Dostrojenie do innych poziomów rzeczywistości

Świat wokół nas wydaje się być dla wielu oczywisty ale jednak wciąż dokopujemy się do zjawisk dotąd nieznanych. Dajmy na to do coraz mniejszych cząsteczek jakimi są neutriny. Teraz większość z nas już w nie wierzy, bo przecież są udowodnione naukowo. Ale mnóstwo spraw jest dalej gremialnie odrzucanych, ponieważ jakoś ich nie widzimy i nie potwierdziła tego telewizja, albo pan z tytułem uniwersytetu w Yale. A skoro oni tego nie potwierdzają to na pewno tego nie ma.

Wedyjskie podejście do badań jest proste – widzimy nie tylko oczami i postrzegamy nie tylko zmysłami, ale widzimy przede wszystkim inteligencją. Jeśli twoja inteligencja nie jest na coś gotowa, to nie ma szans nie tylko na zrozumienie, ale przede wszystkim na dostrzeżenie jakiegoś zjawiska. Inteligencja musi być wyszkolona i przygotowana na zauważenie i rozpoznanie czegoś jej dotąd nieistniejącego. Bo jak chcesz odbierać sygnały pośród miliarda innych, jeśli nie wiesz , o co ci chodzi?

Czy wyobrażasz sobie znaleźć pierścień zagubiony na dnie oceanu? Praktycznie niemożliwe, prawda? Nieraz zgubiłam coś całkiem wielkiego we własnym mieszkaniu i przysięgam, że utonęło to w głębinie oceanu na długi czas, dopóki fale większej uważności nie wyrzuciły tego znowu na środek pokoju.

W moim życiu przydarzyło się wiele historii potwierdzających, że nawet najdrobniejsza rzecz może odnaleźć się w największym chaosie, o ile jestem gotowa ją odnaleźć, a  z kolei nawet największa rzecz postawiona na wprost moich oczu potrafi mi się wydać niewidzialna, o ile nie jestem nią teraz  zainteresowana. Gadam bzdury? A czy zdawałeś sobie sprawę z fotela, na którym siedzisz przed momentem, w którym o tym napisałam? Jasne, że nie. Nawet świat wokół ciebie wydaje się znikać, że nie wspomnę  o poszukiwanym słoiku w lodówce, który na całe trzy dni zniknął z twoich oczu, by pewnego pięknego  dnia zamanifestować się na pólce dokładnie naprzeciwko twoich oczu. A  przecież byłeś pewny, że przez trzy dni go tam nie było.

Są pewne wytłumaczenia tych zjawisk:

  • na jakiś czas, gdy na coś nie patrzymy, to rzeczy są wynoszone jak z planu filmowego, a gdy powracamy do nich uwagą to krasnoludki biegiem je przynoszą, ale nie zdążają ze wszystkimi. Taki zaginiony słoik podrzucają w innym czasie dla niepoznaki.
  • wszystkie rzeczy są wokół nas cały czas, ale nie jesteśmy do nich dostrojeni.

Mówisz, że gadam bzdury? To jak wyjaśnisz teorię o istnieniu tylko tego, co akurat postrzegamy? Bo akurat taka myśl przyświeca większości dzisiejszych idei kreowania wszystkiego własnym prywatnym umysłem.

Jeśli więc myśl o zwijaniu planu filmowego wydaje ci się pokręcona, to może przyjrzyjmy się drugiej opcji wyjaśniającej, że jednak wszystko wokół nas już istnieje, ale  dostęp do tego możemy mieć bardzo ograniczony, ponieważ nasza świadomość tego nie chce zarejestrować.

A teraz powolutku rozwińmy  ten drugi wątek. Co do zastrzeżeń, że wszystko jest wokół nas – pewnie się martwisz, gdzie się to wszystko mieści?

Cóż, do dużego pudła wejdzie bardzo dużo rzeczy, chyba, że są to duże rzeczy. Wtedy się mogą nie zmieścić. Ale koniec żartów – w jednym milimetrze kwadratowym atomu mieści się bardzo dużo jeszcze drobniejszych cząsteczek czegoś tam, co naukowcy znowu nazywają po swojemu (czyli mnożą definicje). Jak sobie chcesz sprawdzić ile czego jest w czymś  w bardzo niewielkim kawałku to sobie posprawdzaj. To są liczby z ilomaś zerami na końcu, więc nawet nie potrafimy ich odczytać. Lepiej będzie po prostu zrozumieć, że wreszcie dzisiejsza nauka przyjmuje do wiadomości takie rzeczy, że coś dla nas niewyobrażalnie małego może zawierać w sobie coś jeszcze bardziej małego w ogromnej ilości.

No wreszcie! Nauka wreszcie dociera choć z większym oporem do tego samego, co dawni jogini i riszi, czyli do tego, o czym mówią liczne pisma wedyjskie. Nauka przybliża się do bardzo małego namacalnego obszaru, po bardzo dużym wysiłku i obładowana ciężkim i drogim sprzętem pomiarowym.

To jest właśnie ta malutka tajemnica medytujących i świętych, którzy mówią, że możesz dostroić się do odbioru innej rzeczywistości pod warunkiem, że:

  • zrobisz założenie, że to jest  (wiara, że jest coś czego nie widać)
  • zawiesisz na chwilę świadome myślenie i poddającą pod wątpliwość wszystko logikę (nie na zawsze, ale na trochę)
  • dostroisz się do odbioru danego poziomu rzeczywistości (wykonując różne praktyki duchowe wyrabiasz sobie tzw. duchowy abonament na odbiór odpowiednich kanałów mentalnej telewizji)
  • pozbędziesz się zbędnych rzeczy i oprzyrządowania, które często tylko zakłóca odbiór)

Z kolei nauka współczesna zabiera się do tematu zgoła całkowicie odmiennie, czyli:

  • robi założenie, że czegoś nie ma (wiara, że istnieje tylko to, co odbierają przyrządy jest wiarą tylko w to, co pokazują przyrządy, czyli to też jest WIARA,  ale zakamuflowana dowodami jedynie słusznej percepcji)
  • wzmacnia  ważność poznania zmysłowego jako jedyną możliwość poznania rzeczywistości (jeszcze więcej informacji proszę!)
  • dostraja się do wszelkich wątpliwości i negacji
  • obudowuje  się we wszelkie możliwe przyrządy i instrumenty, co nieodmiennie związane jest z posiadaniem coraz większych potrzeb finansowych

No i mamy pat. Podchodzimy do tematu z tak odmiennych punktów widzenia i zbliżamy się do celu z zupełnie innej strony a osiągamy coś w przybliżeniu podobnego – ale tylko w przybliżeniu. Coś, co z założenia jest  ograniczone nie może osiągnąć nieograniczonego.

Świadomość naszej jaźni może osiągnąć rzeczy nieograniczone, nasza logika może tylko trochę. A to właśnie nasze obecnie otrzymane wykształcenie stoi na straży pilnie strzeżonej tajemnicy naszej jaźni. Jak na razie umysł zapodaje naszej duchowej jaźni coś, co już ma w grafiku i do czego się już przekonał. Żadne tam duchowe argumenty nie zbiją z tropu gościa, który przecież wie na pewno, bo widział i słyszał. Takie kwarki na pewno istnieją, skoro mówią o nich naukowcy. Osobiście nie widział, ale dzięki niezwykłej technologii możemy się przekonać do czegoś co ona potwierdzi. Czy na pewno wszystko może zobaczyć nasza technologia? Ona i tak jest zbudowana na wiedzy, jaką ma dany naukowiec. A więc, jeśli on nie wierzy, nie zakłada istnienia czegoś, to  nie może stworzyć sprzętu, który to udowodni. Historia zna setki i tysiące takich przełomów, w których nagle do głosu dochodzą sprawy dotąd zupełnie niepotwierdzone naukowo. Sto lat temu nie wierzyliśmy nawet w bakterie.

Prześledźmy tę nieufność wobec braku „naukowych dowodów” na pewnej znamiennej historii. W połowie XIX w. austriacki lekarz Ignaz Semmelweis zauważył niezwykłą zbieżność śmierci matek i noworodków na oddziałach położniczych po wizytach lekarzy przeprowadzających wcześniej sekcje zwłok. Ówcześni lekarze nie wyznawali zasady dezynfekowania i dokładnego mycia rąk pomiędzy, ich zdaniem podobnymi czynnościami, jakimi był kontakt z ciałem i jego wydzielinami.  Wycierali  oni tylko ręce z krwi po sekcji i udawali się do świeżo upieczonych matek, które potem w zatrważającym tempie zaczynały chorować i umierały.

Kiedy Semmelweis nakazał grupie podlegających mu studentów i kilku lekarzom staranną dezynfekcję rąk –  śmiertelność na jego oddziale spadła z ponad 30% do jedynie 2%.

Niestety szacowne grono lekarzy i  naukowców dyskredytowało i podważało odkrycie Semmelweisa jako nienaukowe i niczym nieuzasadnine. Potrzeba było jeszcze trochę czasu, aby inny chirurg z Wielkiej Brytanii – Joseph Lister – z większą skutecznością namówił lekarzy do prostych zasad antyseptyki i aby kolejny badacz – Louis Pasteur, odkrył drobnoustroje. Dzisiaj dla odmiany wierzymy nie tylko w drobnoustroje, ale też w ich jedyną i nieograniczoną moc, co jak wiemy może prowadzić do kolejnego szaleństwa. Ważne, że od jakiegoś czasu w świecie nauki istnieje termin  „Semmelweis reflex”, który oznacza bezmyślnie odrzucanie nowych odkryć bez zapoznania się z nimi, tylko dlatego, że zaprzeczają przyjętym „naukowym prawdom” i podważają paradygmat współczesnej nauki.

Cóż, termin może i sobie istnieje, ale ma się on nijak do rzeczywistości, gdyż współcześni naukowcy bardzo często zaprzeczają czemuś, czego dzisiaj nie mogą udowodnić. Chcąc zachować renomę uczonego wielu z badaczy boi się otworzyć na nieznany obszar. Ale przecież skoku w nieznane nie dokonuje się siedząc tylko w znanym. Każdy naukowy przełom wiąże się zawsze ze skokiem wiary  – pytanie tylko – wiary w który poziom rzeczywistości?

Wedy, które dały inspirację wszystkim pionierom fizyki kwantowej mają znacznie więcej do powiedzenia i do odkrycia. Jeśli wreszcie powiemy “sprawdzam!” wobec spraw, które teraz z racji braku dowodów zwyczajnie odrzucamy, może wreszcie staną przed nami otworem sprawy dotąd negowane jako nierealne.

W dobie tak szybko rozwijającej się technologii, która wkracza w świat zbliżony do magii może nastał czas, żeby nauka i duchowość podały sobie ręce, ponieważ jedna i druga mają sobie dużo do powiedzenia?

Weda oznacza wiedza. Wiedza jest nauką praktyczną, nauką możliwą do zastosowania w każdym obszarze i na coraz wyższych poziomach świadomości. Wyższych tzn. takich, które z obecnego punktu widzenia uznajemy za nierealne i nienaukowe. Ale nienaukowe wydają się one być tylko z niższego poziomu świadomości, która realność życia uznaje tylko w oparciu o przyrządy i nasze rzekomo nieomylne zmysły – ha, ha!

Czasem warto spojrzeć na życie bardziej kompleksowo i zobaczyć, jak na najwyższym poziomie nauka i duchowość są jednym i się nie wykluczają.

Duchowość pojmowana tylko jako uczucie wobec większej nieznanej rzeczywistości to zwykły sentyment. Z kolei nauka bez zaakceptowania wyższych, niewidzialnych dotąd wymiarów – to zwykły fanatyzm. Tylko, że naukowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *