Czy mamy wybór?

Czy naprawdę wierzysz, że masz dostęp do innych wariantów rzeczywistości? Czy wierzysz, że masz wolną wolę i wybór?
Jasne – pomyślisz – gdybyśmy to my mieli wybór, to już wszyscy wybraliby same najlepsze dla nich opcje. Czyli wszyscy byliby bogaci, szczęśliwi i spełnieni. No i tu cię zaskoczę – w rzeczywistości już dokonujemy wyborów i jak widać świat jest jaki jest. Można śmiało powiedzieć, że większość z nas nie ma wpływu na swoje wybory, bo o tym nie wie. A nawet jeśli spotka się z takim przesłaniem o wolnej woli, to natychmiast blokuje je przekonaniem, że świadomie to można i chcieć, ale ster trzyma podświadomość.
Więc ja tu dzisiaj chcę trochę poodkręcać to, co zostało przeinaczone, czyli wnieść parę adnotacji do nauki o świadomości i pokazać, że u sterów to powinna być nasza inteligencja (na Zachodzie często określana jako świadomość, co jest mylące), a podświadomość ma przejmować najcięższą pracę, zwaną automatyzacją, ale bynajmniej nie ona tu jest od wyznaczania kierunku. Sami jej tę pozycję oddaliśmy więc nie mamy powodów do utyskiwań.

Generalnie w mechanizmie umysłu istnieje zasadniczy podział ról i dział zwany podświadomością wykonuje zwyczajnie wyznaczone mu przez kierownictwo zadania. Nawet, jeśli zadania te były nakreślone szmat czasu temu i w międzyczasie kierownictwo uległo zmianie, to dział produkcji robi swoje, dopóki nie dostanie nowych, spójnych z  misją firmy, dyrektyw. Jeśli kierownictwu nie chce się przyjrzeć, co ten dział zwany podświadomością robi, tylko skarży się wszystkim, jakich ma w pracy idiotów, to z ich współpracy, a raczej jej braku wyniknie coś, co obserwujemy często wokół – kryzys firmy. Jeśli mówimy o wolnej woli i wyborach w życiu, to najpierw musimy sprawdzić, czy my aby przypadkiem zdajemy sobie sprawę, co dokonywanie wyborów i przytomne dopilnowywanie ich realizacji oznacza. Bo na razie często myślimy, że wystarczy usiąść za biurkiem z tabliczką “dyrektor”, ogłosić, że ja tutaj rządzę i od dzisiaj ma być tak jak pan każe. A czy ktokolwiek z nas staje się na tyle świadomy, że nowe wytyczne i sposoby działania lekko wytrącają z równowagi mnóstwo pracowników, którzy jak dotąd doprowadzili do mistrzostwa poprzednie działania? Być może nowy rodzaj pracy jest bardziej wydajny i mniej pracochłonny, być może zyski będą większe, ale czy szanowny pan dyrektor pofatygował się na zejście do działu produkcji i rozmowy z roztrzęsionym personelem? Czy pan dyrektor raczył rozwiać wszelkie wątpliwości zestresowanym pracownikom i przekonał do swojej wizji? Najczęściej zachowujemy się wobec swojej wystraszonej nowym planem działania podświadomości, jak nie przymierzając nowy dyrektor – buc, mianowany na stanowisko dzięki protekcji. Kompletnie nie znamy się na swojej robocie, nie mamy żadnych kwalifikacji i mamy w nosie skargi pracowników. Wszelkie ewentualne zażalenia i problemy produkcyjne są dla nas co najwyżej obrzydliwą prowokacją, formą ataku na nas, sabotażem i czym tam jeszcze, co usprawiedliwia naszą klęskę. Bo my tu przecież rozrysowaliśmy swój plan sukcesu i wizja wisi zaraz przy wejściu do firmy. Jak widać żadne wizje i wybory nie działają, bo przecież pracownicy mieli już dość czasu, by się z naszymi planami zapoznać.
A jednak bardzo się będę upierała przy zdaniu, że mamy wybór i to nawet całkiem spory. Mamy wpływ na linię produkcyjną w naszej firmie, ale najpierw to my jako dyrektor, czyli zarządzająca świadomość musimy wykazać się pełną gotowością do konfrontacji z pracownikami, do wielkiej empatii i zrozumienia, oraz do wykazania się wszelką wiedzą merytoryczną, która pomoże nam przekonać ich do swoich decyzji. Dopiero wtedy, gdy my jesteśmy pewni swojego wyboru, a pracownicy dostają od nas pełne wsparcie, zrozumienie i ewentualną korektę w ogólnie naszkicowanym planie pracy, reszta zaczyna się toczyć bez naszego większego udziału. To wszystko znowu brzmi jak olbrzymi głaz nie do przeskoczenia, do którego zdolni są tylko mistrzowie menadżeringu.
W rzeczywistości jednak każdy z nas może wskoczyć w miejsce tzw. dyrektora, który dokonuje śmiałych wyborów i wkracza na swoje wymarzone obszary życia, ale najpierw musi stać się świadomym, że ten wybór jednak ma, no a później pogodzić się z tym, że jako szef musi najpierw stawić czoło rozjuszonej nowym systemem pracy ekipie podświadomości. I tu powiedzmy sobie szczerze – nie każdy jest na to gotów. Dlatego większość z nas po przeczytaniu mnóstwa książek i przejściu kursów zaczyna wdrażać swoje wielkie hasła tylko na zasadzie propagandy sukcesu. Skąd my to znamy? Zrobiły na tobie wrażenie hasła typu: “Zbudujemy nową Polskę”? Na pewnym etapie zapewne tak. Każde takie chwilowe hasło wyrywające nas z marazmu jest przyjmowane z wielką nadzieją. Tylko, że po tym przychodzi czas, kiedy ekipa budująca te nową Polskę przychodzi z punktami sugerującymi bardzo konkretne i bolesne zmiany, na które większość nie jest wcale gotowa. Tak samo dzieje się z naszą podświadomością, która chętnie przejmie rolę budowniczego nowej ery, ale najpierw zgłosi się do nas z kilkoma niejasnymi dla niej punktami, które natychmiast musimy jej wyjaśnić, bo inaczej to ona czka na taki plan. No i wtedy rzeczywiście mamy dowód, że podświadomość rządzi i sabotuje nasze wybory.
Chcę się dzisiaj z tobą podzielić kilkoma ciekawymi sposobami na tzw. rozterki dyrektorskie, czyli jak podejść do tematu pozornego sporu na linii szef – podwładni.
Jakiś czas temu zetknęłam się z pojęciem tzw. linii czasu i możliwością manipulacji z wydarzeniami na owej linii. Oczywiście, że mój sceptycyzm wykazał się dużą dawką ostrożności i ujarzmił moje zapędy w rządzeniu przeszłością no i czymś tak enigmatycznym jak przyszłość. Próbowałam, ćwiczyłam, stawałam na linii czasu i nawet czułam drżenie na niektórych punktach linii, ale zdrowy rozsądek wołał, że czasu nie da się nagiąć i ustawić tak jak ja chcę. Co się stało to się nie odstanie. Co się ma wydarzyć w przyszłości jest zapewne ponad moim chceniem, a więc dałam sobie z tym spokój. Na jakiś czas, oczywiście. Potem spotkałam się wieloma innymi dziwnymi technikami, jak huna, ustawienia Hellingera, regresing i moje mury sceptycyzmu zaczęły powoli się kruszyć. Coś mi w tym wszystkim nie dawało spokoju. Wiele przedzierających się do mnie informacji, scen i uczuć nie mogły pozostać bez odbioru, skoro ewidentnie ich ujawnienie się zmieniało wydarzenia rozgrywające się obecnie i to nawet dość radykalnie. Czyżby temat świadomego wyboru i wpływania na wydarzenia w różnych punktach czasu nie był zwykłą fantasmagorią?
Jak to możliwe, że pogodzenie się z kimś z mojej bardzo dalekiej przeszłości miało aż taki wpływ na pogodzenie się z kimś zupełnie innym dzisiaj? Jak to się stało, że postanie i potuptanie w bolesnym punkcie na linii czasu w bardzo zamierzchłej historii pozwoliło mi puścić coś bolesnego, co teraz koniecznie chciałam czuć? Po uwolnieniu tego okazało się, że wcale nie chciałam tego czuć i nieść, ale tak mi się wcześniej wydawało. Po odczuciach przychodzących na takiej linii zaczęłam rozumieć myśl Ramana Maharisiego: “Puśćcie swoje bagaże! Przecież jesteście w pociągu.” Nie zdawałam sobie sprawy, że jadę w pociągu i kurczowo pilnuję walizek, zamiast odłożyć je na półkę.
Zrozumienie i praktyczne wdrożenie w życie niektórych z tych aspektów nie przyszło mi wcale łatwo. Co ja się najpierw nie naczytałam! Przewertowałam dosłownie setki dzieł dotyczących świadomości i kosmologii, z których najbardziej szczegółowe i obszernie wyjaśniające okazały się te z vedanty. Kiedy do tego dołożyłam wnioski współczesnych naukowców, a konkretnie tych otwartych na łączenie fizyki z wiedzą o świadomości, jak chociażby fizyków Johna Wheelera czy Amita Goswamiego, to wreszcie się przekonałam, że zasadniczo, to ja nic nie wiem o rzeczywistości. A to oznacza, że mogę się śmiało otworzyć na zupełnie nowe czasoprzestrzenie, bo dotychczasowe tkwienie na jednym poziomie tylko z pozoru daje mi bezpieczeństwo. Jak już z takim przeświadczeniem wystąpiłam na zebraniu z moją podświadomością i ogłosiłam, że wiem, jaki stan wybieram i jestem gotowa przychylić się do rozwiązania jakichś niewyjaśnionych spraw to dopiero wtedy dostrzegłam jej  zryw i entuzjazm. Nie twierdzę, że ty masz zrobić tak samo. To moja natura analityka zmusiła mnie do tego typu działań. Gdybym nie przekonała siebie na tym odcinku, to zapewne nigdy nie podjęłabym więcej próby na polu tzw. magii. Bo ja niekoniecznie myślałam kiedyś o sobie, że wierzę w magię. Okazało się, że jestem jak najbardziej otwarta na niewiarygodne i niezwykłe okoliczności, ale nie w formie, którą mi podawano. Po prostu musiałam zapoznać się z tzw. literaturą fachową i dopiero wtedy zaczęłam coś sama czuć. Ty możesz potrzebować zupełnie innych wrażeń, argumentów i sposobów działania. Może  już widzisz energie i dostajesz informacje, do których ja musiałam dojść dosyć okrężną drogą, ale przecież każdy z nas jest inny.

Chętnie opowiem ci moją historię, jak zaczęłam bardziej świadomie wybierać (nie twierdzę, że cały czas jestem bardzo przytomna), ale najpierw wyjaśnię, jak wygląda czas i przestrzeń z punktu widzenia vedanty. Będzie bardzo prosto – przestrzeń jest jednocześnie nieskończenie wielka jak i bardzo mała. Możesz odczuć jej niekończącą się jakość, jak i wybrać jej małość. Z tą prostotą to był oczywiście żart. Ujęcie tego pojęcia w dwa zdania jest oczywiście proste, ale żeby nie było, że ja tu jestem mistrzem czasu i przestrzeni.  Vasista Muni, niezwykły mistyk z dawnych czasów, którego nauki zawarte w słynnej “Joga Vasiście” do dzisiaj służą jako dowód na zdumiewająco kwantowy obraz rzeczywistości materialnej wypowiedział wiele zdań, jak niezgłębiony jest dla nas ów hologram zwany kosmosem. Jeśli chodzi o czas, to jedną z jego słynnych maksym jest stwierdzenie, że czas wydaje nam się ciągnąć, czyli biegnąć po linii, gdy tymczasem całe eony mijają w jednej chwili, tak jak jedno miasto odbija się w jednym zwierciadle. Pozwoliłam sobie na takie proste sformułowania tylko po to, żeby wyjaśnić, jak to metaforyczne spojrzenie na skomplikowaną strukturę czasoprzestrzenną może wyzwolić nas z pułapki myślenia, że jest tak, jak widzę, że jest. Wielu osobom się to udało i wielu ludzi coraz częściej odkrywa tę możliwość wyrwania się poza zamkniętą i wydawałoby się już z góry zdeterminowaną przestrzeń. Spójrz na rysunek poniżej, na którym kwadraty wydają się być coraz mniejsze i mniejsze, w związku z czym przestrzeń i czas w każdym z nich wydaje się być zupełnie innej wielkości.


Tymczasem ta starożytna instrukcja obsługi świata twierdzi, że mimo wszystko czas chociaż istnieje to w pewnym sensie jest też złudzeniem. Wyobraź sobie, że ty żyjąc kilkadziesiąt, może sto lat masz takie samo odczucie upływu czasu jak mała mrówka, która przeciętnie żyje około 40 dni. Nawet komórki wyściełające wnętrze ściany jelita, które żyją tylko 5 dni, czy komórki skóry, które żyją tylko parę tygodni przeżywają w swoim wewnętrznym odczuciu całe długie życie. To, co łatwo nam zaobserwować widząc organizmy mniejsze od siebie jest wprawdzie bardzo pouczające, ale jakoś nie potrafimy dopuścić do wiadomości faktu, że te iluzoryczne kwadraty czasoprzestrzenne rozciągają się w nieskończoność w jedną i drugą stronę. My oczywiście łudzimy się, że jesteśmy jego zwieńczeniem, ale to tylko pozory. Wielu mistyków już dawno odkryło, że tak jak my uważamy się za żyjących dłużej od bakterii, tak we wszechświecie istnieją istoty wybierające opcje poruszania się w dłuższych i bardziej sprzyjających wariantach czasowych, ale trzeba je najpierw znać. Jak mamy wybrać coś, czego istnienia nie dopuszczamy do naszej świadomości?
Jeśli nie wiemy, że poza naszym systemem istnieje inny wariant to czy w ogóle podejmiemy decyzję o wyjściu z niego?
Czas jest czymś bardzo zwodniczym, bo mieści się w jednej kropce (spójrz na rysunek najmniejszego kwadratu), a jednocześnie rozwija się dla nas linearnie, jak kłębek wełny tylko po to, żebyśmy mogli wyraźnie odczuć wszystkie następujące po sobie emocje i zobaczyć obiekty, które blokują nam dostęp do przestrzeni, gdzie z tym czasem nie borykamy się już w tym samym stopniu. Wiem, że brzmi to skomplikowanie, ale przypomnij sobie wydarzenia w życiu, jak np. odpytywanie przez nauczyciela na lekcji, kiedy byłeś całkowicie nieprzygotowany. Prawda, że czas ciągnął się w nieskończoność? Dla odmiany przypomnij sobie wydarzenie, które trwało znacznie dłużej, ale było tak przyjemne, że przeminęło w okamgnieniu. Podobno istnieją w naszym świecie przestrzenie, gdzie wszystko przebiega na znacznie dłuższym odcinku czasowym, ale tylko patrząc z naszego punktu widzenia. Z perspektywy osób żyjących w danej jakości czasoprzestrzennej życie mija porównywalnie szybko jak nam. Każdy żyje w swoim kwadracie, który dla niego jest punktem odniesienia. Mniejszy kwadrat, w którym żyje pies jest dla niego też całkiem długim, naszym stuletnim życiem. Bo to, że on jest mniejszy jest tylko iluzją. Jestem gotowa zrozumieć, że życie komórek jelitowych w naszym ciele trwa dla nich równie długo, jak nasze. One też rodzą się, uczą swoich nowych życiowych zadań, pracują i jeśli trzeba walczą z wrogiem, tworzą rodziny, zakładają domy, starzeją się i umierają z poczuciem spełnienia i z medalami na piersi. A że to życie według nas trwało śmiesznie krótko, bo tylko 5 dni, nie ma dla nich znaczenia.
Spójrz teraz na swoją przestrzeń i pomyśl, czy przyszło ci do głowy jak nieskończenie wiele jest takich wariantów przestrzenno – czasowych, w które możemy wejść. Nie proponuję ci wcale życia mrówki, czy bakterii, broń boże! Chodzi o to, że mrówka jest może i świadoma swojej roli jako robotnica w mrowisku, ale nie ma wpływu na kolejne swoje wybory. A ty masz. Oczywiście jeśli jesteś świadom swojej energetycznej i duchowej natury, a co za tym idzie – możliwości swoich wyborów.  W pewnym sensie nie możemy wybrać niemożliwego, ale to niemożliwe zależy tylko od percepcji, czyli od poszerzenia swojej świadomości. Jeśli myślisz, że nic nie możesz, to tym samym dokonałeś wyboru. To jest poziom większości z nas, którzy myślą, że nasze życie zależy od czegoś, co wydaje im się że gonią. Nam się wydaje, że to obiekty zewnętrzne warunkują nasze wewnętrzne doznania. Częściowo to jest prawda. Ale półprawdy są gorsze od prawdy. Faktem jest, że w swoim wnętrzu rozważamy i dyskutujemy o tym, co widzimy na zewnątrz. Ale to nie to zewnętrze jest źródłem naszej satysfakcji, lub jej braku. Poszukując tego poczucia pełni na zewnątrz jesteśmy skazani na wieczną pogoń za swoim spełnieniem. Myślimy, że od naszego wyboru dzieli nas czas i przestrzeń

Na razie próbujemy wejść na te schody, bo na ich szczycie spodziewamy się znaleźć to upragnione coś. Myślimy, że nasze szczęście jest od nas niezależne, że jest to obiekt, który obserwujemy. Tylko, że wtedy startujemy z poziomu braku i niekompletności. To jest ten poziom oporu i wątpliwości, z którego umysł odczytuje instrukcję wyszukania w przestrzeni wariantów odpowiednika braku.
Spójrz na życie z perspektywy wyboru. Jeśli z tej pozycji chcesz wybrać coś co wypełni ci jakiś brak, to utknąłeś na zapętlonym poziomie. Gonisz na zewnątrz coś, co być może jest w tym samym punkcie czasowo przestrzennym, tylko ty tego nie rejestrujesz. To jest system, w którym próbujemy znaleźć coś, czyli pozostajemy na poziomie próby. To jest pozorny ruch i pozorne zbliżanie się do upragnionego celu, ponieważ pozostajemy w systemie, który zwodniczo dla nas nie ma swojej głębszej przyczyny. To my gonimy marchewkę, a marchewka zdaję się gonić nas i pozostaje nieosiągalna. Patrząc z perspektywy iluzji czasu może warto zatrzymać się i uważnie przyjrzeć, czy my czasem czegoś nie przegapiamy.
Jeśli czas jest tak wielki i mały zarazem, to może to, co jawi się nam jako problem i przeszkoda jest tym niewyjaśnionym i nierozwiązanym czymś z tzw., przeszłości, a tak naprawdę jest to zwykłe niedostrzeganie faktu, że my tę przeszłość po prostu chcemy nieść? To by znaczyło, że podświadomość jest bardzo miłą ekipą budowlaną gotową zrobić kawał dobrej roboty, bez sabotowania nowych pomysłów dyrektora, o ile dyrektor okaże się równie miły i wysłucha jej postulatów?
Według Wed, jak i zgodnie z badaniami fizyki kwantowej, przyszłość już można mieć. Ba, ale jak to przełożyć? Nie będę wnikać w dziwne i tajemnicze historie ludzi, którzy przedostają się do różnych innych czasoprzestrzeni, bo jak zwykle mój praktycyzm żąda konkretów. Święta nie jestem, a chcę też sobie powybierać te inne opcje. I jestem coraz bardziej pewna, że te możliwości istnieją. Możemy już dziś przypomnieć sobie swoją przyszłość, bo ona po prostu jest tylko wyborem. A wszelkie tzw. chwilowe przeszkody nie są w ogóle przeszkodami, tylko nieodkodowanymi, niezrozumiałymi jeszcze dla mnie postulatami podświadomości, która zgłasza chwilowe komplikacje na linii produkcyjnej. Mój wybór jeszcze się nie osadził w nowym systemie drgań i podświadomość zgłasza, że dla niej to się jeszcze nie wydarzyło. Wątpliwości to wyraz oporu we mnie. Ale wybieram i pozostaję przy swoim. We wnętrzu musi istnieć tylko ten stan wibracji – nie dwa i trzy różne, tylko jeden. Przed oporem nie ucieknę. Nie odetnę się od zarzutów  podświadomości, ale mogę jej wysłuchać i podziękować za wykazanie błędów w planie i zgodzić się z radością na jej zarzuty. Wtedy wszelkie zakłócające rodzaje drgań zostają wyciszone. A jak wewnątrz tak i na zewnątrz, czyli w tłumaczeniu na bardziej skomplikowany język fizyki – jesteśmy w zunifikowanym polu energii. Mój wybór już tu jest, tylko muszę się nim stać.

2 komentarze

  1. Przychodzi mi na myśl że w takim razie wszelkie “nieszczęścia” które nas spotykają są tylko wskazówkami że schodzimy z właściwej drogi.
    To by jednak znaczyło że jest jakaś droga do przejścia, nie dość tego, znaczyłoby to również że jest jakaś “właściwa” droga a to znowu implikuje że mały ten nasz wybór skoro wybierając niewłaściwie dostajemy po d….

    1. Ida Smela :

      W pewnym sensie masz rację i dodam swoje trzy grosze: a co, jeśli sami sobie wybraliśmy taki stan niby dostawania po d..? Głupio pytanie zadałam, bo aż sama zaczynam się źle czuć. Ostatnio staram się zadawać sobie pytania otwarte typu, a co jeśli za tym kryje się coś lepszego? Chodzi o to, żeby zadawać pytania otwierające na lepsze niż stawiające kropkę nad i, które pozostawiają cię w pudełku pt.”Tu jest źle ” Co by było, gdybyś w niekomfortowo odbieranej rzeczywistości powiedział sobie 30- 50, może być i sto razy zdanie:”Interesujący punkt widzenia, że mam taki punkt widzenia”. I zrób to, aż poczujesz większą przestrzeń w sobie. Ta przestrzeń pozwala poczuć lekkość i otworzyć się na przyjęcie wyborów, na które sam byś nigdy nie wpadł i dopuścić rzeczy, które niekoniecznie dają w d…bo już jesteś otwarty…na inny punkt widzenia. Co ja się będę rozpisywać. Sprawdź bo to działa – zadawanie pytań, które otwierają a nie zamykają na zdefiniowaną już rzeczywistość. Odwróć swoją wypowiedź np. tak: A co by było, gdyby za tymi wydarzeniami kryła się przyjemniejsza droga? Lub coś w tym stylu. I podziel się, jeśli poczujesz różnicę, bo ja też teraz to robię 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *