Jak odpuścić nadmierną kontrolę?

Tak się czasem zastanawiam, czy nie byłoby miło, gdyby wszystko przebiegało zgodnie z moją wolą. Miliony drobnych spraw, które toczą się niejako poza moją jurysdykcją, musiałoby zyskać moje oficjalne przyzwolenie lub zakaz, najlepiej potwierdzony na piśmie. Przyszło by mi wtedy pilnować każdą najmniejszą funkcję swojego ciała, żeby wszystko działało tak, jak ja sobie tego życzę.

Wydaje mi się, że pod pewnymi względami, umiałabym lepiej o wszystko zadbać, ale z kolei przysporzyłabym sobie mnóstwo dodatkowej pracy.

Dajmy na to – oddech, który jest regulowany autonomicznie i dzieje się niejako sam. Gdyby mi przyszła ochota to zawsze mogę zacząć sterować go świadomie. Mogę zacząć bawić się w jego pogłębianie, wstrzymywanie, przyśpieszanie i  zwalnianie. Ale tylko przez jakiś czas. Na dłuższą metę taka stała kontrola oddechu jest niewykonalna. Ostatecznie oddech uświadamia mi, że jest on metaforą moich relacji z życiem, w którym ujawniają się obydwa aspekty mojego działania:

  • kontroli i władzy (ale tylko do pewnego momentu),
  • jak i poddawania się, zaufania i współdziałania z jakąś większą siłą.

W życiu mam pewien zakres kontroli i wpływu, ale nie oszukujmy się – jest to zakres bardzo niewielki. Mogę np. podjąć decyzję o posianiu piwonii, ale ich wzrost pod ziemią odbywa się poza moim wyobrażeniem, a i rozkwit płatków też nie zachodzi dzięki mojej mechanicznej pomocy. No i chociażby taki przykład powinien mi uzmysłowić, że mam tylko małą kontrolę nad wszystkim. Może warto zacząć polegać na czymś większym ode mnie, co już samo pilnuje mojego oddechu i rośnięcia kwiatów? Chyba jednak nie tylko ja mam problem z nadmiarem kontroli.

Wszystkim nam czasem  trudno wyzbyć się chęci przypilnowania wszystkiego. Wydaje mi się, że najpierw dopuściliśmy do nadmiernej kontroli czego tylko się da, co zaowocowało sporym spustoszeniem wokół, które teraz próbujemy okiełznać w świadomy i zaplanowany sposób. Jest to takim samym szaleństwem jak np. próba świadomej kontroli każdego ruchu mięśni w procesie chodzenia. Mam taką małą teorię na temat rozrostu biurokracji na świecie, że jest ona zewnętrznym przejawem naszych coraz większych skłonności kontrolowania procesu życia, które to życie toczy się i tak poza naszą strefą władzy.

I tutaj dochodzę do kwintesencji mojego wywodu: jak pozwolić sobie na głębszy oddech i jak puścić taką usilną potrzebę kontroli? Jak zyskać spokój w świecie, w którym wszystko wydaje się sprzyjać tylko tym, którzy zdają się kontrolować sytuację? Czy nie boimy się, że kiedy nie zaplanujemy wszystkiego dokładnie i nie zadbamy o każdy szczegół, to wszystko pójdzie nie tak, jak trzeba?

Zwróćcie uwagę, jak taka próba kontroli zakłóca  możliwość czerpania radości życia tu i teraz.

Już teraz miliony ludzi usiłuje przypilnować karierę swoich dzieci, organizując im bardzo zapracowane dzieciństwo. Gdyby czas i pieniądze przeznaczone na szkolenie dzieci były stuprocentową gwarancją ich przyszłego sukcesu, to życie byłoby bardzo przewidywalne. Jakoś tak się jednak dzieje, że na wypadkową sukcesu składa się wiele różnych czynników, z których pieniądze, chęci, talent i wysiłek stanowią tylko pewną część układanki. Biedniejsi rodzice mogą  wziąć głębszy oddech i powierzyć szczęście swoich dzieci czemuś większemu, niż kurs języka angielskiego i lekcje tenisa. I Bogu dzięki.

Gdyby tylko pieniądz był jedynym czynnikiem gwarantującym np. bezpieczeństwo, to wiele bogatych osób mogło by teraz wieść bardzo spokojne i beztroskie życie sygnowane polisą ubezpieczeniową PZU. I chociaż czasem niektórzy muszą powierzyć swoje zaufanie firmie Siemens, której rozrusznik zapewnia właściwą pracę ich sercu, to nadal obstaję przy tym, że nasze życie byłoby prostsze, gdybyśmy zaufali czemuś (komuś), co (kto) może zadbać nie tylko o sztuczny rozrusznik ale i zapewnić dobrą jakość naszego prawdziwego serca.

Odpuszczenie potrzeby kontroli nie jest tak prostą sprawą, ale przyznacie – w magii konieczną.

Mówię o tej prawdziwej magii życia, do której wszyscy tęsknimy i której jednocześnie nie dajemy żadnych szans zaistnienia w życiu, bo przecież wszystko musi się zadziać na naszych warunkach.

Sama też czasem marzę o chwili, gdy puszczę już wszystkie możliwe obawy i sznurki, za które koniecznie muszę pociągać, a bez których życie toczyłoby się znacznie lepiej. Tak się rozrzewniłam w swoich rozmyślaniach, że aż postanowiłam podzielić się z wami pewnym przykładem z mojego życia, który  jasno i wyraźnie pokazał mi, że zaufanie prowadzi łatwiej i przyjemniej do celu, niż próba pilnowania każdego detalu.

Parę lat temu miałam sytuację, w której przyszło mi odebrać pewną osobę z dworca PKP w Katowicach. Dodam, że nie mieszkam w Katowicach, ta osoba zadzwoniła do mnie z prośbą o konieczność odebrania jej stamtąd za niecałe dwie godziny, przy czym próba kontaktu z nią miała być za chwilę zerwana, ponieważ właśnie siadł jej telefon. W celu podwyższenia napięcia nadmienię, osoba ta przybyła prosto z Chin i nie dysponowała żadną polską gotówką. Jakaś możliwość skontaktowania się z nią nawet po rozminięciu się na dworcu, pewnie by zaistniała, ale sami rozumiecie, że byłoby to pewną niedogodnością. Nie tracąc czasu na strachy pt. „co, jeśli się nie uda” wsiadłam w samochód bez nawigacji, zajechałam prosto pod dworzec PKP w Katowicach w założonym terminie niecałych dwóch godzin, pytając o drogę dosłownie jedną osobę i lądując na peronie, na który miał właśnie wjechać pociąg z Warszawy.  Był właśnie okres wyjazdu na Wszystkich Świętych i na peronie działy się sceny dantejskie. Ludzie wsiadali nawet oknami i próba ujrzenia w tym tłumie konkretnej osoby graniczyła z cudem. Ale nie dosyć, że pokonałam po drodze strach przed spóźnieniem się, kiedy korek na autostradzie odblokował się dosłownie na moich oczach po krótkiej modlitwie, to na dodatek znalazłam się na przed dworcem PKP bez pomocy GPS – w błyskawicznym czasie, więc teraz z całym wewnętrznym przekonaniem powiedziałam sobie, że skoro z taką łatwością przebyłam całą trasę to i teraz po prostu trafię przynajmniej na wagon, w którym przyjedzie ten ktoś, po kogo przyjechałam. Pewnie myślicie, że przesadzam z rozterkami, bo co za problem poczekać na kogoś w poczekalni. Od razu mówię, że trzeba zobaczyć dworzec w Katowicach, żeby zrozumieć rosnącą w moich oczach trwogę. Otóż na tym dworcu jest kilka poczekalni, kilka możliwych opcji wyjścia z peronu i kilka wyjść z hali dworca, każde w inną stronę. Właściwie, jeśli ktoś zechciałby kręcić film o pościgach o tajnych agentach to proponuję mu dworzec PKP w Katowicach, który moim zdanie bije rekordy niepraktycznych rozwiązań architektonicznych. Mieszkańców Katowic przepraszam za ewentualne przytyki do ich perełki architektonicznej, ale architekta owego dzieła nie przeproszę. Wracając do mojej historii – pamiętajcie, że nie istniała możliwość kontaktu telefonicznego z tą osobą, więc cała moja próba skontrolowania czegokolwiek legła w gruzach. W momentach takich, jak ten, włącza mi się jednak inna wajcha w umyśle, którą nazywam „niech się dzieje wola nieba” i kiedy tylko ona została uruchomiona, moim oczom ukazał się osobliwy widok: otworzyły się drzwi w bardzo długaśnym pociągu, a w nich stała osoba, na którą właśnie czekałam.

Takich sytuacji mam w życiu całkiem sporo i wciąż sobie powtarzam, że od teraz to już naprawdę wierzę, że nie ja tutaj rządzę, ale trwam w tym nastroju dosyć krótko, bo jednak bardzo się boję, co będzie, jeśli zbyt dużo puszczę.

Ale może powinniśmy sobie opowiadać wciąż i wciąż do poduszki historie, w których prowadziła nas Siła Wyższa i która, kiedy tylko jej pozwoliliśmy, zrobiła wszystko dużo lepiej i sprawniej, niż gdybyśmy to my próbowali działać?

Takie opowieści mogłyby nas szybko wyleczyć ze stanu chorego niedowierzania i usilnej chęci przypilnowania, zabezpieczania i załatwiania wielu aspektów w życiu, które i tak nigdy nie są i nigdy nie będą żadną gwarancją bezpieczeństwa, więc po co tracić tyle nerwów?

Pewnie posądzacie mnie o idealizm i brak działania? Zapewniam was, że jestem w stanie zamieszania i tzw. miotania się między odpuszczeniem a potrzebą kontroli. Ale jeśli moje życie mogłoby się potoczyć w znacznie lepszym kierunku dopiero wtedy, kiedy nauczę się bardziej ufać, to może przemyślę to jeszcze raz.

Prawdziwe odpuszczenie i porzucenie kontroli musi nastąpić przed ujrzeniem sytuacji, którą chcemy, by się zadziała, a nie dopiero potem. Żeby zadziały się cuda w naszym życiu potrzeba wstępnej wiary przed a nie po, tak jak w historii o świętym, do którego mieszkańcy wioski przychodzili z różnymi prośbami o boską interwencję. Kiedy pewnego razu przyszli do niego z prośbą o deszcz, święty powiedział im śmiejąc się, że ich wiara jest zbyt maleńka, skoro przyszli do niego bez parasoli.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *