Zatańcz w zgodzie z życiem

Jestem bardzo ciekawa, jak reagujesz na naukowy żargon wplątany w teksty o uzdrawianiu życia. Wiele osób dostaje wręcz wysypki na samo używanie pojęcia “kwantowy” w kontekście przywracania natychmiastowej koherencji…no właśnie koherencji. Z tym słówkiem też  się pewnie nieraz spotykasz i pewnie myślisz “koherentny, znaczy spójny, ok. Tylko po co używać tak skomplikowanych wyrażeń rodem z fizyki?” 

Po pierwsze – niektórzy używają tego po to, żeby nawiązać łączność z ogólnym stylem współczesnego myślenia, które jest dosyć techniczne. 

Po drugie – niektórzy lubią taki wzniosły, patetyczny język, bo wtedy maluczcy nie orientują się, jak mało oni sami rozumieją to, o czym mówią. Żeby nie nadwyrężać jednej grupy powiem krótko – wszystkie grupy społeczne posługują się swoistym żargonem, którego nijak nie przenikną inni – prawnik nie sformułuje formułki ekonomicznej, a lekarz nie będzie się głowił nad stylem fizyka. 

Po trzecie – są tacy, którzy posługują się swoją branżową łaciną i naprawdę wiedzą, o czym mówią. 

Błyskawiczne przeprogramowanie życia, zdrowia, relacji nie jest nowym i nieznanym zjawiskiem, ale już samo splątanie tego z obecnie obowiązującymi pojęciami z fizyki kwantowej wydaje się dziwne. Tym bardziej, że wielu fizyków podążających tzw. klasycznym nurtem twierdzi, że fizyki kwantowej nie da się zrozumieć. 

Powiem krótko – wielu fizyków rozumie fizykę kwantową. Ale mówimy o szczególnym rodzaju fizyków – właśnie kwantowych, którzy przyjmują do wiadomości pewien denerwujący tych pozostałych czynnik – świadomość jako czynnik duchowy, tzn. wymykający się możliwości dogłębnego, absolutnego zbadania. 

Po raz pierwszy słowo “koherencja” w kontekście psychologii zdrowia a nie fizyki, użył Aaron Antonovsky. Stwierdził on, że w miarę koherentnie zachowuje się człowiek, który ma w sobie siłę scalić wiele informacji napływających z zewnątrz. 

Czujemy się koherentni, gdy rozumiemy co się dzieje (zrozumienie, że wszystkie sytuacje mają charakter uporządkowany, przewidywalny i wytłumaczalny), gdy wiemy, jak czemuś sprostać (jak rozwiązać problem, spłacić dług, rozwiązać konflikt), i przede wszystkim, że nasz wysiłek, sprostanie tym wyzwaniom ma jakikolwiek sens. 

Zwykle jednak czujemy, że wydarzenia nas atakują znienacka, że nie mamy żadnego środka zaradczego, żadnego wsparcia i że wysiłek i zaangażowanie nie mają już sensu, bo przecież za rogiem czeka nas kolejne niewytłumaczalne wyzwanie. 

Dobrym przykładem koherencji jest reakcja, jaką mamy na sytuację, kiedy na ulicy podchodzi do nas mężczyzna z plecakiem z mapą miasta w ręku i pyta o drogę. Jeśli jesteśmy koherntni, spójni, to w naszej głowie scalą się bardzo szybko te dane w jedną całość: 

  • wiemy, że to przyjezdny, turysta 
  • wiemy, że nie zna drogi 
  • wiemy, że należy mu pomóc, a nie krzyczeć na niego 
  • wiemy, że należy być życzliwym i serdecznym, bo ten ktoś czuje się zagubiony i niepewny 

Jednocześnie wiemy, że jeśli podejdzie do nas ktoś, kto się zatacza, ma podarte brudne ubranie i niezbyt miły wzrok to twoja reakcja będzie inna. Osoba ze słabym poczuciem spójności, koherencji nie dostrzega całego kontekstu i w obu przypadkach koncentruje się na szczególe, np. na kolorze butów. Jej zachowanie nie będzie dostosowane do sytuacji. W tak nietypowy, wybiórczy sposób zachowują się osoby autystyczne, które w pewnym sensie potrafią zadziwić swoim geniuszem, ponieważ skupiają się wybiórczo na pewnym aspekcie rzeczywistości. Jednak w życiu codziennym nie są one w stanie połączyć zbyt wielu czynników, stąd ich zachowanie wydaje się być dziwne, aspołeczne. Osoba autystyczna potrafi zobaczyć drzewo i to ze wszystkim szczegółami, ale nie widzi lasu, lub odwrotnie.

 

Jak się tak zastanowić, to my, którzy uważamy się za całkowicie zdrowych, niekoniecznie widzimy lepiej. Zadziwiające jest to zjawisko wręcz postępującej epidemii autyzmu we współczesnym świecie, gdzie ludzie upierają się, żeby badać cząsteczki najmniejsze z najmniejszych, studiować całe życie budowę i zachowanie żuczka gnojarka, albo obserwować najodleglejsze gwiazdy i wydawać miliardy na podróże w kosmos, gdy tymczasem ich rodziny się rozpadają, dzieci piją na umór, partnerzy tracą zdrowie, znajomi przestają utrzymywać z nimi kontakt i całe ich życie idzie w ruinę. Skupiamy się na wyabstrahowanych działach rzeczywistości nie mając zdolności duchowego spojrzenia na całość. Przez to czujemy się w niej zagubieni, pozbawieni zdolności poradzenia sobie ze wszystkim i stąd już tylko krok do poczucia zupełnego bezsensu.  

W kwantowym uzdrawianiu często mówimy o tzw. koherencji serca. Przyznaję, że mnie samą to określenie trochę drażni. Może dlatego że jest takie techniczne, naukowe i wygląda na takie, którego używają naukowcy czy  politycy, kiedy chcą, żeby nikt ich dobrze nie zrozumiał. Zresztą  po co, skoro za tymi pojęciami kryją się rzeczy takie proste?

No i właśnie nad prostotą tego pojęcia bym się zatrzymała. Otóż koherencja serca oznacza ni mniej ni więcej jak całkowitą spójność swoich podświadomych i świadomych pragnień i pewność  ich realizacji. Proste, ale nie łatwe.  Koherencja serca zachodzi doskonale wtedy, kiedy rozumiemy i akceptujemy to, co jest, żeby potem móc wysłać intencję zmiany. Jeśli jesteśmy niespójni (a jesteśmy!), pełni sprzecznych informacji, celów, zagubieni w przeszłości, pogrążeni w smutku, wściekli – nie jesteśmy w koherencji z polem dobrych informacji. Jesteśmy jak fotony w zwykłej żarówce – coś tam świecimy, ale niekoherentnie. Jeśli chcemy świecić jak laser i konkretnie coś transformować to musimy podjąć świadome zwarcie szyków pragnień szwendających się w naszym sercu z tym, czego życzy sobie głowa. A głowa może i coś chce, ale w wiele rzeczy wątpi.

W pewnym sensie kwantowy zabieg działa zawsze, czyli nie ma, że czegoś trzeba się pilnie uczyć. W innym sensie zauważamy, że transformacja zachodzi, ale znowu przebiega ona w w sposób, który nie wychodzi zbytnio poza ramy obecnego “status quo” świadomości. Nawet tzw. cuda dzieją się tylko do miejsca na skali naszej linijki “możliwych cudów” i nie wychodzą poza nią. Widać to chociażby po tym, jak bardzo wszyscy siebie potrzebujemy, bo sami  nie potrafimy przebić się przez ograniczenia w swojej głowie. A wszystko to wskazuje na to, że nasze próby kwantowego uzdrawiania, choć czasami bardzo skuteczne, są jak próby uchwycenia fali oceanu – sami jej nie złapiemy, ani jej nie stworzymy. Naszym jednym sensownym działaniem jest ustawić się odpowiednio i czekać, aż sama do nas przypłynie. Zabieg jedynie ustawia nas w odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie, w odpowiednich okolicznościach. 

Czyli wracając okrężną drogą do słówka “koherentny”- w jakiś niewidoczny dla nas sposób musimy osiągnąć spójność ze swoimi celami, pragnieniami i co najważniejsze, a jakże często pomijane – z jakimś większym i potężniejszym wzorem, w który się wkomponowujemy. Czy chcemy czy nie jesteśmy wkomponowani w jakieś większe grupy – rodzinę, państwo, naturę, kosmos, aż może dojdziemy do kogoś ponad tym wszystkim.

Wszystko, co jest od nas wymagane w celu osiągnięcia najlepszych transformujących rezultatów jest zaakceptowanie tych wzorów i zespojenie się z nimi. Nie działanie wbrew i ponad materią, jak to niektórzy lubią efektownie nazwać. W wedyjskiej kosmologii nie ma czegoś takiego w tym przejawionym świecie materii jak “ponad materią”. Ponad materią i transcendentalne jest wszystko poza granicami tego świata a na razie wszystkie energie, którymi się posługujemy są materialne i co najwyżej subtelne – niewidoczne dla naszych zmysłów. W naszym interesie leży poznać je i zaakceptować ich potęgę, a nie pyskować, jacy to jesteśmy wielcy i niezwyciężeni i nikt nam bogom tu nie podskoczy. Wbrew pozorom pokazanie swojej bezradności wobec tych subtelnych sił natury – choćby subtelnych praw umysłu i pola informacji, w którym ten umysł działa nie jest oznaką słabości, ale wręcz daje nam dopiero wtedy możliwość dostosowania się do nich i osiągnięcie koherencji z nimi. Koherencja z sercem nie oznacza tu tylko koherencji z własnym sercem, ale i z tym większym. Jak zrozumiemy, że mamy się sami usunąć z drogi to nasze magiczne starania przyniosą szybko dobre skutki. Ptaki, które lecą w kluczu mają zdecydowanie łatwiej. A przy okazji – klucz ptaków lecących na niebie to jest przykład koherencji czyli spójnego działania grupy.

Koherencja z sercem oznacza, że dostrajamy się do czegoś, co już wie jak to zrobić. A to oznacza, że to nie my jesteśmy wykonawcami. To nie my rzeźbimy dziecko w łonie i nie my lepimy sobie marchewki pod ziemią. To nie my tworzymy sobie w życiu to, czego pragniemy – my tylko mamy nauczyć się dostrajać do dróg, które w najprostszy sposób nas do nich zaprowadzą. 

Brak naszej spójności z życiem obrazuje poniższa historia. Podobno miała ona miejsce w październiku 1995 r. u wybrzeży Nowej Funlandii. Oto fragment rozmowy radiowej przeprowadzonej między amerykańskim okrętem wojennym, a Kanadyjczykami.  

 

Kanadyjczycy: Proszę o zmianę kursu o 15 stopni na południe, w celu uniknięcia kolizji.  

Amerykanie: Radzimy wam zmienić kurs o 15 stopni na północ, aby uniknąć kolizji.  

Kanadyjczycy: To niemożliwe. To wy będziecie musieli zmienić kurs o 15 stopni na południe, aby uniknąć kolizji.  

Amerykanie: Mówi kapitan okrętu wojennego Stanów Zjednoczonych. Powtarzam ponownie: wy zmieńcie kurs.  

Kanadyjczycy: Nie. Powtarzam: zmieńcie kurs, aby uniknąć kolizji.  

Amerykanie: Mówi kapitan lotniskowca USS “Lincoln”- drugiego pod względem wielkości okrętu bojowego amerykańskiej marynarki wojennej floty atlantyckiej. Towarzyszą nam trzy krążowniki, trzy niszczyciele i wiele innych okrętów wspomagania. Domagam się, abyście zmienili kurs o 15 stopni na północ. W innym przypadku podejmiemy kontrdziałania w celu obrony grupy.  

Kanadyjczycy: Mówi latarnia morska: wasz wybór. 

Czy zdajemy sobie sprawę z praw, którym się mamy podporządkować, żeby działały dla naszego dobra a nie przeciw nam? Żyjemy w erze krnąbrnych i niepokornych, gdzie naczelnym hasłem jest “nikt mi nie będzie mówił co mam robić!” Czyżby? Nawet śmierć i choroba cię słucha? Wszyscy wokół robią co rozkażesz? Słońce na twoje polecenie wzejdzie na południu?

Zaginiona wiedza z wed pokazuje nam, że ludzie kiedyś dysponowali niezwykłymi możliwościami. Zatrzymać słońce? Czemu nie. Stworzenie planety? Ekspansja w 16 niezależnych osób? Przyciągnięcie sobie rzeczy z odległych miejsc subtelną ręką? A jednocześnie mędrcy z tamtych czasów potrafili z pokorą przyznać, że medytują nie o sobie, a o czymś lub o kimś większym i że to nie oni tworzą te atomy, z których zbudowane są “wyczarowywane” przez nich obiekty. Mnóstwo dziwnych rzeczy możemy zrobić, jeśli staniemy się koherentni z Wyższą Siłą. Ale nie chodzi w tym o to, żeby poczuć się wielkim. Ostatecznie za wszystkim, czego pragniemy kryje się jedno pragnienie – kochać i być kochanym i o zdobycie takiej koherencji z Wyższą Siłą, ze Źródłem nam chodzi.

Nadchodzi dobry czas – Złoty Wiek, w którym te niezwykłe moce powoli się ujawnią, co już zresztą możemy zauważyć. Tyle tylko, że my będąc pozbawieni poczucia własnej wartości i dorwaniu się do niezłej zabawki  zachowujemy się jak amerykański krążownik, któremu cały świat, łącznie z latarnią morską ma zejść z kursu. I z tego powodu nie możemy dojść do prawdziwej, głębokiej koherencji z pulsującym sercem życia. Z powodu złości i buntu. Życie nie jest przeciwko nam, tylko my przeciw niemu.

Jak połączyć się głęboko z tymi niewidzialnymi, a jednak życzliwymi nam siłami życia? Są lepsze sposoby niż bunt. Ale o tym jak to wprowadzić w swoje codzienne życie dowiesz się na spotkaniu, na które Cię serdecznie zapraszam. O wydarzeniu – 08. września we Wrocławiu dowiesz się więcej w poprzednim wpisie, lub na facebooku.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *