Zanim coś się stanie

Ilu masz wokół siebie znajomych, którzy kiedyś stracili pracę, albo się rozwiedli, albo przeżyli jakiś inny kryzys? Może sam do nich należysz? A teraz pytanie za sto punktów – ilu z nich po przejściu przez jakiś życiowy dramat poukładało sobie życie w znacznie lepszy, bardziej wartościowy sposób?

Jak się tak zastanowić (najlepiej na przykładzie innych, bo mniej boli) to do wielu z tych niepokojących okoliczności w ogóle nie musiało dojść, ale był to tzw. jedyny możliwy budzik dla zbyt mocno zaspanych, żeby skierować ich życie na dużo lepsze tory.

Ostatecznie wszystko, co przytrafia się nam w życiu jest sumą tego, co sobie zaprojektowaliśmy w świadomy bądź nieuświadomiony sposób. Te świadome wybory jakoś zauważamy. Gorzej z tym, co wygląda na jakiś spisek losu przeciw nam. No i wtedy zostaje nam już tylko prośba o wyratowanie z choroby, albo z jakiegoś kłopotu. Ja to nazywam – od jednej energetycznej tabletki do drugiej. Bez większej refleksji, bez chęci zauważenia głębszego wzoru naszych kłopotów. Zresztą kłopoty zawsze będą. Ale my przecież możemy w ogóle ich nie przeżywać jak koniec świata, tylko cieszyć się życiem pomimo wszystko.

Jeśli ktoś stracił pracę, ale dostrzega w tym coś dobrego, coś, co pomoże mu znaleźć pracę znacznie lepszą, ten nie odczuwa tego zdarzenia jako problem, ale jako zadanie do rozwiązania. Ktoś, kto dzięki chorobie uświadomił sobie konflikt dręczący jego i całą jego rodzinę od pięciu pokoleń, ten będzie błogosławił dzień, w którym zachorował, a ostatecznie akceptacją tego zdarzenia przyczyni się do błyskawicznego uzdrowienia siebie i całej sytuacji.

Właściwie to wcale nie są nam potrzebne problemy, choroby i zmartwienia. Wielu z nich możemy uniknąć, jeśli staniemy się świadomi zawczasu, a nie po zaistnieniu kłopotu. Zanim cegła spadnie nam na głowę możemy zająć się tematem – czy jestem tylko tym ciałem? A jeśli jestem kimś więcej, to co mogę z tym zrobić? I w ogóle –  czemu żyję jak robot, który tylko chce wymienić uszkodzone części, czy naprawić szkody, skoro już zawczasu mogę zacząć żyć jak istota duchowa, która ma tutaj tylko ziemskie doświadczenia? Ale czy w związku z tym nie jest o wiele łatwiej uświadomić sobie, że większość zapisów w naszym subtelnym polu możemy zwyczajnie zmienić, zanim będzie za późno?

Osobiście nie jestem zwolennikiem machania rączkami, żeby coś naprawiać. Wolę żyć tak, żeby było jak najmniej remontów, a jeśli już do nich dojdzie – to staram się spojrzeć na nie z jak najwyższej wysokości, najlepiej z dachu.

Z duchowego dachu wyraźnie widać, że życie chce mnie zaprowadzić do czegoś znacznie większego, niż teraz jestem w stanie sobie  wyobrazić. Zawsze, kiedy poddałam się różnym trudnościom z tym akceptującym nastrojem to lądowałam w miejscu, o jakim bym nawet w najlepszych marzeniach nie pomyślała. Bo moje marzenia opierają się tylko na tym, co już poznałam i  co wydawało mi się dobre.

Ciekawa jestem, czy  traktujesz uzdrawianie jak coś, co ma ułożyć ci życie według twojego grafiku? Jest choroba – należy ją usunąć. Brak pieniędzy? Należy zrobić dwupunkt, ustawienie, albo jakiś rytuał.

A gdyby tak odpuścić nawet takie naprawcze nastawienie i spojrzeć na to, co robimy na co dzień ze sobą i jakie nieuświadomione programy wywołują dzisiaj to, co chcemy leczyć jutro?

Jeśli metody kwantowego leczenia są używane tylko jak przysłowiowe zażywanie tabletek, a w codziennym życiu ewidentnie widać, że jedno zgaszone ognisko rozpala dziesięć innych to znaczy, że problem nie został uchwycony z wyższego, bardziej subtelnego wymiaru. Ból głowy ustał, ale jutro złamiemy nogę.

To, że ktoś zobaczył pusty portfel nie oznacza, że znalazł przyczynę swojego cierpienia. Prośba o kwantowy przypływ gotówki, bez głębszych refleksji na ten temat sprawia, że podświadomość i tak rządzi a to oznacza, że nawet kwantowa pomoc może nie być bardzo skuteczna.

Jeśli ktoś ma nauczyć się, co kieruje jego świadomym życiem a nie zamierza się tego dowiedzieć, wtedy zewnętrzny pomagier jedynie wyczaruje mu marne 100 zł, co na jakiś czas wzbudzi w nim wielką euforię. A podświadome, ukryte programy i tak zaprowadzą go jutro na skraj bankructwa.

Można temu zapobiec, kiedy częściej uświadomimy sobie, jak bardzo mocno tylko reagujemy a nie działamy świadomie. Leczenie problemów jest już tylko reakcją na zaistniały problem. Czy nie lepiej byłoby zapoznać i oswoić się wcześniej z bestiami  mieszkającymi pod naszym łóżkiem?

Wizyty u psychiatrów i kwantowych lekarzy kosztują. Nie zamierzam bynajmniej zabierać klientów kwantowym uzdrawiaczom bo tych i tak nigdy nie zabraknie. Chodzi mi jednak o to, że zamiast płacić grube pieniądze za wypędzanie informacyjnych demonów okupujących naszą podświadomość, a które prowadzą nas w stronę chorób i wielu kłopotów, lepiej jest samemu zmierzyć się z nimi  dobrowolne i z wielkim zaangażowaniem, bo to nie tylko taniej, ale i skuteczniej. Jeden świadomie rozebrany na zespoły program daje nam więcej poczucia mocy i siły, że poradzimy sobie sami, niż gdy prosimy o pomoc innych.

A podświadome, niezauważane programy potrafią nam nieźle nabruździć. Jak w tej historii o piracie.

Do baru wchodzi pirat i prosi o szklankę rumu. Barman rozpoznając starego klienta pyta się, co u niego słychać

– A wszystko dobrze. Dużo ostatnio pływałem. To tu to tam.

– Ale skąd u ciebie ta drewniana noga? – Pyta się barman

– Aaa, to…to drobiazg. To się stało w potyczce ze statkiem handlowym.

– A ten hak zamiast ręki?

– A, to nic wielkiego. Rękę straciłem w walce, ale hak jest znacznie bardziej praktyczny.

– No a oko? Co się stało z okiem?

– Z okiem? To przez ptaka. Jak spojrzałem w niebo to ptak mi narobił.

– Bez przesady – zirytował się barman – jeszcze nikt nie stracił oka z powodu ptasiego łajna.

– Tak, ale to się stało na drugi dzień po tym, jak założyli mi hak zamiast ręki.

 

2 komentarze

  1. Marek Pluciński :

    Świetny tekst, dziękuję Ido.

    1. Ida Smela :

      ależ proszę(:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *