Wybieram dobrą przyszłość

Mamy już parę dni Nowego Roku za sobą. Wielu z nas jest już po tradycyjnej dawce lektury obowiązkowej o tej porze roku, czyli “Proroctwa i przepowiednie na 2019”. Ręka do góry, kto się powstrzymał i nie zerknął ukradkiem.

  

Dobrze, więc tę część sprawdzającą mamy za sobą. Druga część sprawdzianu dotyczy Świętych Obietnic Noworocznych. Kto już ma pierwsze wyniki potwierdzające moc nawyków i braku silnej woli a kto brnie dalej? Jeśli nadal kibicujesz walce dwóch zawodników  -serce kontra rozum – to może ulżę twoim emocjom cytując wpis z pamiętnika kobiety (nie, to nie jest “Z pamiętnika pewnej lekarki, chociaż może…).Cytat z dziennika: 

Dzień pierwszy – Postanowiłam przejść na dietę. 

Dzień drugi – Postanowiłam nie podejmować pochopnych decyzji. 

Szczerze. Jak to jest z naszą wytrwałością? Mamy w końcu tę siłę wewnętrzną, by przełamać wzorce, czy jej nie mamy?

Łatwo nam mówić o wolności, niezależności i decydowaniu o swojej przyszłości, gdy sprawy tyczą się paru rzeczy, do których jesteśmy niezbyt mocno przywiązani. Kiedy nasze pragnienia nie mają kalibru “życia lub śmierci”, albo zwyczajnie średnio nam na nich zależy, to często niezbyt duże napięcie związane z ich spełnieniem zwyczajnie maleje i nasze zachcianki się spełniają. A co, jeśli nam na czymś baaardzo zależy? Np. obiecujemy sobie, że tym razem w zawiązku z Nowym Rokiem znowu rzucamy coś tam, albo zaczniemy coś tam innego….i mamy 11 stycznia i z postanowień nici. 

Ja już  od dawna mówię, że z tą naszą całkowitą wolnością to tak nie do końca, bo już chociażby roszczenia naszych zmysłów pokazują nam, kto tu rządzi, ale jeśli mi nie wierzysz to zrób inwentaryzację swoich postanowień i ich realizacji. Ale, żeby nie było, że wraz z Nowym Rokiem popadłam w dekadentyzm i  uznałam, że natura mnie całkowicie więzi, że z niczym już nic się nie da zrobić. Bo jak by to było, gdybym całkowicie zawierzyła tzw. “faktom” i uznała, że z faktami się dyskutuje, tylko się im poddaje?  

Wtedy wszystkie te tyrady o zagrożeniach, katastrofach, niemożnościach i karach za grzechy, jakie szykuje nam natura, jeśli nie zrobimy znaku krzyża na piersi stałyby się dla mnie źródłem tak wielkiego niepokoju, że pewnie przestałabym spać spokojnie. A jednak śpię całkiem dobrze.Dziękuję, że pytasz.  

Jak już zauważyłeś/aś nastrój moich wypowiedzi i przemyśleń, tudzież wielu realizacji jest taki, że fakty po “tamtej”, czyli nieosobistej stronie są takie, że nie są dla mnie faktami. Ani to, co widać gołym okiem nie jest takie, jak to opisują, ani przepowiadanie czegoś, szczególnie na dużą skalę nie jest zamrożoną i pewną stałą. Jest raczej zmienną. Bardzo zmienną, biorąc pod uwagę rozbieżność wizji tysięcy proroków.  Ponadto wszystko co widać na zewnątrz dopasowuje się do stanu naszej świadomości. Owszem, świadomość większości jest teraz na głębokim dnie, w tzw. czarnej dziurze, ale to nie znaczy, że mamy się dostosować do statystyk.  

Statystycznie rzecz biorąc przeżyłam już w swoim życiu kilkadziesiąt apokalips, które się nie wydarzyły, chociaż na sto procent były pewne i setki innych strasznych tragedii, które też się nie zadziały, bo…wyjaśnień jest sporo.  

Tymczasem wydarzyły się inne sprawy, którym nie poświęciłam uwagi, ponieważ w tym czasie ratowałam świat przed tragedią.  

Tragedie dotykają tych, którzy są nieobecni i nieświadomi tego, co dzieje się w ich prywatnym życiu. Co mi po apokalipsie, kiedy mi już dawno spadła cegła na głowę? Dlatego dzisiaj w ramach lepszego, bardziej uważnego życia własnym życiem, które to ochroni mnie i świat przed ogólną tragedią przypomnę historię o smoku.  

Na leśnej polanie pojawił się smok i wydał odezwę do zwierząt: 

 – Jutro każdy wyczytany przeze mnie obywatel stawi się w tym miejscu, abym mógł go zjeść. O dziewiątej rano stawią się: niedźwiedź, wilk, zając… – w tym momencie spod krzaka pada pytanie zająca

–  A można nie przyjść?

– Można. Skreślam – zając.

Tym miłym akcentem odpowiedziałam na pytanie, co ja sobie myślę w związku z nadchodzącą kolejną katastrofą i kolejnym zagrożeniem, jakie niechybnie nas czeka w przekonaniu dyżurnych jasnowidzów kraju. Nie to, że coś się nie może stać, bo coś tam się zawsze stanie. Ale jeśli wszystkich nas znowu wkopią w zbiorową hipnozę strachu, w której strach nie jest już tylko sumą a strukturą złożoną z milionów zastraszonych jednostek,  to jak sądzisz, dasz radę zapytać, czy na jutrzejszą tragedię możesz się nie stawić? 

 

 

1 komentarz

  1. Z tym planowaniem przyszłości różnie bywa, ale warto tworzyć konkretne plany. Dzięki nim możemy nakreślać kierunek działań. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *