Kto mi zabrał dobry humor?

Mam cichutką nadzieję, że jacyś pacjenci zjawią się dzisiaj na drugiej części leczenia (na pierwszą zapraszam do wpisu  “Jak wyjść z dołka”), chociaż wszyscy czują się już świetnie. Zależy mi jeszcze na dodaniu paru dodatkowych szczegółów, żeby skutecznie zakończyć proces. A potem mogą już wszyscy iść śpiewać i tańczyć.

W pierwszej części, najbardziej istotnym punktem było stwierdzenie najbardziej oczywistego z oczywistych, czyli inaczej – najtrudniej dostrzegalnego – faktu, że przygnębienie fundujemy sobie sami.

Jeśli włączył się teraz komuś wewnętrzny protestujący głos, tzn. że należy kontynuować terapię.

Zauważcie kolejną prostą, aczkolwiek umykającą wielu osobą rzecz: tematów do oceniania ich niezgodności z naszym punktem widzenia nie zabraknie nam nigdy. Mówię to na wszelki wypadek tym, którzy martwią się z góry o tego typu deficyty.

Z tym, że nam chodzi nie o zmienienie tych tematów, ale zmienienie siebie względem nich. Jeśli wiemy, że mamy osobliwy sposób wyszukiwania przykrych i przygnębiających myśli, to będziemy się starali wynajdować myśli odwrotne.

Przede wszystkim, żeby przestać wynajdywać rzeczy przykre, należy przeskoczyć poziom dualizmu i spojrzeć poza pozory. To określenie jest z poziomu jogi, więc może niektórych oszołamiać. W tłumaczeniu na nasze: wychylmy się trochę przez płot. Chodzi jednak o to, że zwykłe wytłumaczenie sobie jakiejś przykrej dla nas sytuacji nie leży tylko i wyłącznie w wyjaśnieniu: „ktoś zrobił coś co zrobił, bo inaczej nie umiał.”

To empatyczne podejście do problemu obejmuje tylko jeden z poziomów zrozumienia sytuacji i bardzo często nie wystarcza do zmiany naszego podejścia. Dobrym wyjściem jest szukanie wyjaśnień coraz głębszych i głębszych. Nie zadowalaj się tylko jedną odpowiedzią na dane pytanie. Być może  (raczej na pewno) odpowiedź dotyczy też ciebie?

Jeśli się zastanowisz bardziej, to zauważysz, że ten ktoś z jakiegoś powodu przycisnął cię w najbardziej bolesny punkt. Nie pytaj dlaczego on to zrobił, ale dlaczego ty tak zareagowałeś. Zapytaj siebie, co się z tego nauczyłeś? (że jestem porywczy, obrażalski, gwałtowny, fanatyczny, zależny od cudzych opinii itp.).

Kolejne poziomy pytań są więc już doszukiwaniem się ukrytego wzorca, który wychodzi na wierzch i wymaga transformacji i uleczenia. Tym samym łatwiej przyjąć ci do wiadomości, że problem nie znajduje się na zewnątrz, ale w tobie.

Jeśli przy każdym bolesnym dla nas doświadczeniu będziemy poszukiwać odpowiedzi w stylu: „dlaczego on/ ona to zrobiła?” to nigdy nie zmierzymy się z własnym umysłem, tylko z cudzym.

Mistyka wpływania na umysł polega na tym, że nie zmieniasz nigdy innych, tylko siebie. Jeśli zmienisz wzorzec swojego umysłu to okazuje się, że już nikt więcej nie przyciśnie cię w bolesny punkt, bo tego guzika po prostu już nie ma.

Ten subtelny guzik był niewidoczny dla ciebie, ale dla wielu osób z twojego otoczenia był wręcz wymalowany na brzuchu w kolorze jasnoczerwonym z napisem: „ tu przyciśnij!”.

Dlatego w tzw. kontroli umysłu nie chodzi o manipulowanie innymi, żeby zmienili swoje zachowanie względem nas i byli zawsze mili. Kontrola umysłu oznacza zmianę jakiegoś wzorca myślenia i zachowania w nas. A  to wymaga pewnej procedury działania.

Załóżmy, że ktoś powiedział nam coś przykrego.

Obecnie mamy takie myśli:  ktoś nas znieważył, skrytykował, nie docenił.

Obecnie mam takie uczucia: złość, poczucie znieważenia, frustracja, przygnębienie.

Rutynowo zachowujmy się tak: płacz, bezradność, chęć zemsty.

Nowe myśli, które świadomie wybieramy: ktoś mnie nie docenił, znieważył, ponieważ ten ktoś działa ze swojego punktu widzenia. Ale ja mam zamiar kierować swoimi uczuciami w zdrowy sposób, tzn. nie chcę zależeć od opinii innych osób. Od tej pory czujemy się szczęśliwi niezależnie od czyichś opinii

 Jak chcemy się czuć: spokojni, zadowoleni, radośni.

Naprawdę? Naprawdę chcemy się czuć dobrze? No to zamknijmy usta temu rozgadanemu gościowi, który siedzi w nas i przerzuca argumenty z jednej kupki na drugą, poszukując wciąż swojego klocka z napisem „moja racja”.

Tutaj warto wybrać inny sposób działania: medytacja, śpiew, taniec, oddychanie (wymyślcie  swój…), ponieważ to są sposoby na oderwanie tego pana od ulubionej czynności przerzucania  umysłowego węgla. Zalecane przez czasopisma ilustrowane dla pań sposoby typu: kup sobie coś na pocieszenie czy zjedz czekoladę nie są skutecznym sposobem na oderwanie go od ulubionej rozrywki.

Spróbujmy okazywać psu czułość za każdy jego głupi wybryk a z czasem okaże się, że będziemy potrzebowali interwencji zaklinacza psów. W przypadku naszego własnego umysłu sprawa ma się gorzej, bo mamy dzisiaj małą kadrę prawdziwych specjalistów od zaklinania.

Jeśli nie chcemy skończyć tak jak rozpuszczony pies, to lepiej nie warunkujmy go pocieszeniami za każde źle wykonane zadanie. Źle wykonane zadanie w przypadku umysłu to wieczne roztrząsanie i definiowanie obserwowanych wydarzeń tak, aby usprawiedliwić nasze przygnębienie.

Powodu nie znajdziemy na zewnątrz, ale w nas. Żeby go rozpuścić musimy puścić chęć kurczowego trzymania się naszych „powodów do…”

Kwantowe terapie i inne radykalne sposoby działają wtedy, gdy dobrowolnie zawiesimy wiecznie powielany w umyśle wzór doszukiwania się przyczyn naszych nieszczęść i zastąpimy go czymś tak szokującym jak otwarcie się na sposoby odczuwania szczęścia.

Nawet tak z pozoru niezależna od nas rzecz, jak choroba jest dla nas „powodem” do odczuwania dyskomfortu. Tylko, że joga, a teraz rzekomo tak nowatorskie spojrzenie jak mechanika kwantowa, mają w tej sprawie coś bardzo ważnego do powiedzenia: mamy moc wpływania na zdarzenia samym tylko aktem dokonywania wyboru. Problem polega na tym, że nasze wybory podyktowane są naszą dotychczasową pamięcią, która już nie potrafi sięgnąć głębiej po bardziej efektywne sposoby działania.

Nie dajemy jej na to żadnej szansy, ponieważ jesteśmy zajęci opisywaniem złych doświadczeń i naszego nieszczęścia wynikającego z, pozwólcie mi to powiedzieć, zewnętrznych okoliczności.

Nawet jedna minuta zawieszenia tego monologu potrafi zdziałać cuda w naszym życiu, a co dopiero kiedy zaczniemy wprowadzać taką strategię działania na co dzień.  Wystarczy chwila uspokojenia tego pana, który usiłuje za nas przerzucać cały wirtualny węgiel, a okazuje się, że umysł znajduje nowy, niespotykany dotąd wariant działania.

Kwantowy skok w umyśle wymaga ułamka sekundy, ale przygotowanie do niego zajmuje nam czasem całe życie.

Streszczając dzisiejszy wywód – nie bierzcie sobie do serca słowa „ analiza”. To jest coś, co możemy spokojnie sobie odpuścić względem innych. W naszym przypadku wystarczy, że zapukamy do samych siebie, zauważymy to i porzucimy chęć podrzucania tego kukułczego jaja innym.

Niniejszym dzisiejsza sesja dobiegła końca. Mam nadzieję, że poczuliście chęć do zmian, które oczywiście zrobicie w sobie. Innych zostawcie w spokoju.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *