Siedzimy w koszykach?

A teraz zacznijmy od początku składać tę matrioszkę, którą rozebraliśmy w poprzednim odcinku.  

Jeśli ktoś potraktuje to ciało jako wszystko czym jest, to zamyka się w pudełku (lub raczej w koszu), które ma wprawdzie całkiem pokaźną, ale jednak bardzo jednowymiarową procedurę postępowania, co sprawia, że nawet olbrzymia ilość tych procedur nie jest w stanie całkowicie rozwiązać żadnego problemu.  

Przykładowo terapie ciała uwzględniające tylko poziom czysto fizyczny i chemiczny redukują nasze myślenie do pierwszego wymiaru naszej egzystencji, zwanego annamayakośa. Jest to wymiar widzialnej i mierzalnej przestrzeni. 

W tym płaskim, możliwym do zbadania znanymi nam przyrządami obszarze, nie bierzemy pod uwagę miliona czynników przecinających naszą egzystencję w innych wymiarach. Coś narysowanego na kartce papieru niekoniecznie odzwierciedla dobrze strukturę przestrzenną i już na pewno nie uwzględnia jej wszystkich parametrów.  

Podobnie leki chemiczne, na które upiera się dzisiejsza medycyna mogą do pewnego stopnia coś niwelować na tym jednym poziomie, jednocześnie powodując znacznie większe szkody na innych, o których istnieniu nie mamy pojęcia.  

Skupiając się na tworzeniu jednowymiarowych rozwiązań możemy wymyślić tysiące, setki tysięcy substancji do połknięcia, metod pocięcia ciała, a każda z tych technik będzie miała i tak inny szkodliwy wpływ na ciało, ponieważ w liniowym postrzeganiu ciała czynność A prowadzi do punktu B i nie zauważa ona punktów nachodzących z innych wymiarów. Tymczasem one nadal wpływają, często nawet w znacznie większym stopniu, na odcinek widziany w jednej przestrzeni. Zawężanie metod medycyny do jednego poziomu ciała nie pomoże nam w wyeliminowaniu chorób ani drogą chemiczną ani technologiczną. Bez uwzględnienia wielowymiarowości człowieka jesteśmy skazani na metodologię z jednego wymiaru, która jest niezwykle szkodliwa i która utrzymuje nas w strachu i niewiedzy. Efekty takiego płaskiego myślenia, według Wed określanego jako działanie w gunie tamas, czyli w gunie niewiedzy widzimy obecnie, kiedy farmacja zmusza nas wszystkich do wiary w jeden możliwy sposób leczenia, do zaufania, ich zdaniem, jedynie słusznej nauce. Wedy nie odrzucają nauki, ale nie polecają też ślepej wiary w cokolwiek.

Weda znaczy w sanskrycie “wiedza” i pisma wedyjskie dają wiedzę i naukę z wszystkich możliwych poziomów – od najbardziej wulgarnych, fizycznych, poprzez energetyczne, subtelne aż do duchowych. Prawdziwą naukę stanowi według nich ujęcie rzeczywistości uwzględniające wszystkie poziomy, a nie tylko jeden z nich. Przycinanie świata do jednego wymiaru, jaki oferuje współczesna nauka jest w świetle tych nauk wyrazem wielkiej głupoty i prowadzi do arogancji i fanatyzmu.   

Kiedy problemy się nasilają, a mówimy na razie tylko o problemach w kontekście zdrowotnym, do gry wkracza cały obszar tzw. medycyny naturalnej, która twierdzi, że rozpatruje wszystko całościowo, bo – uwaga –  jej atutem jest to, że dostrzega drugi kosz, czyli naszą energetyczną część zwaną w sanskrycie pranamaya kosza.   

Pranayama, homeopatia, akupunktura, ćwiczenia energetyczne z jogi, qui qong, tai chi , reiki, bioterapia itp. –  to jest strefa wpływu energetycznego. Dostrzeżenie tego obszaru jako bardzo realnego to niebagatelna rzecz bo i możliwość wpływu z tego poziomu jest wielokrotnie większa niż z poprzedniego. Pranamaya kosza jest pierwszą subtelną strefą ciała, ale z o wiele intensywniejszym wpływem na ciało fizyczne. To, co nie mogło być poruszone na poziomie fizycznym ciała tysiącami sposobów często znika jako problem tylko po zastosowaniu drobnego zabiegu energetycznego. Dla wielu to magia, ale w rzeczywistości to taki sam rodzaj magii jak wyłącznik światła w ścianie dla osoby z buszu.  

Na szczęście dla nas ten poziom ciała staje się coraz bardziej widoczny, ale przecież, jeszcze do niedawna lekarze i naukowcy palili na stosach wszystkich, którzy choć ośmieliliby się wspomnieć o akupunkturze czy homeopatii. Tymczasem medycyna konwencjonalna stwarza już urządzenia diagnozujące i naprawiające struktury witalne ciała i o ile sprzęt jest asygnowany pieczątką NFZ – jest uznawany przez ludzi jako coś naukowego. Większość lekarzy jednak dalej przeczy istnieniu czegoś, czego nie potwierdza współczesna nauka próbująca zbadać wszystko tylko na podstawie symptomów materii namacalnej i ewentualnie tej troszkę bardziej subtelnej, ignorującej wszystkie inne wymiary. Homeopatia, kierująca się już bardziej wymiarem informacyjnym z poziomu umysłu, jest dla ludzi dalej otoczona mitem medycyny placebo, bo przecież chemicznie tam nic nie ma!  

Meridianów, czy inaczej w sanskrycie kanałów energetycznych nadi też nie ma i nigdy ich nie znajdziemy na poziomie annamayakośa . W fizycznym ciele nie ma żadnych szlaków energetycznych, które by można zmierzyć i zobaczyć. Zarówno homeopatia, jak i akupunktura musiały zrobić duży ukłon w stronę twardogłowych naukowców i dopasować te subtelne ścieżki energetyczne do istniejących i już wytyczonych układów jakimi sa układ nerwowy, hormonalny i krążeniowy, byleby tylko móc znaleźć potwierdzenie w medycynie Zachodu.  

Czasem nasze problemy sięgają jeszcze głębszych poziomów niż ciało fizyczne i witalne, a skłonni jesteśmy sądzić, że tu się właściwie zaczynają.  Nie dostrzegamy, że zwykłe łykanie tabletek nie leczy a jedynie tuszuje jakieś zjawisko. Preparaty łykane latami na cukrzycę czy nadciśnienie nie leczą tych schorzeń, tylko powstrzymują przed cięższymi konsekwencjami.  Kiedy zmiany stylu życia, diety i stosowanie ćwiczeń energetyzujących nie skutkują poprawą zdrowia musimy sięgnąć do głębszych pokładów naszej egzystencji, gdyż zajęcie się nim od strony mentalnej sprawia, że choroby, nawet długotrwałe się wycofują. 

Niestety nie jest to jeszcze dobrze rozpoznany teren i najczęściej pozostajemy w koszu pranamaya, czyli w sferze energii i witalności, a nie w sferze manomayakośa, do której wejścia potrzebna jest jeszcze wyższa wiedza. Rytuały i procesy określane jako „kwantowe” i „duchowe” są na poziomie pranamayakośa i tylko w niewielkim stopniu ocierają się o zmiany z poziomu manomayakośa. Nasze społeczeństwo zamknęło się w dużym stopniu na duchowy aspekt naszego życia i traktuje umysł na równi z jaźnią zamykając się tym samym na duchowy przekaz Wed, który obszernie wyjaśnia te różnice i prowadzi ku coraz wyższym poziomom.  Dopóki nie otworzymy się na wyższy autorytet Wed i mantr otwierających obszar energii mentalnej, dopóty ten poziom świadomości pozostanie dla nas w przeważającej mierze zamknięty. 

Właściwie poziom manomajakosza jes batrdzo mistycznym poziomem, na którym możemy osiągnąć niewyobrażalne rezultaty. Manomaja kośa – czyli strefa myśli , emocji i przekonań jest właściwie obszarem bez granic. Ostatecznie cały świat materialny (ale nie transcendentalny!) jest zbudowany z energii manas, z energii umysłu, ale nie jest to nasza energia, tylko Najwyższego Brahmana. My jedynie mamy do niej niezwykle skromny dostęp. Jako zależni i nieznaczni użytkownicy energii z przestrzeni manas musimy polegać na instrukcjach kogoś, kto tę przestrzeń stworzył. Skoro jednak cały świat upiera się dzisiaj do swojej jedynie słusznej perspektywy, która nie wykracza poza pierwsze dwa poziomy, dwie pierwsze kośe, negując wszelkie inne wymiary, musimy zdać się na pomoc raczej tylko dwóch pierwszych energii – wulgarnej i witalnej, z niewielką ingerencją ze strony energii mentalnej.   

Wydawałoby się, że być może psychologowie mają dostęp do energii mentalnej, ale tak nie jest. Pomoc psychologów jest do pewnego stopnia przydatna, ale granicę ich wpływów stanowi czynnik, jakim jest traktowanie umysłu na równi z duszą lub wręcz negowanie duszy. Obydwa stanowiska są błędne i zatrzymują ich zwolenników na niższym poziomie wpływania na energię umysłu. 

Nie możemy mylić poziomu manomajakośa ze strefą wpływów psychiatrów czy neurobiologów, których terapie nie wychdzą poza obszar struktur fizycznych, uznawanych przez nich jako źródło naszej egzystencji i ewentulanie świadomości. Traktowanie nas samych jako produkty umysłu, który współczesna nauka ewidentnie sprowadza do mózgu, redukuje nasze możliwości wpływu do pierwszej lub ewentulanie drugiej warstwy osłaniającej jaźń czyli ciala fizycznego i witalnego. A to jest zdecydowanie za mało. Wpływ na psychikę od najniższych poziomów jest niewielki, albo inaczej – jest wielki, ale tylko w sensie tłumienia objawów na poziomie fizycznym. Jeśli chcemy poradzić sobie bardziej w kwestiach zdrowotnych, choć nie tylko tych, musimy zmierzyć się z olbrzymim zbiornikiem energii, który wymaga od nas zupełnie innych procedur.

Trochę lepiej z umysłem radzą sobie wszyscy, których dziś określamy jako terapeutów duchowych. W świetle Wed nikt z tzw. duchowych couchów nie leczy duszy, bez względu na to, jakimi terminami oni sami nazywają swoją pomoc. Definiowanie terapii korygujących lekkie wypaczenia umysłu, bez uwzględnienia celów i wartości duchowej jaźni, jako duchowe to nieporozumienie. Dopóki nie wprowadzimy do swojego życia działań, jakim wiecznie podlega dusza, nie możemy twierdzić, że robimy coś duchowego. My po prostu odkryliśmy narzędzie dotąd ignorowane, jakim jest umysł i manipulacje przy tej energii uznaliśmy za proces duchowy.

 Ale, powiecie – sam widziałem! Ta ręka to mu na miejscu odrosła. To był cud. I on to w imię Jezusa/ Allaha, w imię najświętszej Huny i NLP zrobił! I to jest na Youtubie więc to jest prawda absolutna. Że wyleczył to prawda, ale nie upierajmy się, że to jest poziom duchowy, proszę. To jest poziom umysłu –  naprawdę mistyczny, przeogromny kosz energii, z której stworzony jest Kosmos. 

Na rynku istnieje obecnie spora ilość pism wedyjskich spisanych tysiące lat przed naszą erą.  Warto sięgnąć po niektóre z nich, ponieważ otwierają oczy na świat, a raczej na ten świat, który może być nasz, o ile zdamy się życzliwie na wiedzę z kolejnych wymiarów. To właśnie z Wed dowiadujemy się, że świat, który ostatnio stał się naszym udziałem jest dlatego tak straszny, że zamyka nas w płaskim pudełku z poziomu annamaja i pranamajakośa. To, co z zachwytem określamy jako boskie i nadnaturalne jest jedynie skromną namiastką tego, co możemy osiągnąć w życiu kierując się radą Wed, a nie swoich ograniczonych koncepcji. 

Wedy stawiają wyraźne granice pomiędzy boskością a możliwościami z poziomu umysłu. Zrozumienie tego tematu pozwoli wspiąć się nam na wyższy poziom świadomości i nie ulegać iluzjom szarlatanów.  Jak na razie każdą osobę, która w większym stopniu posługuje się energią umysłu uznajemy za świętą, czasem nawet za Boga, gdy tymczasem dostęp do subtelnej energii umysłu może mieć każdy, nawet kierujący się złymi intencjami. Do jej obsługi wystarczy tylko znajomość praw tejże energii, a do nich prowadzą Wedy. 

Osoba, która wyczarowuje złoty pył z rękawa, czyta twoje myśli lub uzdrawia na miejscu złamaną nogę nie jest Bogiem. Dobry jogin może mieć niezwykłe moce, inaczej siddhi i przykładowo może stwarzać całe planety, funkcjonować w kilkunastu, czasem nawet kilkudziesęciu postaciach jednocześnie, materializować sobie nowe ciało po tzw. śmierci, albo inaczej po zniszczeniu tej kopii fizycznej z poziomu annamajakośa i mieć ogromny wpływ na całe rzesze ludzi. To wszystko, jakkolwiek bajkowo i kwantowo by nie brzmiało, jest tylko poziomem umysłu.

Wszystko, co widzimy wokół jest i tak stworzone z energii mentalnej i nie wykracza poza materię. Iluzoryczność tego świata nie polega na tym, że tego świata nie ma. Ten świat jak najbardziej istnieje i składa się z subtelnych struktur, które tylko coraz bardziej zagęszczają swoje energie. Jego iluzja polega na tym, że pomimo nietrwałości form materialnych, które najpierw się pojawiają, trwają przez jakiś czas i zanikają – nadal pokładamy w nich w wszystkie swoje nadzieje. Nawet tzw. duchowe terapie nazywamy duchowymi z tej racji, że zauważamy szybki efekt bez ingerencji w ciało fizyczne, ale przecież tymi terapiami w ogóle nie wpływami na duszę.

Dusza jako taka – jej pragnienia – w ogóle nas nie interesują. To oznacza ni mniej ni więcej, jak pozostawanie na dwóch pierwszych poziomach egzystencji. Wedy instruują nas jasno, że wszystkie sztuczki, które mylimy ze strefą ducha nie wykraczają poza materię. Obecnie żyjemy w przeświadczeniu, że rozprawiając się z naszymi przekonaniami na kilka drobnych tematów i wyczarowując sobie upragniony samochód panujemy nad materią i rozwijamy się duchowo. Cóż za iluzja! Umysł jest niezwykle mistyczną i niemierzalną substancją, którą łatwo potraktować na równi z energią duchową. Używanie go dla celów czysto materialnych, nawet w niezwykłym stopniu, nie sprawia, że przenikamy swoją świadomością na kolejne, wyższe poziomy, które są poziomami wyzwalającymi. 

Nasza cywilizacja nie ma prawdziwego dostępu do tego wymiaru świadomości, gdyż wszelkie procesy wpływające na umysł przebiegają prawie wyłącznie na poziomie pranamayakośa, tylko w niewielkim stopniu zahaczając o umysł. Nie mając podstawowej wiedzy o umyśle i jaźni nasza cywilizacja postrzega umysł jako czynnik duchowy, którym nie jest, zrównując go tym samym z duszą. Z kolei duszę, pomimo opisywania jako „element duchowy” sytuuje praktycznie w subtelnym, energetycznym obszarze umysłu. Nie mając praktycznej wiedzy, czyli umiejętności rozróżniania tych energii, nie możemy właściwie nic osiągnąć.  

Rozwiązanie tego dylematu gwarantuje dopiero wzniesienie naszej świadomości do poziomu wigjanamaja kosza. Jest to poziom inteligencji i fałszywego ego, czyli energii potrafiącej odróżniać najgłębsze prawdy. Będąc świadomi tej przestrzeni naszego subtelnego ciała jesteśmy w stanie odróżnić siebie, swoją duchową jaźń od umysłu i wybrać działanie, które jest dobre dla duszy. 

Właściwie od tego poziomu zaczynamy mieć do czynienia z duchowością, a nie wtedy, gdy potrafimy sobie wyczarowywać pałace. Miarą bycia na tym poziomie jest umiejętność rozróżniania materii (nawet tej subtelnej) od transcendencji. Tylko zrealizowanie siebie jako istoty duchowej gwarantuje nam życie w odwiązaniu i wyrzeczeniu. Nasza świadomość kieruje się już przecież w stronę świata duchowego, na razie pod postacią wyrzeczenia się celów materialnych. Czyli cała nasza inteligencja jest używana do odcinania się od materii i zauważania swojego duchowego wymiaru, a nie do urządzania się w materii jako źródła naszego spełnienia. Ten poziom świadomości nazywa się poziomem wiedzy zrealizowanej i działania z perspektywy energii duchowej, z której pochodzimy. 

Na Zachodzie jesteśmy skłonni myśleć, że człowiek „inteligenty” to ten, który potrafi działać rozsądnie. Ale rozsądek przejawia się również na niższych poziomach świadomości i kierując się korzyściami niższych ciał podejmujemy decyzje złe dla naszej jaźni, choć wyglądające bardzo mądrze z niższych pułapów. 

Nieoczyszczona inteligencja wybiera sprawy bezsensowne, będąc przekonana, że postępuje właściwie. Weźmy dla przykładu sposób rozumowania złodzieja. Każdy złodziej ma swoisty zestaw przekonań i zasad moralnych, których się trzyma i za które jest gotów oddać życie. Jego rozsądek utrzymuje go w małym, z naszego punktu widzenia, pudełku moralności i tak samo nasze zasady etyki, religii, ekonomii, medycyny i każdej innej dziedziny życia, pozbawione praktycznie wszystkich wyższych wymiarów, pozostawiają nas w ograniczonej przestrzeni życia, w której sytuacje biorą się nie wiadomo skąd i na które nie znamy zbyt dużo rozwiązań. 

Na razie nasz poziom inteligencji i fałszywego ego, czyli przypomnę – energii zmuszającej nas do utożsamiania się z materią na wszystkich poziomach, choćby nie wiadomo jak technologicznie rozwinięty się nie wydawał, utrzymuje nas stabilnie na poziomie myślenia czysto materialistycznego. A ta okrywa, ta koś, lub jakbyśmy to po polsku nazwali – ten kosz uwzględnia tylko interesy ciała fizycznego i co najwyżej zachcianek umysłu. Miliardy technicznych nowinek w strefie annamayakośa są i tak wiedzą z tego ograniczonego, płaskiego wymiaru, a nie z wyższych. Dopóki nie zrobimy tzw. transcendentalnego skoku w nieznane, jakim jest strefa świadomości duchowej i nie odważymy się pomyśleć inaczej, niż tylko z perspektywy ciała fizycznego nie mamy szansy na spotkanie z samymi sobą, z własną duchową jaźnią, która żywi się innym rodzajem energii niż nasze ciała: fizyczne, energetyczne i mentalne.  Subtelne ciało z poziomu energii inteligencji żywi się energią duchową, której cechy to przede wszystkim wiecznie rosnące szczęście. Dopiero nasza decyzja pobierania energii duchowej w postaci wiedzy i dźwięku duchowego i chęć zaspokajania potrzeb tego ciała otwiera furtkę do uświadomienia sobie tej przestrzeni egzystencji. 

Od momentu, gdy przestajemy działać dla korzyści tylko i wyłącznie niższych ciał i zaczynamy interesować się czymś “spoza” materii, zaczyna się nasza duchowa podróż. Z tego poziomu świadomości możemy całkowicie zapomnieć, że mamy ciało fizyczne i że ma ono swoje potrzeby, jak chociażby jedzenie czy spanie. Nie jest to łatwy poziom do zrozumienia, a już tym bardziej nie jest możliwy do imitowania. Wszelkie tzw. próby zarzucenia dbania o potrzeby ciała fizycznego czy mentalnego z poziomu zrozumienia ciała fizycznego kończą się katastrofą, a przynajmniej fanatycznym stylem życia w wyrzeczeniu i biedzie, albo w przewrotnym podważaniu sensu wyrzeczeń i ściąganie strefy duchowości do poziomu annamajakośa (czyli ciała fizycznego), która zupełnie nie pojmuje aspektu duszy.  

Poziom wigjanamajakośa jest poziomem świadomości, w której działamy bez przywiązania do potrzeb ciała, co oznacza, że możemy żyć w przepychu i dostatku, jak i w biedzie, bez przywiązania do żadnego z tych stanów. Podobnie podchodzimy tutaj do swojego zdrowia – staramy się żyć prozdrowotnie i dbamy o stan ciała z największą starannością, ponieważ ciało otrzymaliśmy w darze. Robimy to jednak z poziomu wiedzy duchowej, a nie tylko jednowymiarowej wiedzy o ciele fizycznym i energetycznym. Jednocześnie nie traktujemy ewentualnej utraty zdrowia jako katastrofy i nie martwimy się nadmiernie o potrzeby cielesne. Cała nasza świadomość zaczyna się przesuwać w stronę wyjścia z materii więc straty i uszczerbki w obszarze materii są dla osób usytuowanych mocno w tym stanie świadomości, okazją do szybszego wycofywania się ze świata, a nie powodem do cierpienia i kurczowego trzymania się przy życiu za wszelką cenę. Jak widać – ten poziom świadomości wywraca mocno nasze wartości, jak choćby przekonanie o największej wartości jaką jest życie. Owszem, życie jest ważne, ale dążenie w nim do najniższych celów, jakie oferuje współczesna cywilizacja, obniża jego wartość do poziomu życia zwierząt. 

Jeśli uda nam się trafić na transcendentalny przekaz i zaangażować z sukcesem w proces duchowy to jest szansa, że doznamy szczęścia na poziomie anandamaja kośa. Ten poziom jest poziomem duszy i jej kontaktu z Duszą Najwyższą. Dopiero spotkanie tych dwóch dusz, czyli relacja na poziomie dwóch takich samych duchowych energii, daje nam możliwość czerpania nieograniczonego szczęścia, a nie tylko chwilowych przyjemności dostępnych na niższych poziomach.  

Jeśli ktoś mówi, że leczy chorą duszę i że ją rozwija, to nie wie o czym mówi. Choć nazywa różnego rodzaju terapie procesem duchowym to i tak podlega jedynie niewielkim, kosmetycznym procesom oczyszczającym ciało fizyczne, energetyczne i w niewielki stopniu mentalne. Wrota do strefy manomajakośa są zamknięte dla mechanistycznych zabiegów, jakie królują obecnie na rynku tzw. duchowości. Poziomy wigjanamayakośa i anandamajakośa są dla nas całkowicie niedostępne już choćby z tej racji, że nawet nie pojmujemy, czym jest umysł a czym prawdziwa jaźń, którą jesteśmy. Nie mając pojęcia o właściwościach duszy, która nigdy nie podlega żadnym materialnym jakościom mówimy np., że nasza dusza choruje i że leczymy czy rozwijamy duszę. 

Atman czyli dusza jest wiecznie szczęśliwa i nie choruje. W otoczeniu duchowej energii, z której pochodzi dusza posiada wszelką potrzebną jej wiedzę. Dopiero wpływ energii materialnej zalewa maleńką jaźń na tyle, że traci ona rozeznanie co do swojej duchowej tożsamości. Gdy tylko dostajemy się pod wpływ energii duchowej, a nie umysłowej, zaczynamy mieć dostęp do cech duszy, a nie energii materialnej. Wszelkie cuda i niepodleganie pod prawa fizyczne tego świata są jak najbardziej możliwe już na tym poziomie egzystencji i nie świadczą o tym, że jesteśmy Bogiem, ale że wchodzimy pod wpływ energii duchowej na coraz wyższym poziomie. 

Atma, nasza duchowa jaźń, jest całkowicie transcendentalna wobec wszystkiego, co rozgrywa się w tym świecie i z jej tzw. ciałem, a jej jedynym problemem jest fakt, że utożsamiła się z materią. W momencie, gdy tylko dusza zrozumie, że skierowała pragnienie w niewłaściwą stronę i zdecyduje się zwrócić uwagę na świat duchowy – zacznie się proces odwrotu i wycofywanie jej energii ze świata materii. I to jest bardzo szybki proces, w którym palone są wszystkie okrywy duszy, czyli niszczone są wszystkie przesłaniające nam prawdziwą widoczność koszyki.  

2 komentarze

  1. Marlena :

    Dzień dobry, bardzo dziękuję za wiedzę-wedę:-).
    Chciałabym jeszcze zapytać, czy naprawdę spotkała się Pani z przypadkiem odrośnięcia ręki?
    Wszystkiego dobrego

    1. Ida Smela :

      To bym się musiałą zaliczać do wielkich szczęściarzy. Organizm ludzki nie ma takiego systemu regeneracyjnego, jak np. salamandry więc nie możemy mówić o stałej możliwości. Istnieją przypadki nieuznane przez naukę, ale np. przez Kościół, kiedy komuś zdarzył się taki “cud”. Można znaleźć w internecie. Istnieją też przypadki, w których palce u młodszych dzieci mogą częściowo się odtworzyć po amputacji, ale mówimy tu o stosunkowo niewielkich urazach, a nie o całej kończynie. natomiast naukowcy, choć zaprzeczają, że może to się stać w wyniku wiary – usilnie pracują nad elektryczną stymulacją, która odtwarzałaby utracone kończyny i twierdzą, że to jest całkiem bliska przyszłośc. W Puranach są takie historie, ale to nie jest odpowiedź na pytanie – czy widziałam. Nie widziała, ale spotkałam się dwa razy z natychmiastowym zagojeniem złamania nogi – też niezłe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *