Jak uzyskać PO – MOC?

Która terapia jest skuteczna? Ta z określeniem „kwantowa” , „duchowa”, czy  “theta”?  Komu i czemu zaufać? Jak wybrać  coś, co  pomoże w świecie, gdzie wszyscy szukają pomocy?  Ludzie szukają Świętego Graala, czyli czegoś na zewnątrz. Coś takiego nie istnieje. Z takim programem udowadniamy sami sobie, że tej pomocy nigdzie nie ma. I rzeczywistość nam to potwierdza. Zgodnie z naszym pragnieniem “szukania” wyrasta  na zewnątrz, jak grzyby po deszczu, setki terapii, które na krótko nas zachwycają, na chwilę przyciągają  uwagę i rozbudzają nadzieję. Moment zachwytu i zaskoczenia potrafi zdziałać cuda, choćby w niewielkim stopniu. Po wyłączeniu adrenaliny i zapoznaniu się z faktem, że znowu trzeba coś zrobić samemu, bo uzdrowiciel jest tylko bodźcem a wszystko jednak zależy od nas, zaczynamy mieć wątpliwości.Nauczyliśmy się, że pomoc leży poza nami i tam się udajemy. Zauważ, że szukając pomocy udajesz się PO – MOC. Świat materii nie daje tobie mocy w sensie doładowania, tylko w sensie zwrotnego poinformowania cię o stanie twojego ducha. Czyli znajdziesz moc poza sobą jeśli najpierw odnajdziesz ją w sobie.

Wiem, jakie zaraz mi zadasz pytanie – to w takim razie po co szukać pomocy, albo po co dawać ją komuś, skoro wszyscy mamy ją w sobie?

Odpowiedź wcale nie jest tak oczywista, jak myślisz.  My pomagamy sobie cały czas.  Pomagamy sobie nie tylko prowadząc staruszki przez ulice i opiekując się chorymi. Pomagamy sobie w każdych okolicznościach, również tych bardzo niemiłych. Mąż, który bije swoją żonę i szef, który łaje podwładnych też jest czymś w rodzaju duchowego terapeuty dla tych osób, które akurat teraz potrzebują lekcji sięgnięcia po doświadczenie – jak wykasować swoje błędne pragnienie. Każdy z nas przyszedł na ten świat pomagać, czyli używać swojej mocy do tworzenia wydarzeń, w których poczuje miłość. Jeśli nasze wewnętrzne wirusy kreują błędne pragnienia to w odpowiedzi dostajemy świat, w którym wchodzimy w relacje z osobami najbardziej odpowiadającymi tym wypaczonym zleceniom. Z milionów wariantów zdarzeń na powierzchnię wypływają te, które przyniosą nam pomoc, ale nie w formie głaskania po głowie, tylko np. oszustwa.

Cały czas masz w sobie masę nieuświadomionych informacji, które wysyłasz sam do siebie (czyli też na zewnątrz), łącznie z tą, dlaczego  chcesz pomagać i komu, oraz jak inni mają pomóc tobie. Jesteś świadom, że świat wymaga twojej pomocy i ciężkiej pracy, łącznie tej z poświęceniem? Proszę bardzo – cała kochająca cię nad życie rodzina i  znajomi zadbają o to, żebyś w życiu miał ręce pełne roboty.

Nie o to ci chodziło? Ale przecież chciałeś pomagać? Albo sam chciałeś pomocy. Że niby nie dostając po twarzy? Trzeba było tak od razu! Bo na razie w przestrzeń szedł niewłaściwy sygnał.

No i dostajesz. Informacje zwrotne przychodzą ciągle. Np. od znajomych, którzy wciąż szantażują zwrotem typu : „Co, mi nie pomożesz? Bo ja ci trzy lata temu pomogłem”.

Nikt z nas nie lubi być zmuszany. Do czegokolwiek. Nawet do tak szczytnych celów jak pomoc. Jeśli w danym momencie nie chcesz i nie możesz pomóc to nie pomożesz. Bo sam nie masz w sobie tego czegoś, co ten inny chce od ciebie wziąć. Z reguły osoby wiecznie coś innym dające i tak dostają po łapkach, bo „dały za mało i nie o to chodziło”. Jeśli ktoś chce być wiecznym pomagaczem, a ktoś inny wiecznym odbieraczem, to pozwólmy się im bawić w ich wspólnej piaskownicy. To jest właśnie przykład osób, którym żadne duchowe, kwantowe i inne terapie niczego nie zmienią. Bo założeniem obydwu stron jest tkwienie w zastanej formie.

Jeśli uświadomisz sobie, że niechciana sytuacja, albo osoba jest tylko tłem do twojego życia, jest tylko wzbudzaczem emocji, które ty masz u siebie dojrzeć i zaakceptować, wtedy uzdrowienie dzieje się natychmiast i jest skuteczne. Jak tę terapię nazwiesz i jakich rekwizytów i osób do niej użyłeś – dwóch rąk, naparu z jaszczurki czy dźwięku gongów, nie ma znaczenia. Znaczenie ma wybór, decyzja, jaką podejmiesz, że akceptujesz absolutnie stan obecny, bo przecież to jest twój  najlepiej informujący cię o tym, czym wibrujesz, plan.

Akceptacja nie polega na biernym poddaniu się i załamywaniu rąk. Zupełnie nie o to chodzi. Widziałeś kiedyś kogoś w wodzie, kto nie umiał pływać i wierzgał w panice wszystkimi kończynami? Taki ktoś ma największe szanse iść na dno. Dobry ratownik po pierwsze uspokaja rozhisteryzowaną osobę.

W życiu też musimy przestać wierzgać i bluzgać, bo tym samym skazujemy się na zatonięcie.

Jak już się uspokoisz i zaczniesz spokojnie unosić na powierzchni, to dostrzeżesz kolejne możliwości. Być może będzie to ratownik, któremu wreszcie pozwolisz sobie pomóc. Może sam zaczniesz sensownie machać rączkami i nóżkami i obierzesz jakiś kierunek, albo pojawi się statek, który cię weźmie na pokład. Ale to się wydarzy dopiero wtedy, kiedy sobie pozwolisz na właściwą pomoc. Z reguły wcale sobie na to nie pozwalamy. Pozwalamy sobie na program pt. „Idę na dno” i nasze życzenie staje się rozkazem.

Kiedy zaczynamy działać z mocą, czyli kiedy odzyskujemy MOC?

Nasza moc nie kryje się w kolejnych gadżetach (jak będę mieć dom, samochód, spłacony kredyt), ani nie wtedy, gdy dowiem się kim jestem, czyli po dwudziestu latach medytacji. Porzuć poszukiwania, bo jeśli mówisz, że czegoś szukasz, tzn., że tego nie masz. Każdy z nas ma już coś, z czym przyszedł się tutaj pobawić i co jest jego szczególnym darem. Każdy już ma to, czego usilnie szuka. Ale za tym wcale nie trzeba się rozglądać. To jest na samym wierzchu.

Moc każdego z nas jest ukryta zaraz z drzwiami naszego największego strachu, albo tzw. problemu. Zwróć uwagę, co cię blokuje, czemu lojalnie służysz? Ta rzecz jest potencjałem, paliwem twojego daru.

Podpowiem ci, gdzie to jest. Np. w twoich emocjach i to czasem tych bardzo niskich. Jeśli myślisz, że tylko dobre sytuacje i dobre emocje dają ci napęd to możesz zbłądzić. Twoją mocą nie musi być wcale to, że ładnie śpiewasz. W mocy nie chodzi tylko o użyteczność. Twoja moc może się kryć za twoją nieuwagą (bo masz się nauczyć uwagi), albo za agresją, albo za marudzeniem. Być może za lenistwem kryje się informacja, że zajmujesz się nie tym co kochasz. Ale to ty masz się z tym zmierzyć. Nikt za ciebie tego nie zrobi. Ja podpowiadam tylko gdzie masz patrzeć. Prawo przyciągania szczęścia nie polega na napisaniu listy rzeczy, które chcesz przyciągnąć. Pozytywne, afirmacyjne myślenie w ogóle nie działa na poziomie poniżej AKCEPTACJI.

Poniżej tego stanu automatycznie w polu twoich zdarzeń będzie pojawiać się wszystko, co masz w podświadomości, czyli wszelkie lęki. Przyciąganie upragnionych przez świadomy umysł wydarzeń nie działa dopóki nie zaakceptujesz i nie pogodzisz się z tym, co jest.

Machanie rączkami jest stanem bezradności i sygnałem wysłanym światu, w którym oznajmiasz, że nie ufasz wodzie. W takim razie poznawanie kolejnych terapii i mówienie o „przyciąganiu” zupełnie mija się z celem, ponieważ ty już wybrałeś – strach i szamotanie. A to, że przy okazji krzyczysz, jakie są twoje życzenia nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Kiedy potężny Titanic zderzył się z górą lodową kapitan statku oznajmił wszystkim zebranym pasażerom, że ma dla nich dwie informacje. Jedną złą, a drugą dobrą i spytał, i którą wolą najpierw usłyszeć. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ludzie woleli najpierw tę złą.

– Statek tonie i wszyscy zginą – powiedział kapitan.

– A ta dobra? – spytali przerażeni pasażerowie.

– Dostaniemy 11 Oscarów!

Jakie znaczenie ma dla ciebie to, że dostaniesz Oscara, jeśli utoniesz? A jakie znaczenie ma dla ciebie lista życzeń, skoro wszystkie twoje strachy ściągają cię teraz na dno?

W takim razie, co trzeba zrobić, żeby zaczął się poziom mocy, a nie bezradnego trzepania rąk? Na razie odłóż listę życzeń na bok. Te 11 Oscarów może poczekać. Najpierw skup się na uważnej obserwacji życia i sytuacji wokół. Wszystko, co teraz się rozgrywa, dzieje się zgodnie z twoim zamówieniem. Tym dotychczasowym. Nie trać energii na bluzganie, jak to ci się bardzo nie podoba. Strach, żal i inne takie to jest tracenie mocy. Bo wektor twojej uwagi jest skierowany na zewnątrz. Tam znajdziesz tysiące, miliony powodów, dla których życie daje po głowie. Ale jest tylko jeden sposób, żeby jej nie rozpraszać. Nie, nie zaprzeczaj emocjom i tego, że się np. boisz. Zwróć tylko wektor tych emocji do środka i na podjęcie decyzji, że akceptujesz wszystko, co dotąd wykreowałeś. Jednym słowem pogódź się z tym, co widzisz wokół i nazwij rzecz po imieniu. Nie da się ukryć i zaprzeczyć, że teraz toniesz. Żadne afirmacje i pozytywne myślenie nie jest teraz sensownym rozwiązaniem. To informacja dla tych, którzy gubią się w zaleceniach – myśleć pozytywnie, czy nie. Moment przeskoku na wyższy poziom zacznie się od akceptacji, spokojnego poddania się wodzie. Dopiero teraz, kiedy  wektor strumienia energii jest odwrócony do wewnątrz  (to robi akceptacja) możesz dostać właściwą pomoc. Od tego momentu wysyłasz sygnał, że ufasz i  jesteś spokojny. Wszystko, co teraz jest przyciągane jest już na fali spokoju, a więc pozbawione podświadomych strachów. Teraz pozytywne myślenie jest czymś naturalnym.

Wcześniej w eter szła informacja, że chcesz po prostu pomocy, ale nie rozwiązania. Więc PO – MOC biegła do ciebie z każdej strony, choć może w niezbyt przyjemnej formie. Np. w okolicy pojawiał się znajomy, który czuł nieodpartą potrzebę wyłudzenia od ciebie pieniędzy, albo kolega, który wlepił ci mnóstwo pracy. Mógł też pojawić się ktoś, kto ci zwyczajnie naubliżał, a wszystko to dostałeś na bliżej nieokreślone życzenia niesienia  pomocy i dostania jej od  innych.To nie było życzenie rozwiązania czegoś, albo chęci zabawy, tylko jakieś tam bezładne (tak naprawdę to dla podświadomości bardzo konkretnie sformułowane) życzenia. Podświadomie sformułowane definicje pomocy mogą mieć bardzo dziwną formę. Dla wielu z nas słowo “pomoc” wiąże się z poświęceniem, ze stratą i czymś tam jeszcze mniej przyjemnym. Uświadomienie sobie tego wszystkiego wymaga pewnej dozy samoświadomości, jak np. mówi o tym Frank Kinslow w swojej synchronizacji kwantowej. W  terapii, którą on stworzył, chodzi o wejście pomiędzy swoje myśli, a nie o wypowiadanie kolejnych pragnień. W jego wersji terapii kwantowej uczysz się ufać nie myślom, a przestrzeni pomiędzy nimi.Oczywiście mówię to w uproszczeniu.  To zaufanie i porzucenie swojej listy życzeń jest otwarciem się na moc, czyli na uzyskanie PO -MOCY. Ufność pojawia się z akceptacją.

 

 

 

 

6 komentarzy

  1. Bardzo podoba mi się powyższy wpis…padam już ze zmęczenia aby napisać coś konstruktywnego, ale z pewnością będą śledzić bloga i jeszcze się wypowiem. pozdrawiam 😉

    1. Ida Smela :

      Cieszę się i zapraszam do wypowiadania się. Tylko rzeczywiście po odpoczynku 🙂 Jak Polak niewypoczęty to zły 🙂

  2. Monika :

    Wreszcie mnie oświeciło a raczej Ty mnie oświeciłaś. Świetny blog dziękuje bardzo ???

  3. Beata :

    Dzięki za ten wpis jestem właśnie w czasie szamotania

    1. Ida Smela :

      Ach, ja do oświeconych nie należę. też się lubię poszamotać 🙂

  4. Krzysztof :

    Dziękuję za możliwość przeczytania i udostępnienia tego postu 🙂
    Przyjąć , zaakceptować, zrozumieć po co nam To jest potrzebne ( dlaczego złożyliśmy zamówienie na to doświadczenie) , podziękować za naukę ( wyrazić wdzięczność) i ufnie, z uśmiechem na twarzy wypowiedzieć kolejne życzenie. Tylko od nas zależy co tak naprawdę nam jest potrzebne i co dostaniemy. A dostajemy tylko to, co jest najlepsze, ponieważ żyjemy w najlepszym z możliwych żyć i jesteśmy najlepszą z możliwych swoich wersji ( na dany moment Tu i Teraz) Oczywiście za chwilę ( tę ,która „za chwila” nie istnieje) możemy podjąć decyzję , że jesteśmy inną najlepszą wersją siebie w najlepszym z możliwych światów 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *