Uwielbiam katastrofy, przynajmniej coś się dzieje!

Czemu to życie w telewizji jest takie kolorowe, a moje prawdziwe jest szare?

Czemu tak trudno jest mi wstawać rano i cieszyć się pierwszymi promieniami słońca?

Bo życie jest do bani? Niekoniecznie. Coś musi mnie uwierać, ale nawet nie wiem co. Tylko jak się tego dowiedzieć nie trwoniąc pieniędzy na pana koucza, który zada pytania jasne jak słońce, po których to sama się zorientuję, że uwiera mnie kamyk w lewym bucie i trzeba było frajerko samej to zauważyć.

Ale jak zauważyć te kamienie w psychice, nie wydając oczywiście na koucza?

Co radzi joga albo huna, albo inna psycho coś tam? To samo. Odstawić zagłuszacze i poczekać gdzie nas zaczyna drażnić.

Odbiór  drażnienia zagłuszają np. alkohol, kawa, herbata, właściwie to całe jedzenie, telewizja, antydepresanty, wieczne diety, obsesyjny sport i obsesyjne wszystko inne. Z niektórymi rzeczami nie ma problemu – mam je odstawione na dużą odległość już dawno, ale….mam kilka swoich zagłuszaczy. Np obsesyjnie czytam książki. Dobra, zamienię to na „ namiętnie”. Wprawdzie czytanie książek nie jest czynnością złą samą w sobie, ale już obsesyjne kwalifikuje się do leczenia – co staram  się zapomnieć, zagłuszyć? No jest parę spraw, a przede wszystkim – staram się nie konfrontować ze swoimi problemami. Staram się nic nie czuć, bo trzeba by z tym coś zrobić, prawda? A ja nie mam ochoty.

Albo nie. Nabrałam już ochoty. Stwierdziłam, że cena jaką płacę za brak odczuwania bólu i napięcia emocjonalnego jest zbyt wielka. Nie znoszę księgowości, ale takie pojęcia, jak koszty i zyski odróżniam. Poczułam, że ponoszę za duże koszty, a zyski…zyski już dawno nie są zyskami tylko wegetacją.

Według jogi i huny jestem dobrą kandydatką do terapii. Najgorzej jest z tymi, którzy niby mówią, że boli, ale jakby co to mają swoje tabletki. Ja już dawno mówię, że tabletki nic mi nie dają, że życie za bardzo boli i jestem gotowa na inny rodzaj uśmierzenia bólu, tzn. na wzięcie odpowiedzialności za swoje odczucia.

Czy ja to powiedziałam? Tak, nikt nie przysporzył mi bólu. Wszystko co odczuwam jako dręczenie z  zewnątrz jest moim wyborem. Znaczy się sytuacje na zewnątrz mogą być naprawdę niepokojące, ale to jak ja się do nich ustosunkuję to zupełnie inna para kaloszy. Mogę zachować spokój w obliczu najbardziej niebezpiecznej sytuacji (ileż to mamy dobrych przykładów z wojennych sytuacji) albo mogę zareagować bezradnością, żalem i brakiem chęci do życia. Ale to mój wybór! Sytuacja jest konsekwencją moich poprzednich wyborów i reakcja na konsekwencje jest znowu moim wyborem. Stres jako taki jest pojęciem bardzo modnym i rozpowszechnionym, można powiedzieć: słowo wytrych do usprawiedliwienia wszystkich moich problemów. W końcu, stres był nie do wytrzymania. Gadanie. Ludzie potrafią wytrzymać najokropniejsze sytuacje we względnie dobrym nastroju, o ile nadadzą sytuacji odpowiednie znaczenie. Byli i tacy, którzy potrafili kochać i pomagać innym w obozach koncentracyjnych, nawet wtedy, gdy wymordowano całą ich rodzinę. Jak oni to robili?
Kiedy popatrzeć na życie od strony takich osób to żadne drobiazgi z mojego życia nie są aż tak poważne, żeby nie pozostawać w kontakcie ze swoimi odczuciami i swoim życiem. Naprawdę nie mam aż tak źle.

To skąd to uczucie napięcia? Bo lubię ten stan napięcia. Po prostu ciągnie mnie do odtwarzania stanu niepokoju  i bólu nawet wtedy, kiedy nikt i nic mi tego nie stwarza. Kiedy siedzę sobie spokojna w ciepłym mieszkanku i nic nie zagłusza moich myśli czuję się wręcz zaniepokojona. Wtedy sama włączam internet i wyszukuję niepokojących tematów (a tam ich nie brakuje), ponieważ brak niepokoju, jest jak odstawianie palenia albo picia dla uzależnionego. Jeśli nie ma widocznego powodu do niepokoju, to sama go sobie stworzę – bo jestem uzależniona od tego stanu. Uzależnienie od stanów emocjonalnych jest tak samo silne jak uzależnienie od innych fizycznych i namacalnych używek chemicznych.  Właściwie to jest nawet silniejsze, ponieważ mało kto go zauważa. Taki jogin albo kahuna go odczuwa i natychmiast coś z tym robi ponieważ wie, że jest to przyczółek do przyciągnięcia podobnych wydarzeń w swoim życiu. Z uzależnieniem nie ma co igrać. Osoby sadomaso są dla osób zdroworozsądkowych dziwnym przypadkiem, ale tak prawdę mówiąc, to każdy z nas lubuje się w jakimś rodzaju bólu i grozy. Bez tej dawki napięcia i lęku odczuwamy dyskomfort i niepokój. I to jest właśnie to. To napięcie i niepokój należałoby wykryć już w początkowej fazie. Czuję niepokój bo…

  • nie mam powodu do niepokoju (czyli muszę go sobie wynaleźć . np obejrzeć kryminał)
  • jest za spokojnie (czyli trzeba przyciągnąć jakąś katastrofę)
  • nie widzę  nic znajomego i oswojonego (jak ktoś mnie tłukł, albo ojciec pił to przynajmniej wiedziałam co jest grane, a taki spokój budzi grozę)
  • w ogóle taki spokój i bezruch jest nieprzyjemny w odczuciu, ponieważ niepokój to już jakiś ruch, coś się dzieje!

To są właśnie te odczucia, które dobry jogin i szaman odczuje od razu, ale przecież nie człowiek z miasta  (czy wsi) z XXI w. To już leży w obszarze poza naszym wyobrażeniem, ponieważ my dzisiaj mamy takie „udogodnienia” jak zagłuszacze nastroju. A otóż pierwszym krokiem do działania magii w życiu jest wyłączenie tych zagłuszaczy i przyjrzenie się temu co czujemy.

Zaczynam określać konkretne emocje i odczucia właściwą nazwą i czuję kontakt z samą sobą.

Integracja –  takie trudne słowo, ale właściwie drzwi do poczucia się dobrze samemu ze sobą. Zwykle oczekujemy, że świat zrobi się dla nas wyjątkowo słodziutki, ale my pod tym określeniem mamy w umyśle (w czitta) zdefinowane coś całkiem odwrotnego i tę odwrotność przyciągamy.

Ujmę to prosto:

  • Mówię: pragnę pokoju na świecie
  • Co robię : oglądam przemoc, plotkuję o innych i krytykuję wszystkich. Ponadto zjadam zabite zwierzątka, które przecież są rzeczami.
  • Mówię: chcę mieć zaufanych przyjaciół.
  • Co robię: ciągnie mnie do ludzi co najmniej dziwacznych, by nie powiedzieć niestabilnych emocjonalnie. Czyli znowu życie mnie oszukało.
  • Mówię: robię wszystko dla rodziny.
  • Co robię: cały czas przebywam poza domem, w pracy, bo przecież ta rodzina ma takie wymagania finansowe

itede, itepe.  Nazywam nie te emocje nie tymi imionami i stąd to pomieszanie emocjonalne. Czyli najpierw co jest czym i o co mi chodzi? Taaa, to co ja mam teraz nie robić, żeby nie wyglądało jak zagłuszanie emocji?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *