Dlaczego ściągamy innych w dół?

Pociągnijmy serię stereotypów narodowych, które skądinąd już częściowo omówiłam tutaj  http://kwantowyzapis.pl/2017/03/14/kto-za-to-odpowiada/ i tutaj http://kwantowyzapis.pl/2017/03/14/366/,  z pokreśleniem, że nie o Polaków  nam chodzi, a o wzór problemów, które jako osoby tu urodzone mamy do rozwiązania.

Możemy się oczywiście nie poczuwać do tego, że jesteśmy zlepkiem ludzi stworzonych z takich samych skłonności, ale problem stereotypów wyłania się przecież wszędzie. Jasne, że nawet w Polsce możemy być bardziej francuscy, niż sami Francuzi, ale i takie przypadki (wykazywanie, że coś jest typowe dla jakiejś nacji) wskazują na zjawisko jakiegoś niewidzialnego grafiku odgórnie nam przydzielanych tendencji myślowych.

Z punktu widzenia psychologii wedyjskiej nie ma we wszechświecie nic, co spada nam bez przyczyny na głowę. Skoro rzekomo odziedziczyliśmy coś po przodkach to i tak dostaliśmy to tylko i wyłącznie jako zwrotną informację o nas samych, czyli po angielsku – jest to tzw. feedback.

A co się robi z informacją zwrotną?

Można ją zignorować, wściec się na nadawcę i próbować zrzucić  na niego winę, ale zgodnie z kodeksem dyplomatycznym, nie zabija się posłańców.

Informację zwrotną można też zwyczajnie zaakceptować i  wdrożyć w życie plan naprawczy. W przypadku stereotypów narodowych mamy sytuację bardzo ułatwioną, ponieważ przykre informacje (ale też i dobre) o sobie dostajemy grupowo. Przyznacie, że kiedy nauczyciel wypomina lenistwo całej klasie, to ból płynący z komunikatu podzielony przez powiedzmy 30 osób staje się bardziej znośny.

Tym łagodzącym wszelki emocjonalne niepokoje wstępem przechodzę już szybciutko do omówienia naszej kolejnej cechy narodowej, nad którą, jak wynika z powyższego, przyszło nam wszystkim grupowo popracować.

Dziwię się nawet sobie, że wątku o polskich negatywnych tendencjach nie zaczęłam od zazdrości, tylko próbuję się z nim zmierzyć dopiero dzisiaj. Cóż, nie jest łatwo stanąć oko w oko z taką przywarą noszoną w sercu.

Prawdę powiedziawszy, tak bardzo ukrywam ten temat w sobie, że aż boję się poddać terapii indywidualnej. Jak widzicie – załatwiam to terapią grupową.

Powiecie, że zazdrość jest typowa dla wszystkich? Może i tak, ale w polskim wydaniu przybiera ona mocne barwy zawiści, z których łatwo nam się śmiać w dowcipach, ale nie tak łatwo zmierzyć w życiu.

Spróbujmy jednak sprawdzić, czy damy radę się jej  pozbyć, jeśli spojrzymy na nią z perspektywy psychologii wedyjskiej.

Ta perspektywa zakłada istnienie czegoś więcej, niż tylko poziom umysłowy, a to oznacza, że możemy spojrzeć na swoje problemy z jeszcze większej wysokości niż gwarantuje nam psychologia zachodnia.

Patrząc z lotu ptaka psychologii duchowej nie ma takiej cechy ani problemu w zewnętrznym świecie, który uderza w ciebie przez przypadek.  Zachodnie zrozumienie, że moje problemy wzięły się z powodu uwarunkowań przez rodziców, jest tylko częścią prawdy. Jak już mówiłam, z lotu ptaka widać więcej.

Mówienie, że woda bierze się z kranu jest prawdą, ale z punktu widzenia kogoś, kto widzi tylko kran. Psychologia zachodnia zrzuca wszystko na kran, wykluczając cały system kanalizacji.

Fakt, że pewne cechy są już nam z mlekiem matki wpojone w krew wziął się stąd, że tę tendencję nosimy w sobie i widząc ją w tak ostrej formie mamy szansę na jej dostrzeżenie. Terapia nie może być skuteczna, dopóki winą obarczamy innych (w tym przypadku rodziców). Oni  tylko mają nam wyolbrzymić i podać jak  na talerzu cechy, z którymi mamy się zmierzyć.

Czyli coś, co widzimy wokół w bliźnich nie jest bynajmniej tylko ich problemem. Teraz głęboki oddech – tylko spokojnie – to co nas tam tak drażni siedzi w nas.  Gdzie lepiej zauważymy, jak bardzo zazdrość przeszkadza, jeśli nie w środowisku ludzi, którzy zazdroszczą i przeszkadzają nam?

Wprawdzie słyszymy od dzieciństwa, jak to nieładnie innym zazdrościć, ale przyznacie, że nie ma to jak lekcja poglądowa.

Z lekcji praktycznych wynosimy nauki w formie bardzo bolesnej, ale raczej dosyć skutecznej.

Co mianowicie uczymy się zazdroszcząc innym i doświadczając ich zazdrości na sobie?

Że odczuwamy życie jak jedną wielką wojnę i rywalizację. Zazdrość nas wszystkich izoluje i pozbawia wszelkiego wsparcia. Zazdroszcząc innym pewnych cech pozbawiamy ich siebie.

To podkreślę na czerwono – zazdrość w sensie energetycznym jest silnym murem odcinającej energii. Z punktu widzenia fizyki wiemy już, że nawet zwykłe cegły nie są cegłami, a zlepkiem cząsteczek energii poruszających się z odpowiednio niską wibracją, która uniemożliwia przejście przez nie takich elementów jak np. nasza ręka. Cząsteczki składające się na element wody poruszają się z całkiem inną częstotliwością, więc wsadzenie do niej ręki nie sprawia nam już takiego problemu. No chyba, że to jest woda zamrożona, ale wtedy mamy  właśnie do czynienia z inną częstotliwością.

Dokładnie tak samo ma się rzecz z naszymi emocjami. Emocja zazdrości zamraża nas natychmiast w bryle lodu, z której nie mamy szans odebrać czegoś innym, ponieważ się od nich odcięliśmy. Oczywiście zewnętrznie możemy coś innym kraść, ale wynika to tylko i wyłącznie stąd, że wewnętrznie czujemy się od tego odcięci. Możemy bardzo pragnąć coś mieć, ale działając z poziomu zazdrości, a nawet zawiści, nie mamy szans na wypełnienie tej pustki w sercu.

Zamiast czuć spełnienie i spokój, że będąc życzliwie nastawionym nic, co jest nam przeznaczone nas nie ominie, próbujemy wyszarpać to innym na swoich warunkach i umniejszając czyjeś zasługi.

Korzyści z tego nie mamy żadnych, bo zamrażając się w zazdrości, mówiąc źle o innych i próbując ich ściągnąć do swojego poziomu zachowujemy się jak kraby w koszyku, które nigdy nie dopuszczają, żeby jakiś inny jego towarzysz odzyskał wolność. Znając te stworzonka możemy je wszystkie spokojnie umieścić  w koszu bez pokrywy, ponieważ ich  zazdrosna mentalność nie pozwoli im samym na wyjście. Każdy krab zadba odpowiednio o drugiego, czyli wszystkie razem zginą sprawiedliwą śmiercią.

Słynny dowcip o Amerykaninie, który widząc dużo krów sąsiada zza płotu modlił się o takie samo bogactwo dla siebie  i o Polaku, który w takiej samej sytuacji modlił się, żeby sąsiadowi wszystkie krowy zdechły, wcale nie jest taki śmieszny. Pokazuje tylko, jak dużo jesteśmy gotowi stracić my, byle nie poprawiło się innym.

Z perspektywy duchowej psychologii wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni tak bardzo, jak przykładowo palce u ręki. Jaki sens ma kaleczenie innych palców, skoro z tego powodu ucierpi cała ręka? Spróbujmy jednak pomóc skaleczonemu palcowi, a odczujemy ulgę nie tylko w palcu, ale w całej dłoni i w całym ciele.

Z powodu zazdrosnej mentalności tracimy wiele okazji wyjścia na wolność z naszego skostniałego umysłu. Tylko czy dostrzegamy świadomie kraba w sobie?

Umysł zakłada sam na siebie system ochrony fałszywego ego, który nie dopuszcza do nas oczywistych wniosków. Często mówimy o innych z zazdrością, ale myślimy, że nie o naszą zazdrość tu chodzi, tylko o czyjeś błędy. Ale czy zastanowił was kiedyś fakt, że mówimy dobrze tylko o tych, którym nie zazdrościmy i stąd  zapewne wzięła  się nasza tradycja  mówienia dobrze tylko o zmarłych?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *