Znasz swój wewnętrzny azymut?

Czym różnią się  terapie kwantowe od wszystkich alternatywnych rodzajów leczenia? Taki psycholog czy inny doradca też potrafią nam nieźle pomóc, więc w czym rzecz?

Co się dzieje, kiedy z konkretnie nazwanym problemem zwracamy się do specjalisty od danej dziedziny np. związków, lub finansów? Otóż taki ktoś próbuje rozwikłać magiczną zagadkę, jakie niewidzialne siły miotają naszymi decyzjami, że nam tak nie wychodzi. A potem próbują nas przekonać, żebyśmy pomyśleli inaczej. Trwa to dosyć długo i jest  mało skuteczne, bo żaden zewnętrzny ekspert nie siedzi w twojej głowie, a już na pewno nie w energiach.

Za to, kiedy tylko zwrócisz się ku magicznej terapii kwantów, to nawet nie musisz wysilać się, żeby sformułować swój problem. Powiem więcej – twój rzekomy problem nie jest tym problemem, który ci mąci. I dlatego właśnie wspomniałam w poprzednim wpisie o naszym cieniu, który potrafi nas zamęczyć samymi tylko złymi etykietkami i przesunięciami zjawiska poza obszar naszej odpowiedzialności. Zbadanie co jest uszkodzone i jaki ty masz wpływ na naprawę zajmuje zwykle zbyt dużo czasu, ale nie w terapiach kwantowych. Dzisiaj mała lekcja poglądowa – jak toczy się terapia na niewidzialnym planie kwantów.

Załóżmy, że ktoś przychodzi do psychologa z problemem tzw. związków. Po pierwsze stara się wyjaśnić, jaki to on jest poszkodowany, jak on się stara, a ten drugi nie. Próbuje nawet podsunąć, jego zdaniem słuszne powody, dla których ten drugi być może go nie rozumie. Stwarza pozory rzekomo konstruktywnej krytyki. I wiesz co? To wszystko na nic. Dopóki sam nie dojdziesz, gdzie ty puszczasz zasłony dymne, a puszczasz na sto procent, to żadne miłe i mniej miłe pogawędki ci tego bałaganu nie posprzątają. Bo sprzątają, ale nie tam, gdzie trzeba.

Jeśli dziewczyna, albo chłopak koniecznie marzy o związku i nie ma pojęcia, dlaczego wszyscy, których spotyka to naciągacze, to terapia u psychologa może trochę potrwać.

Tymczasem magia kwantowa zadziała tak subtelnie i jednocześnie tak powalająco – przekonująco, że oświecenie zajdzie u jednostki potrzebującej prawie natychmiast. Bo widzisz – przed tymi wyższymi siłami się nie ukryjesz.

Kiedy ktoś uporczywie trafia na tzw. wyzyskiwaczy, to niechybnie leczy się z cienia bycia zawsze „mamusią”, „tatusiem”, albo np. „ratownikiem”. Traci czas na pisanie afirmacji, że tuż za rogiem czeka książę, albo księżniczka, a przecież on/ona wcale nie chc樂威壯
e być w takiej relacji. On/ona chce ratować, ale jak tu ratować monarchę?

Mając zewnętrznie ustawiony azymut na związek, a wewnętrznie na „ratowanie” tworzy się z tego dziwna konfiguracja. Jedno jest pewne. Podświadomość rządzi i ona już zadba o to, żeby „ratownik” dostał jednostki do uratowania. Zależy mu na topielcach? Proszę bardzo – tam tonie kolejny. Energetycznie wygląda to tak, że on chodzi wciąż w kąpielówkach, z gwizdkiem na szyi i w koszulce z napisem ratownik. Nie ma szans, żeby potrzebujący przeoczyli takie sygnały. Wszyscy tonący mogą liczyć na jego pomoc. Jest tylko jeden poważny problem. Bo tonący chcą iść później do domu, ale już bez asysty. Tylko, że nasz ratownik upiera się iść z nimi. Ba, żeby tylko. Po drodze pyta, czy uratowany ich kocha. A jak nie kocha, to dlaczego?

Życie stara się jak może pokazać nam sprzeczność naszych pragnień i stara się wykasować nam programy wzajemnie się wykluczające. Ale co z tego, skoro my u terapeuty mówimy tylko część prawdy. Że np. związki nam nie wychodzą i inni nas nie kochają? A dodaliśmy np. że nie wychodzą nam związki z tonącymi? I że koniecznie ich chcemy zaprowadzić do swego domu?

W kwantowym uzdrawianiu możemy liczyć na niezłe show. Bardzo szybko na naszych oczach odegrane zostaną takie sceny, że jak nic doznamy oświecenia. Osoby, które niby są przez nas uznawane za oszustów i naciągaczy natychmiast zyskają w naszych duchowym już oczach miano świętego. Ich rola w naszym życiu ogranicza się bowiem tylko do ściągnięcia nas z nieprawidłowo obranych celów. W przypadku „ratownika” może się np. wydarzyć, że jego oczom ukaże się natychmiast totalny absurd sytuacji, w której to ratowany jeszcze przed skokiem do wody mówi: „Uwaga! Teraz będę skakać. Gotów? Pamiętaj! Ty tylko masz mnie wyciągnąć z wody. Trzy dwa jeden, start!”

Nie ma kwestii, że po takim przedstawieniu nie pojmiemy komizmu sytuacji. Przecież my do tej pory wlekliśmy się przez miasto w kąpielówkach i z gwizdkiem na szyi.

I to jest właśnie to, czego nie robią inne klasyczne terapie. One nie dostrzegają twojego nieadekwatnego stroju i zajmują się tym, żebyś się zmienił w milszego dla tonących. Czyli, żebyś godził wykluczające się wzajemnie pragnienia.

Kwantowa terapia pozbawia cię tylko fałszywych kąpielówek. Nie pytaj mnie, jak to się dzieje. To już jest niezła magia.

 

5 komentarzy

  1. Jeszcze nigdy nie słyszałam o terapii kwantowej. Będę drążyć temat. Dziękuję za ten artykuł :).

    1. Ida Smela :

      Pod tą nazwą kryje się całkiem sporo, ale skuteczność i tak nie zależ od techniki, ale od świadomości tego, który to robi. Ogólnie zapraszam do poczytania mojego bloga 🙂 bo pokazuję tu, że nie o jakąś konkretną technikę chodzi (np. specjalne trzymanie rączek, czy pukanie jakichś miejsc), a o całkowite przeobrażenie myślenia. Tylko takich osób szukaj, nie tych od jedynej słusznej metody:)

  2. Justyna :

    A ja o terapii kwantowej dowiedziałam się właśnie od terapeuty więc jestem szczęściarą 🙂 pozdrawiam

  3. Rzadko mam okazję czytać tak dobre artykuły. Dzięki! http://happyman.pl

    1. Ida Smela :

      Dziękuję. Zapraszam do lektury innych 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *