Czy wierzysz w świętego Mikołaja?

Motywem przewodnim świąt Bożego Narodzenia jest bynajmniej nie ich główny jubilat, czyli w tym wypadku Jezus, a jowialny pan z białą brodą w korporacyjnym wdzianku coca – coli.

Nie będę się czepiać wątku religijnego, jakim są rzekome narodziny Jezusa, bo data jego urodzin nie jest nawet zbliżona do tej najbardziej prawdopodobnej.  Dlaczego miliony ludzi na świecie świętuje dni 25 i 26 grudnia pod nazwą Boże Narodzenie i dlaczego ja poruszam ten temat na stronie poświęconej kwantowej transformacji?

Ponieważ jest to temat bardzo kontrowersyjny i jak najbardziej miarodajny w kwestii uświadomienia nam, jak bardzo jesteśmy zrośnięci z naszymi przekonaniami. Szczególnie te religijne wzbudzają w nas najmocniejsze emocje. Może dlatego, że wciąż brakuje nam świadomości tego, że podążamy za gotowymi wzorami i z czasem nie kwestionujemy nic, co obrosło w przyjemną, komfortową dla zmysłów pierzynkę. Nie zastanawiamy się nawet, czy przekonania te ostatecznie nam służą, czy zamykają w pozornie wygodnej przestrzeni, chociażby tej, że dla tych słodkich paru chwil kojarzonych z zapachem choinki i baśniowej otoczki elfich stworzeń jesteśmy w stanie przez cały rok ciężko pracować. Jakoś na te prezenty trzeba zarobić. Ceną za wiarę w magię świąt jest też niestety depresja, którą przeżywa masę osób, jeśli tylko w te dni są samotne, choć w każdy inny dzień jakoś ich to tak bardzo  nie boli.

Rozprawię się dzisiaj z wątkiem niezbyt świętym, chociaż z nazwy świętym, bo ze świętym Mikołajem. Oczywiście, zakrzykną tu chrześcijanie –  Mikołaj jest naszym świętym i to takim, do którego możemy się modlić. Cóż, od 1969 roku, kiedy to papież Paweł VI oficjalnie zdjął Mikołaja z listy świętych Kościoła, modlitwy do niego należą już rzeczywiście do modlitw na własną odpowiedzialność. Skoro nie ma biskupa i prawdopodobnie nigdy takiego nie było, poza oczywiście grobowcem w Turcji, do którego ciągną tłumnie pielgrzymi, to proszenie go o spełnienie pragnień załatwiać lepiej przez jego ambasadora w Laponii.

 

Jak widać na obrazkach powyżej – ten Mikołaj raczej po niebie nie latał. Sanie zaprzężone  w renifery (a najpierw w inne zwierza) otrzymał w świecie germańskim. Tam też już od dawna budziło estymę bóstwo dostojnego Odyna, który również miał brodę, laskę a do tego moce magiczne i, cóż za zbieg okoliczności, czasem zostawiał podarki dzieciom.

Kiedy śledzimy dalej wątek Mikołaja odnajdujemy kolejne dziwaczne tropy. Wschodnim znajomym Świętego Mikołaja był Died Moroz, który wcale nie był już taki miły i fajny. Uchodził nawet za bardzo okrutne bóstwo przyrody, którego główną rozrywką jest zamrażanie ludzi, albo porywanie dzieci do wielkiego wora.  Można było go obłaskawić, czyli dać jemu prezenty, ale jak widać z tej historii – to nie on nam, a my jemu mieliśmy zanosić dary. Historie o Dziadku Mrozie nie wzięły się znikąd. Są one lekko zmodyfikowaną przeróbką historii o dawnych słowiańskich duszkach przyrody, jak np. Pogwizdka, Zimnika,  i najmniej przyjemnego z nich – Koroczuna. Ten ostatni rządził światem podziemnym i swoje święto miał – znowu, co za zbieg okoliczności! – w grudniu, konkretnie w najkrótszych dniach w roku.

W krajach południowych odnajdziemy wiele historii o bóstwie z bardzo długą brodą, które hasa po lasach w otoczeniu elfów i skrzatów. Ocieplenie, wręcz odwrócenie jego wizerunku, jak i jego kolegi Dziadka Mroza i stopienie historii o nich razem z życiorysem świętego, którego prawdopodobnie nigdy nie było, stanowi wielki majstersztyk.

Postać mikołajopodobnej osobistości przewija się w historiach wielu narodów, ale image jaki znamy obecnie zawdzięczamy Amerykanom. Trzeba przyznać jankesom, że na promocji towaru znają się jak nikt inny na świecie.  To właśnie w Stanach dokonała się transformacja świętego przywiezionego z Europy. Chudy, ascetyczny i smutny z biskup, jakiego przedstawiają stare ryciny, nadawał się jak wół do karety do historii dla dzieci, w których święty jest żwawy i potrafi wchodzić przez komin. Znacznie lepiej pasował do tej roli elf, który jest bardziej magiczny i może sprostać zadaniu produkcji zabawek na masową skalę, a co najważniejsze ich logistyce na skalę światową. W epoce pary i przemysłu działalność Świętego Mikołaja rozrosła się przecież z jednoosobowego przedsięwzięcia do manufaktury, potem fabryczki, zatrudniającej całą załogę skrzatów. Dzisiaj świętego zaopatrują Chiny, ale to już inna historia.

Niedostatek karłów w okresie promocji świątecznych w Nowym Jorku, których zatrudniano jako sklepowych Mikołajów, zmusiły sektor handlowy do powiększenia rozmiarów Mikołaja. Odtąd może się w sklepach pojawić Mikołaj ze wzrostem bardziej standardowym, a jego dotychczasowe – elfie wcielenie –  pozostaje co najwyżej pomocnikiem do spraw sprzedaży. Nawet kolor ubranka został z czasem zunifikowany i z wielobarwnych, zielonych albo różowych kurtek pozostał zestaw czerwono – biały, jako ten najprawdziwszy, mikołajowy.

A już największą metamorfozę przeżył Mikołaj na początku XX w, kiedy firma coca – cola postanowiła użyć jego twarzy w promocji coraz gorzej sprzedającego się trunku. Dopóki w coca – coli można było przemycić 9 g kokainy na szklankę, dopóty sprzedaż szła całkiem nieźle. Z chwilą ustawowego usunięcia narkotyku z napoju trzeba było zaciągnąć do pomocy samego świętego, żeby przekonać dorosłych i dzieci na całym świecie, że ten gazowany napój jest – szczególnie zimą, w trzaskające mrozy – rzeczą im bardzo potrzebną. Specjaliści od wizażu zajęli się Mikołajem tak skutecznie, że dzisiaj już nikt nie potrafi sobie wyobrazić świąt bez wizerunku tego uśmiechniętego, wesołego staruszka w czerwono – białym wdzianku. Gdyby tak powiedzieć ludziom, że ten rubaszny człowieczek z długą białą brodą wyewoluował z bóstwa dzikości i przyrody, to co by się stało?

Z jednej strony ludzie wypierają się swoich pogańskich wierzeń, a z drugiej wielbią twarz coca – coli. Nie wierzą w duchy przyrody, ale chętnie promują wizerunek przedstawiciela handlowego pewnej firmy jako najważniejszy element świąt. Niby nie wierzą w Mikołaja, ale jednocześnie pozwalają mu zostać ambasadorem wszystkich, którzy chcą nam coś sprzedać na święta, itd. itp.

Wiem, że ty też nie wierzysz w świętego Mikołaja i wiesz, że to tylko chwyt marketingowy. Ale to nie jest niegroźny chwyt marketingowy. Tak jak na świętego Mikołaja można nam sprzedać wszystko – przekonania religijne, towary i tęsknotę za określonym nastrojem – tak również na inne przekonania, których absolutnie nie mamy, bo mamy to pod kontrolą, można nam sprzedać historie, które z czasem stają się naszą prawdą. Możesz nie dawać wiary faktom, ale otuliwszy je w miłe emocje nie będziesz nawet odczuwał potrzeby, żeby się ich pozbyć. A potem rób co chcesz człowieku – nie wierzysz, ale lubisz, czyli i tak wielbisz Mikołaja.

Tak to jest z naszymi przekonaniami – nawet nie wiemy, że je mamy, a raczej one mają nas. Wszelkie przekonania możemy zaprząc do działania na naszą korzyść, tak jak udowadnia to Richard Bartlett w swoich magicznych pokazach, w których pojawia  się w stroju supermana, ale czy na pewno potrafimy w swojej głowie tak to sobie fajnie posegregować?  Wielu osobom miesza się dobra zabawa ze śmiertelnie poważną wiarą w niezachwianą świętość, która tworzy wręcz podwaliny naszej głębszej duchowej tożsamości. i właśnie tę powagę przekonań chciałam w pewnym stopniu podważyć. Zaczęłam od świętego Mikołaja, bo z nim jest najłatwiej. Nawet nie śmiem pójść z wątkiem przekonań dalej.

Z racji tego, co napisałam powyżej składam Ci  ponadreligijne i pozbawione wizerunku sprzedawcy coca – coli życzenia. Niech ten radosny czas pozwoli Ci bawić się przyjemnie w gronie najbliższych i zachować dystans do tego, co widać gołym okiem.

P.S. Oczywiście wybieram się w te święta  do rodziny objuczona workiem zamówień od świętego Mikołaja (:

 

 

1 komentarz

  1. Karol :

    Świetnie opisane. Jesteś zdolniacha 😉
    Jak najdalej od iluzji. Nigdy głowy nie miałem do prezentów i ich nie robiłem. W końcu rodzinne ustalenia zakończyły ten cyrk iluzji. Żadnych prezentów ! Nie ma stresu. Ten okres jest popisem dla negatywnych energii, co jest mocno odczuwalne. Kolejne egregory są zbędne.
    Pozdrowil

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *