W piątek 22 września przypada dzień świętowania równonocy jesiennej i pozwólcie, że się z wami na niego przygotuję. Czyli dzisiaj będę trochę w pogańskim nastroju.
Przede wszystkim chciałam sobie i wam też przypomnieć, że wszystkie zmiany pór roku są słupami milowymi na trasie naszej życiowej podróży i jako takie czemuś one służą. Ten dzień, podobnie jak noc z 20 na 21 marca jest chwilą w roku, w której doba jest podzielona na dwie równe części. Od tego czasu dni stają się coraz krótsze, a my zaczynamy się zbliżać do mroku. Ale bez obaw – nie będzie tak źle, w końcu mamy żarówki. No, ale właśnie przez te żarówki i całoroczną dostępność do warzyw i innych płodów rolnych coś nam umknęło. Umknęła nam przede wszystkim magia święta, które jak żadne inne pozwala nam zatopić się w podziękowaniu.
Okres późnego lata jest czasem podsumowań. Z pól zostają zebrane ostanie zbiory, sady czerwienieją późnymi owocami, a warzywa i owoce są zwożone do zimowego przechowywania. I zwykle, kiedy nie było supermarketów, mieliśmy niezłą frajdę, kiedy mogliśmy spojrzeć jak dużo zebraliśmy i jak dużo nam dała natura. Kiedy mieliśmy bezpośrednią styczność ze złotem wyrosłym na polu, wtedy mogliśmy szczerze doceniać i dziękować Matce Ziemi za wszelkie dary. No i cieszyć się, że nadchodzi okres większego wytchnienia. Teraz wszystko się poodwracało – w okresie, w którym natura szykuje się do odpoczynku, my wracamy do szkoły i do pracy po urlopach, żeby wysilać się jeszcze więcej. Okres dożynek został nam w dużym stopniu skutecznie obrzydzony komunistycznymi spędami, po których nie kojarzymy tej ważnej daty z dniem dziękowania, tylko z przemówieniami oficjeli partyjnych. Dzisiaj zamierzam przywrócić blask temu świętu, ponieważ co jak co, ale tak magicznych dat w kalendarzu nie można przegapić!
Mogę łatwo zrozumieć, dlaczego równonoc wiosenna jest obchodzona z takim hukiem, a jesienna już nie za bardzo. Dzień 22 września rozpoczyna czas umierania. Powoli opadają z drzew liście, a z nas kolejne iluzje i złudzenia. Oj, to nie jest przyjemne.Natura towarzyszy nam w tym procesie i osładza nam obdzieranie ze złudzeń całkiem pięknymi widokami. Przynajmniej na początku. Później widzimy wokół coraz więcej gołych konarów drzew i aż do końca października natura zedrze wszelkie zasłony by z dniem 1 listopada postawić nas już twarzą w twarz z nagą prawdą o życiu i śmierci. Boszsze, jak ja się zrobiłam patetyczna, a to dopiero początek jesieni! Ale sami przyznacie, że wraz z opadaniem owoców i liści z drzew człowiek żegna się resztką lata i niejedną iluzją w sercu. Ale, żeby nie było – żegnamy się tylko z tymi głupimi, z tymi, które nie były nasze. W okresie żniw rolnik musi podjąć decyzję dotyczącą tego, co przechować, a co skonsumować. My też musimy teraz zrobić podobne rozliczenie w głowie. Co powinniśmy zostawić, aby zgniło w ziemi? Bez czego możemy się bezpiecznie obyć w czasie zimy? Co chcemy przechować na nadchodzący rok, aby wykiełkowało na wiosnę? Teraz bierzemy się za wsadzanie do spichlerza kolejnych marzeń, nawet takich, które dotąd wydawały nam się zbyt śmiałe. Dlaczego teraz? Bo to jest noc cudów. Parę razy w roku portal do zupełnie innego świata otwiera się i warto o tym pamiętać. Wiedzieli o tym Słowianie, Germanie, Celtowie – po prostu wszyscy w tym czasie korzystali z łaskawości tego okresu. Korzystanie z mocy magii to w pewnym sensie nic trudnego, jeśli towarzyszy wszystkiemu radość i nastrój dziękczynienia.
I tym prostym zdaniem przeszłam do zasadniczej wizji owego święta, na które się szykuję – otóż zamierzam skupić się na obfitości, jaką daje nam przyroda i cieszyć się z tego wszystkiego, co dostałam, nawet, jeśli zboże warzywa i owoce nie pochodzą z mojego ogródka. Skoro mogę je kupić i spożywać tzn. że są dla mnie i bardzo za to dziękuję. W końcu mam co jeść i nie muszę się martwić o spichlerz na zimę, bo warzywniak i spożywczy są tuż za rogiem.
Sprawdziłam właśnie, że na Wielkanoc pisałam o mocy błogosławieństw, a teraz wpadłam w nastrój dziękczynienia. Dla mnie te dwie daty w kalendarzu mają podobny wydźwięk i jakoś tak mnie ten nastrój sam zalewa. Jak widzę piękne pomarańczowe dynie otulone kołnierzykiem z czerwonych jabłek, złotych gruszek i niebieskich śliwek to aż mnie roznosi, żeby za wszystko to dziękować. I jeszcze raz dziękować. I co ja tu będę mówić starym wygom w manifestowaniu pragnień, że wdzięczność i radość są najlepszym portalem do dostatku? A czy widok zgromadzonych bogactw z ogrodu nie jest wystarczającym powodem, żeby się tak właśnie czuć? Przecież dożynki to czas doceniania tego wszystkiego co już mamy, czas dziękczynienia za plony Ziemi, a także zbierania zapasów na nadchodzącą zimę.
Jeśli nie masz żadnych takich cudnych widoków na stole to sobie do jutra zrób – połóż na stole choćby marchew, ale myślę, że o tej porze roku stać cię na więcej. I po porostu ciesz się tym pięknem i dziękuj. Teorie i cytaty o działaniu energii niewiele dadzą, jeśli zamiast na dziękowaniu skupisz się teraz na narzekaniu, w którym celują media. Aż strach czytać jak wszystko jest dziś za drogie, zatrute i niezbyt smaczne. Wszystkie wiadomości dążą do tego, żeby odciągnąć naszą uwagę od dostatku. Zmiany pór roku, jak np. ta nie są dobrym momentem, żeby skupiać się na zagrożeniach i brakach, bo z taką energią niestety dalej się wszystko potoczy. W energii tego święta cieszymy się z wszystkich dotychczasowych sukcesów, bo to sprawi, że będziemy je mieć też w przyszłości. Chyba, że nie chcecie mieć sukcesów w przyszłości – wtedy możecie śmiało pogrążyć się w wydłubywaniu wszelkich niepowodzeń. Jeśli jesteśmy temu światu wdzięczni za wszystko, co dojrzało w naszych ogrodach, na polach i w życiu – to tak odwdzięczy się nam świat, a my będziemy mieć znowu powód, żeby tę tendencję utrzymać.
Równonoc to okres stykania się tego co jest przeszłością i co już przeżyte, z przyszłością, czyli tym, co dopiero pragniesz doznać. Lepiej wykorzystać ten magiczny węzeł czasu na przeżycie go w dobrym nastroju. Jak pamiętacie z dawnych lat, to był czas kiedy spotykali się wszyscy sąsiedzi i przyjaciele, żeby razem cieszyć się i jeść to, co dała nam Matka Natura. Bo to jest czas dostatku i dzielenia się ze wszystkimi. A dodatkowo można w ten dzień wypuścić w przestrzeń parę intencji, do czego się sama szykuję.To co, jakaś mała dynia, orzechy, owoce na stół i świętujemy?