I odpuść nam nasze plany!

Zapewne masz swój plan, swój konspekt na to, czego się  w życiu spodziewać. Z jednej strony to dobrze, z drugiej wręcz odwrotnie. A ponieważ tworzeniem biznesplanów zajmuje się już bardzo dużo biznescoachów, więc tę działkę pozostawiam im. Sobie zostawię dział czyszczenia i kasowania koncepcji. Bo ujmując rzecz prosto – zasadniczo zanim zrobimy biznesplan to warto wymazać w pliku to, co nam w tym planie bruździ. Jeśli plan tworzymy w ramach jedynie słusznych wytycznych, to uzyskamy jedynie słuszne, czyli wciąż takie same wyniki. A przecież nie o to chodzi w tworzeniu zupełnie nowej rzeczywistości.

Bardzo dużo osób, z którymi się spotykam, ma już bardzo ściśle ustalone ramy tego, co chce dzięki kwantowemu podejściu uzyskać. Ok. Nie zaprzeczam, czasem to jest dobre – dwie bułki na śniadanie i herbata. Na jutro też muszę kupić bułki. Ale zastanówmy się, jak w tak ściśle ustalonej konfiguracji jesteś w stanie wprowadzić zmiany, skoro umysł już tak bardzo przywykł do bułek oraz tej a nie innej herbarty?

Nie twierdzę, że to źle, czy dobrze. Chodzi o wzorzec. Umysł bardzo silnie trzyma się wzorców, bo to dla niego jedyne źródło jakiejś tożsamości. Zasadniczo o tę tożsamość walczy część umysłu zwana fałszywym ego (nie mylić z prawdziwym ego, z naszą jaźnią, bo to zupełnie inna bajka) i dla zachowania swojego status quo będzie się tego trzymać – i wierz mi – czujemy to na każdym kroku.

Oprócz nawyków żywieniowych mamy też nawyki chorobowe, myślowe, i setki innych, które czy o tym wiemy, czy nie zmuszają nas do wybierania rzekomo nowych marzeń i podejmowania nowych decyzji, a my nawet nie zauważamy, że wszystko jest po staremu.

Jeśli ktoś spotyka się przelotnie z nowymi koncepcjami kwantowości zjawisk wokół to i tak podchodzi do tego w sobie tylko znany i wyćwiczony wieloletnią praktyką sposób : „To ja poproszę bułkę w kształcie rogala i herbatę z cytryną. Jak szaleć to szaleć.”

Specjaliści od terapii zwanych kwantowymi przekonują nas, że jeśli chcemy zmian, to najpierw musimy całkiem odpuścić.  Paradoks, prawda? Przecież to nierealne – chcieć zmian i zupełnie ich nie chcieć. Ale ta myśl jest stara, tylko jak dotąd wzgardzana jako coś “religijnego”. Zostawmy nasze religijne uprzedzenia i sprawdźmy, jak wkraczanie w strefę cudów ujmują Wedy. Otóż one poszerzają naszą świadomość z małych do coraz większych pudełek, w których przejścia do każdego następnego wymagają WIARY.

Kto z nas ma tyle wiary w sobie by zaufać, że podnosząc stopę z jednego stopnia schodów znajdzie podporę na kolejnym? W przypadku schodów, które widać może nie jest to aż takie trudne, ale w przypadku konieczności wyjścia z wymiaru, który jeszcze widać i przejścia do czegoś, czego nie rejstrują nasze urządzenia wymagany jest olbrzymi skok wiary. I tutaj już większość ludzi się zatrzymuje. Propaganda medialna zatrzymuje nas skutecznie w znanym i udowodnionym naukowo miejscu. Przecież nikt z nas nie jest taki głupi, żeby skakać z samolotu bez spadochronu. Ale jednak, kiedyś nie mieliśmy nawet spadochronów a jednak ktoś je wymyślił. Może przejście do kolejnego poziomu wiary nie jest oznaką głupoty a dowodem na to, że zmontowaliśmy sobie mentalny spadochron?

Jesteśmy cywilizacją, która zbytnio polega na możliwościach swojej inteligencji. Oczywiście inteligencja jest spoko, jest potrzebna i w ogóle, ale …Jej zasadniczą funkcją jest analiza i badanie zjawisk już widzianych, namacalnych i już udowodnionych. Ona wiecznie grzebie się w tym, co staje jej przed oczami. Wiecznie pogrążona jest w rozdrabianiu wszystkiego na czynniki pierwsze. Co jak wiemy zaowocowało tym, że naukowcy podzielili wreszcie te cegiełki, z których Newton myślał, że zbudowany jest świat, a potem po zachwycie nad atomem zauważyli, że i jego można dalej podzielić. I tak sobie tną i tną w nieskończoność tę nieograniczoną materię, ale inteligencja jest jak nóż, a nóż jak wiemy służy do krojenia, a nie do sklejania. Krojenie materii jest dobre, ale według pierwszego wymiaru świadomości, która musi sobie materię rozdrobnić. Scalenie jej w coś sensownego i odnalezienie łączników z innym wymiarem, według którego to pokrojone złączymy inaczej wymaga wyjścia poza znany system, czyli wymaga WIARY.

Jeśli chcemy wyjść poza znane, ograniczone wybory, to najpierw musimy pogodzić się z faktem, że intencja nie jest tym samym, co wynik. Jeśli upieramy się do swojego wyniku, to osiągamy bardzo mało, lub tzw. nic. Jeśli prosisz tylko o bułkę, to dostaniesz bułkę. Ewentualnie dostaniesz wariacje na temat bułki. Ale przecież są zupełnie inne opcje. Kto powiedział, że na śniadanie można jeść tylko bułki? Ty, prosząc bułki. Wiem, że w kwestii jedzenia istnieje już wiele innych możliwości i wiele osób powie, że to już zmienili. Ale czy są gotowi przyjąć, że nawet ich tzw. założenia, jak ma wyglądać ich wymarzone życie mogą iść według niezbyt dobrego planu?

Dajmy na to choroba. Czy ona jest błędem w systemie jakiejś siły wyższej? Nie, ona jest twoim błędem w niedopatrzeniu się czynników, które mają być naprawione. Samo upieranie się, że idę po pomoc do terapeuty, żeby mi zlikwidował problem w chorej stopie jest jak proszenie o bułkę, tylko w innym kształcie. I znowu terapeuci od kwantów stali się identyczną jak znachorzy grupą osób, od której się wymaga wymazania skutków swoich wszystkich błędów. Ale mało osób zauważa, że choroba, nawet jeśli teraz zniknie to na pewno wróci, jeśli ktoś nie zmieni wzorca, swojego biznesplanu, według którego żyje. Jeśli choroba nie znika, tzn. że nie spełniła jeszcze swojego zadania, które miała spełnić i chory (plus otoczenie) nie czują się dostatecznie poinformowani, co się za nią kryje. Nawet, jeśli ktoś pomógł usunąć jakieś symptomy  np. choroby, czy problemu, a życie po tzw. cudzie toczy się dalej bez głębszych refleksji i sięgania po coraz więcej duchowych odsłon, to wszystko wraca absolutnie do tzw. normy. Chodzi o to, że większe cuda mają nas wciągnąć w wir stałej gotowości do odpuszczania i zdawania się na nieoczekiwane wyniki. Inaczej idziemy przez życie z konceptami, z gotowymi receptami, jak ma wyglądać nasze szczęście.

Skąd wiesz, czy twoje marzenie jest na pewno tym, co da ci spełnienie? Często, bardzo często nasze pragnienia są błędnymi założeniami, o które zahacza nasz umysł. W trakcie ustawień systemowych, czy innych sposobów wracania do przyczyn pewnych problemów okazuje się, że komuś spełniły się jego gorące pragnienia, żeby być łysym. A zrodziły się one w niezwykle banalnych okolicznościach – za każdym razem, kiedy mama targała swojego syna za włosy, ten ktoś marzył, żeby kiedyś nie miała go za co szarpać. No i nie ma za co szarpać. W wieku trzydziestu lat mężczyzna traci wszystkie włosy i choć istnieje w miarę racjonalne wyjaśnienie zjawiska, czyli tzw. stres, to trudno nie zgodzić się z faktem, że czynniki zewnętrzne nie sprawiają, że wszyscy łysieją.

Nasze plany i pragnienia mogą spełniać się w naturalny, niewymuszony sposób, ale najpierw dobrze jest wskoczyć w coś, co współcześni terapeuci starają się nazwać jakoś nowocześnie i kwantowo, ale nazwijmy to po staremu czyli zaufaniem. Jak zwał, tak zwał. Chodzi o stan oczyszczenia się z błędnych koncepcji i oczekiwań i zawieszeniu się w relaksującym stanie zaufania. Intencje są ważne, ale nie powinny być skonkretyzowanym planem i ściśle ustalonym wynikiem, bo nigdy nie wiadomo, co było naszym prawdziwym założeniem. Być może nasze pragnienia są błędne. Być może są podmienione i są tylko wzorem, według którego idzie już cała linia przodków. Ale jak się o tym dowiemy, kiedy tylko chcemy je sobie spełnić, nie dając szansy innym, mniej oczekiwanym, ale być może lepszym wynikom?

Terapia kwantowa, a śmiem twierdzić, że duchowe podejście do życia zaczyna się wtedy, gdy potrafimy odpuszczać.

Dopiero wtedy pole potencjałów może się przez ciebie wyrazić. Kiedy odpuszczasz, schodzisz z drogi, uwalniasz się od jakichkolwiek oczekiwań związanych z tym, jak ma wyglądać rezultat. Uwolnij się od żądzy rezultatów, a rezultaty zamanifestują się w sposób, którego nie jesteś w stanie sobie wyobrazić z wyprzedzeniem. Nieoczyszczona inteligencja, wierząca tylko w twardą materię, nie jest w stanie zaufać czemuś nowemu, czego nie zna, dlatego upiera się na swoją wersję. Ale niestety tak ograniczona inteligencja nie wchodzi w sferę przeskoków kwantowych. Dla niej cudów nie ma.

Cuda zaczynają się tam, gdzie odpuszczamy fakt, że nasza swoim malutkim rozumkiem Kubusia Puchatka ogarniemy wszystko. Nie wiemy, kiedy za jakąś trudną sytuacją znajdują się drzwi do zupełnie nowych możliwości. Drzwi co prawda są, ale otworzą się dla tych, którzy wskoczą w tę sytuację z inteligencją otwartą a nie zamkniętą na inne wymiary. Twierdząc, że wiemy już wszystko i nie będziemy ufać  niewidzialnym jeszcze obszarom życia zachowujemy się jak Jan Himmilsbach, który  otrzymał kiedyś propozycję zagrania w westernie. Gaża była wyjątkowo kusząca i jedynym warunkiem było opanowanie języka angielskiego. Pan Janek z oferty nie skorzystał, a pytany o powód odmowy z właściwą sobie szczerością odparł:

– Nie jestem taki głupi! Potem oni by się rozmyślili, a ja zostałbym jak palant z tym angielskim.

4 komentarze

  1. …i wlasnie o tym odpuszczeniu czytam z wypiekami, bo od dawna czuje ze w tym jest magia i sens.
    Tylko jak ten stan osiagnac? Tego calkowitego odpuszczenia – poddania sie, czyli w pelni zaufania do Zrodla/Wszechswiata? Nie przywiazywania sie do rezultatow,, czy tez plynieciem z nurtem Zycia?

    Dziekuje za niezwykle madry wpis, za inspiracje

    Anna

    1. Ida Smela :

      wszyscy się tego uczymy i mniej lub bardziej nam wychodzi. Ale nie wyjdzie dobrze, jeśli będziemy się postrzegać jako istoty będące tym ciałem i tym umysłem. Magia zaczyna się od chwili, gdy zaskoczymy, że jesteśmy czymś więcej.(:

  2. Aga :

    Mnie zastanawia kiedy wiemy ze to co sie przytrafia dla nas to jest To z czego warto skorzystac. Jan mogl nie skorzystac z propozycji filmu z innych powodow czy watpliwosci.

    1. Ida Smela :

      ależ oczywiście. My wszyscy podajemy często powód, który de facto wcale nie jest TYM powodem. I właśnie o tym chciałam w tym wpisie powiedzieć – o oczyszczeniu ścieżki i otwarciu się na zupełnie nieznane. Inaczej zrezygnujemy z nieznanego podając jakikolwiek powód, tak jak pan Janek. To, co mówimy świadomie nie jest tym, co mamy w podświadomości, ale dojście do tego wymaga pracy i odwagi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *