetrwać najtrudniejsze chwile z podniesionym czołem. Takie były honorowe. Chociaż mogły wyglądać jak delikatna różyczka.
Gwiazdnica też robi wrażenie takiej słabiutkiej, kruchej kobietki. Jej wygląd jest bardzo mylący. Ta kobietka rośnie właściwie w każdych warunkach. Jest zimoodporna. Jeśli nie przyhamuje jej trzaskający mróz (a teraz go nie ma), rośnie i kwitnie o każdej porze roku, nawet pod śniegiem.
Jej nasiona kiełkują pod pokrywą śniegu, przy temperaturze nieco powyżej zera. Kiedy rolnik wychodzi na wiosnę w pole widzi soczystą, bujną i rozszalałą… gwiazdnicę oblepiającą coś, co miało teraz wyrosnąć, np. żyto ozime. Ale to dobrze, że tak zarasta ziemię, ponieważ chroni ją przed wyjałowieniem.
Ponadto gwiazdnicy nie straszne są żadne herbicydy – przecież mówiłam, że jako królowa dumnie zniesie wszelkie niedogodności. Jej żywotność jest właśnie tym, co teraz bardzo potrzebujemy na przedwiośniu. I jak już wspominałam we wcześniejszym wpisie, nie interesują mnie chemiczne składniki gwiazdnicy. Sprawdzałam je oczywiście, ale nigdzie nie wymieniono najważniejszego: witalności. A to jest jej cecha najważniejsza.
Dobrze, specjalnie dla ciebie zamieszczam naukowy opis składników chemicznych gwiazdnicy. Zawiera witaminę C, karoten, minerały rzadkie takie jak fosfor, magnez, miedź i potas, sole mineralne, kwas krzemowy, i (to jest najlepsze) saponiny trójterpenowe, alkohole cukrowe, kwas elagowy, ferulowy, p – kumarowy, kwercetynę i kemferol.
Boszesz ty mój, mówiłam, że nie mam serca do nauki encyklopedycznej. Przełożę to na język codziennej praktyki. Otóż gwiazdnica niesie ze sobą energię olbrzymiej żywotności, co w dawnych czasach przekładało się na zjadanie tej roślinki szczególnie o tej porze roku w dużych ilościach. Dzisiaj być może kupujemy drogie witaminy i minerały w sztucznie skonstruowanej formie (czyli w tzw. tabletce) a kiedyś człowiek szedł w pole czy do ogrodu i brał sobie garść takiej np. gwiazdnicy i czuł się jak młody bóg.
Jeszcze jedną cechą tej rośliny jest to, że niesie ona ze sobą energię księżycową, tzn. ochładzająco – orzeźwiająco – wyciszającą. Tego składnika też nie ma w dzisiejszych poradnikach zielarskich, ale już przekładam to na polski: właściwości te są potrzebne przy chłodzeniu gorącej wątroby i innych stanów zapalnych. Gwiazdnica leczy te stany wewnętrznie i zewnętrznie. Stosowana w formie okładów, kataplazmów, wychładza i leczy poparzenia, stany zapalne skóry, łuszczyce, wysypki itp. Ponadto jej dostępność wczesną wiosną jest dobrze zaplanowana przez naturę, ponieważ teraz panuje wzmożone ryzyko zaflegmienia organizmu i kaszlu, na które gwiazdnica jest jak znalazł, bo ma też działanie wykrztuśnie. Albo powiedzmy to inaczej: gwiazdnica ma działanie wydalające, bo przecież równie dobrze oczyszcza organizm po alkoholu, w czasie głodówki i kiedy chcemy się oczyścić i odchudzić.
Mnóstwo dobrych rzeczy mogłabym jeszcze napisać o tym pospolitym ziółku, ale resztę możesz sobie sprawdzić sam w wikipedii, czy gdzie tam chcesz. Najważniejsze, żebyś popatrzył innymi oczami na otaczający cię świat, który wcale nie jest taki groźny i przytłaczający (kiedy boimy się że nie mamy na leki), ale całkiem przyjazny i opiekuńczy (jeśli spojrzysz zakochanym okiem na płożące i otulające ochronną kołderką dywany delikatnej gwiazdnicy).
A jak to jeść? Bez kombinacji, zwyczajnie. Po prostu posyp tym kanapkę (jak kiełkami), albo zupkę, albo zrób sobie herbatkę. Smakuje bardzo dobrze, jak kolby świeżej kukurydzy.
I pomyśl – taka malutka szczypta przyrody, a już chce się żyć!
P.S. Radzę się śpieszyć, bo wkrótce urzędnicy z Unii Europejskiej zapukają do twoich drzwi i sprawdzą, czy nie przyniosłeś sobie darmowych leków z leśnej apteki.