W sanskrycie umysł nosi różne nazwy, a to dlatego, że choć jest to jedno urządzenie, to składa się z kilku części wykonujących odmienne zadania.
Coś tak niewidzialnego choć wyczuwalnego, jak umysł dobrze będzie do czegoś przyrównać, bo inaczej sobie nie poradzimy.
Gdyby umysł był jak ocean (bo może jest, ale osobiście się z nim nie widziałam), to całość jego wód, obszar, w którym mieszczą się wszystkie fale, nazywałby się czitta.
Czitta jest więc umysłem – polem. Tu wszystko się znajduje, a fale, które obserwujemy na powierzchni to tylko ułamek jego możliwości i ukrytych spraw. Czitta to w tym znaczeniu też zbiornik, magazyn. To miejsce, z którego wszystko inne się wynurza.
To może być też inaczej dysk twardy, jeśli lubimy porównania do urządzeń współczesnych. I tak jak możemy mieć na swoim twardym dysku swoje dane, tak też możemy dostać się do danych zapisanych w chmurze, o ile mamy dostęp do internetu i umiejętność podłączenia się do niej. Wiele osób potrafi robić to coraz bardziej świadomie, a wielu z nas nawet nie wie, że i tak wszyscy korzystamy z tego samego urządzenia, jakim jest czitta. Tylko brak świadomości, że możemy się podłączyć i pobrać inne dane jest przyczyną naszych ograniczeń.
W nieświadomy sposób podłączamy się pod chmurę wszystkich emocji i myśli innych osób i jeśli nie zdamy sobie sprawy, jak bardzo nam samym to przeszkadza, zamiast pomagać w życiu, to dalej będziemy w bierny sposób wykorzystywani przez innych, zamiast samemu korzystać.
Funkcją czitta jest bycie archiwum, biblioteką, zbiornikiem na wszystko, co sobie zbieramy. A zbieramy tam wszystko, co doświadczamy, co widzimy, słyszymy, czujemy, a co natychmiast definiujemy w jakiś nam znany sposób. Bo czitta, jakkolwiek wielką by nie była biblioteką, ma bardzo sensownie (według siebie oczywiście) posegregowane zbiory informacji.
Inna część naszego umysłu zwana buddhi, czyli inteligencja, rozważa wszystkie plusy i minusy czegoś. Nasz obecny stan inteligencji przypina odpowiednią etykietkę z nazwą bo lubi mieć wszystko zapakowane w odpowiednie segregatory typu: „to lubię, tego nie lubię” „przyjaciel – wróg”, „ kocham, nienawidzę”.
Najpierw powiedzmy o tej części urządzenia, która łączy duszę, wieczną żywą istotę, która właściwie nie ma nic wspólnego z tym materialnym światem (z kinem).
Kto dostarcza informacji, że tam rzekomo coś jest na zewnątrz? Kto te informacje ewentualnie blokuje i kto przekazuje dalej informacje od nas? Ta część urządzenia nazywa się manas. Można ją porównać do ekranu (widzimy), głośnika (słyszymy), do mikrofonu (możemy sami coś powiedzieć), no i do innych pomysłowych urządzeń, których teraz nie znam, a które odczytują smak, zapach, ruch itp.
Manas jest więc tą częścią przekaźnikową umysłu. Zasadniczo manas nie działa bez polecenia buddhi (czyli części decydującej umysłu, zwanej inteligencją), ale to jest trochę skomplikowane. Otóż manas uczy się, co jak robić na polecenie inteligencji, coś na zasadzie nauki chodzenia. Pierwotnie to inteligencja wydaje polecenie manas, że ma nauczyć się stawiać kroki, ale z czasem, kiedy manas już opanuje te lekcje, działa nawykowo. Inteligencja rzeczywiście wydaje każdorazowo krótkie hasło „idziemy, do roboty!”, ale manas, ta nieuchwytna, niewidoczna część umysłu ma jeszcze jedną sprytną funkcję – lubi sobie powątpiewać, kwękać, pytać : „po co?”, i w ogóle znaleźć jakieś minusy, lub plusy we wcześniejszych decyzjach inteligencji (czyli buddhi) i je zakwestionować.
Proste przykłady: Szukasz kluczy do mieszkania i bardzo się śpieszysz. W głowie cały czas sobie powtarzasz, jaki z ciebie głupiec, że zawsze wszystko gubisz, że ciągle się spóźniasz itp. Teraz inteligencja (buddhi) wydaje decyzję o znalezieniu klucza i, powiem to od razu – klucz leży na samym wierzchu na stole. Podchodzisz do tego stołu pięć razy i chociaż inteligencja powtarza, że klucz należy znaleźć, to ta uparta część umysłu (manas) jest przekonana, że wcześniejsze polecenie jest o wiele ważniejsze. Wiesz, jakie to jest polecenie?
Oczywiście nie zauważyłeś. Wróć parę linijek do tyłu i zobacz, jakie to były rozkazy „Nic nie możesz znaleźć, zawsze się spóźniasz i jesteś głupcem!”
Taka wiązanka trzech w jednym naprawdę robi wrażenie. Jest poparta silnymi emocjami i przykładami z przeszłości (czitta natychmiast nam to potwierdzi dostarczając kilku soczystych przykładów z niedalekiej przeszłości) i wiesz co? Ty tych kluczy naprawdę nie widzisz. Patrzysz na nie, ale manas, które jest odpowiedzialne za dostarczenie ci tej wizualnej informacji jest zablokowane na twój wyraźny rozkaz. Co z tego, że nie jesteś świadomy tego rozkazu? Cała magia, o jakiej mówią świadomi magicy, jogini, riszi itd. polega na uświadomieniu sobie, że masz umysł, że to ty jesteś jego posiadaczem i szefem, ale jak dotąd to nawet nie zdawałeś sobie sprawy, jak głupie decyzje podejmujesz na każdym kroku.
Inny przykład: Pani Henia traci władzę w nogach i leży już kilka miesięcy przykuta do łóżka. Tymczasem, kiedy nikogo nie ma w domu w mieszkaniu wybucha pożar. Jakimś nadludzkim wysiłkiem pani Heni udało się jednak podnieść z łóżka i uciec.
Pytanie: czy pani Henia nie mogła tak wcześniej odzyskać władzy w nogach? Pytanie jest całkiem na miejscu, ponieważ wielu z nas naprawdę robi sobie takie kuku z prostego powodu: nasze manas słucha inteligencji (akurat w tym czasie lekko stukniętej), która w chwili np. dużego przemęczenia, albo urazu, albo z wielu jej znanych powodów, dochodzi do wniosku, że np. tak jak w przypadku pani Heni, dobrze byłoby się nie przemęczać, już wystarczająco się napracowaliśmy, niech inni za nas porobią. Z braku innych rozsądniejszych danych manas dochodzi do wniosku, że np. najlepiej będzie jak się okaże, że nie możemy już chodzić. W związku z takim rozwojem sprawy pracę za nas muszą wykonywać inni, bo przecież my nawet nie możemy nawet dojść do kuchni. Te decyzje są często tak kompletnie nieuświadomione (bo przecież czitta ma to schowane w przepastnych głębinach oceanu). Czyli nie ma szans, żebyśmy się do tego sami dokopali. Chyba, że bardzo szczerze chcemy. Ale nie łudźmy się, nie chcemy.
Nie po to od wieków zakładamy sobie iluzję na iluzję i sami już nie pamiętamy, co miała kryć tamta iluzja, która już przecież stała się dla nas obiektywną prawdą i przekonaniem, żebyśmy teraz mieli stanąć oko w oko z błędami naszych wcześniejszych decyzji. Wszyscy się mylą, tylko nie ja! I kto to mówi?
To mówi ta część nas, która się bardzo przywiązała do wszystkich swoich akcesoriów, jakie ma żywa istota – to jest ahankara.
Ahankara jest nazywane fałszywym ego. Nie mylić z ego. Ego to my. My istniejemy naprawdę, obserwujemy tę grę w życie i to ego podjęło decyzję, że to ciało, ten umysł, te osiągnięcia, ci ludzie wokół to „ja i moje”. I to też jest część umysłu. To ta część, która nie chce odpuścić takich fajnych zabawek. Przecież ono jest fałszywe czyli tak naprawdę nie istnieje. Jak coś co nie istnieje, może powiedzieć, że go nie ma. Ale problem z fałszywym ego jest najgorszy, ponieważ o jego istnieniu nie chce nawet słyszeć sam umysł. Umysł jest maszyną, która nie może skasować części swojego własnego oprogramowania, bo boi się, że przestanie dobrze funkcjonować, albo w ogóle przestanie działać.
Boimy się np. że joga albo świadome życie, którego się chcę nauczyć każą mi się wymazać, że mam przestać istnieć. Co robi taki wystraszony umysł? Zbiera wszystkie możliwe dane, jakie zna na temat niestnienia, kasowania itp. i stwierdza: „ cała wstecz! tego nie chcemy słuchać, to jakieś bzdury!”
Zanim więc dasz całą wstecz posłuchaj uważnie : joga nie mówi o utracie siebie. Joga mówi o prawdziwym zrozumieniu siebie (jako wiecznej żywej istoty – atmy) a także o udoskonaleniu panowania nad urządzeniami, jakimi się bawimy, tj. nad ciałem i umysłem. Joga, i w pewnym sensie huna, mówią o integracji, świadomej uwadze i świadomym wybieraniu tego, co chcemy osiągnąć. Wbrew pozorom to właśnie teraz, kiedy uciekamy od tej uważności, dajemy całą wstecz przed samymi sobą. My jesteśmy atmą, wieczną szczęśliwą i pełną wiedzy istotą. Dlaczego tak się nie czujemy? Bo, jak mówią najbardziej sekretne księgi magiczne: jesteśmy tak wolni, że nawet możemy wybrać ścieżkę, gdzie czujemy się jak niewolnicy.
Ale jak mogę wybrać inną ścieżkę, gdzie poczuję kim jestem i że mogę działać inaczej, że poczuję się wolny?
Taką decyzję musi podjąć świadoma, decydująca część umysłu zwana buddhi.
Buddhi to ta część decyduje, rozważa, łączy, dyskryminuje, osądza jako dobre lub złe. Problem z buddhi wydaje się być z pozoru prosty: my powiemy co chcemy i jakoś to poleci. Tymczasem buddhi podejmuje decyzje na podstawie swoich poprzednich nieograniczonych wspomnień zarchiwizowanych jako „lubię- nie lubię” i emocji przylepionych do myśli i czynności, które choć obiektywnie powinny być dla nas dobre wydają nam się niedobre, albo nudne, albo wręcz odpychające, a czynności, które powinniśmy zarzucić wciągają nas jak zasysający wir.
Kiedy obiektywnie widzimy, że więcej ruchu by nam dobrze zrobiło nie wystarczy powiedzieć, że od dzisiaj biegam po pół godziny. Całe czitta (czyli ocean nagranych danych) podrzuci nam setki doskonałych przykładów, dlaczego jest to takie trudne, wręcz niemożliwe, dlaczego tego nie lubimy, a jeśli buddhi mimo to każe nam założyć buty do biegania i wyjść z domu, to manas natychmiast przywoła wszystkie nasze wcześniejsze decyzje (choćby z poprzednich żyć) jako dowód na to, że przecież nie chcieliśmy się kiedyś ruszać i nie lubimy biegać.
Cały zespół zwany umysłem jak jeden mąż pokaże tej głupio rozkazującej części zwanej buddhi, kto tu rządzi. I wtedy na horyzoncie pojawi się: ciekawy film w telewizji, którego przecież nie możemy odpuścić, albo zadzwoni do nas znajomy i czas jakoś tak sobie przeleciał, albo poczujemy wręcz przejmujący głód, który musimy zaspokoić, a jak już zablokujemy niektóre z tych opcji, to przecież są inne, które może wykorzystać manas, np. ból w stopie. Oczywiście ból pojawi się znikąd i żadne rentgeny niczego nie ujawnią. To będzie taki mały sekret manas, który przecież nie robi nic złego. On ratuje cię przed pochopnymi decyzjami twojego buddhi (na Zachodzie lubimy określenie świadomość lub inteligencja) i być może przerwie tę zabawę w ciuciubabkę, o ile buddhi stanie się bardzo świadome i pewne swej decyzji. Tak pewne, że manas już przestanie mieć wątpliwości i wykona rozkaz.
Buddhi jest jak właściciel psa, który wydaje psu komendę. Jeśli właściciel jest pewny siebie, wie, kto tu rządzi i umie tresować psa, to jego podopieczny nie ma wyboru – wyczuwa te energie i potulnie podąża za swoim panem. Ale kiedy właściciel pozwala swojemu psu czuć się panem, to choćby bardzo stanowczo i głośno krzyczał na psa – ten będzie robił, co chce. Jeśli właściciel psa jest zdenerwowany i niepewny, to pies w jego obecności też zachowuje się dziwacznie, np. warczy na przechodzące obok psy. Takie agresywne zachowanie przypisuje się zazwyczaj psu, podczas gdy spokojny, pewny siebie psi trener spaceruje z tym samym psem i zachowanie psa jest diametralnie różne. To co ma wpływ na zachowanie psa, to nie ustne komendy jako takie, ale przede wszystkim stan emocjonalny i pewność swoich decyzji jego właściciela.
Jeśli ktoś ma rozbrykane dzieci, zupełnie nad nimi nie panuje i narzeka na nie, to i tak często nie przypisuje błędów wychowawczych sobie. Tymczasem zjawisko rozbrykanych i nieposłusznych dzieci to skutek jakichś defektów w myśleniu i nieskutecznym działaniu rodziców, czego dowodem są fantastyczne terapie takich przypadków w wykonaniu skutecznych terapeutów wychowawczych.
Właśnie przypadek dzieci i zwierząt jest doskonałym odzwierciedleniem tego, czym jest stosunek manas do buddhi. Otóż buddhi jest tym, który ma wydawać inteligentne i skuteczne komendy dla manas. Manas jest tylko pośrednikiem między inteligencją a czittą, czyli całym archiwum wspomnień i danych. Jeśli inteligencja stanowczo zarząda odpowiednich danych, rozproszy wszelkie wątpliwości i oczyści ścieżkę, to manas bezzwłocznie dostarczy potrzebne dane. Jeśli inteligencja jest chwiejna, sama nie jest pewna, czego chce, czego się lęka, czy to, co chce osiągnąć jest zgodne z jej innymi pragnieniami, itd. to manas samo zacznie wykonywać wszystko po swojemu (czyli po prostu uważa, że poprzednie, inne komendy nie zostały odwołane), stąd mówimy o reaktywnym działaniu.
Działamy reaktywnie, po dawnemu, bo manas nie czuje, że należy na pewno działać inaczej. Coś tam pan krzyczał „ aport”, czy „do nogi”, ale jakoś patrzył w inną stronę i wołał jakby do ściany. Pies sobie myśli: „Czyli leżymy dalej”, a manas myśli: „czyli robimy wszystko po staremu”.
Ale kiedy buddhi jest naprawdę pewne tego, co chce osiągnąć i mocno w to wierzy, wtedy dopiero manas posłusznie, jak wierny piesek merdający ogonkiem robi dokładnie to, o co się go poprosi.
Na zdjęciu rentgenowskim umysłu, zamieszczonym poniżej, widać wyraźnie pole naszych myśli i emocji, czyli tzw. czitta. Może to być też nazywane oceanem, bo lepiej oddaje sens działania czitta. Otóż czitta to jakby zbiornik na olbrzymi ocean poruszeń umysłu, zwanych w sanskrycie „writta”. Mnie się podoba to określenie, ponieważ doskonale pasuje do polskiego słówka „wir”, które tu jest jak najbardziej na miejscu. Writty to właśnie wszystkie możliwe myśli i emocje, które można by przyrównać do wirów wodnych, a które razem tworzą olbrzymie masy kłębiących się wspomnień, zapisów i mieszczących się w czitta. Rzeki i oceany też znajdują się w jakimś określonym korycie, które w przypadku umysłu nazywa się czitta.
To jest proste jak dotąd. Czarne wiry, to myśli i emocje dla nas neutralne. Zielone zawirowania są naszymi pozytywnymi impulsami a fale oznaczone na czerwono to wiry negatywnych emocji i myśli.
I tak to się kłębi w tym morzu naszego umysłu. Pytanie kto to wszystko dźwiga? My, czysta świadomość, zwana atmą, inaczej duszyczką. Dodam jeszcze, że wcale nie musimy tego dźwigać. To po co to robimy? Bo bardzo chcemy to wszystko mieć. Chcemy sobie potworzyć, mieć, posiadać i do tego potrzebny nam jest zestaw tych wszystkich gadżetów umieszczonych w czitta. Żeby zabawa była udana na całego, dostajemy w prezencie ahankara – fałszywe ego, które w przeciwieństwie do naszej prawdziwej tożsamości, każe nam się utożsamić nie z naszą wieczną i szczęśliwą naturą, ale z naszymi nietrwałymi zabawkami i wtedy zaczynamy mieć problem.
W ogóle nie będę mówiła o procesie powrotu do świata transcendentalnego, bo to jest nie na moją głowę teraz, ale taki powrót podobnież jest możliwy, o ile sobie tego wyraźnie zażyczymy. Bądźmy szczerzy – na razie zauważamy problemy z tym życiem, więc spróbujmy sobie odpowiedzieć na czysto materialne pytanie: czy umysł mi teraz pomaga, czy przeszkadza i jak sobie z nim poradzić?
Otóż umysł nam i pomaga wyciągając na powierzchnię dobre myśli i emocje i przeszkadza, robiąc oczywiście odwrotnie. To, które writty (powiedzmy sobie – wiry) zostaną aktywowane zależy od świadomego życia, czyli od świadomego wysiłku włożonego w życie.
Odrobina refleksji jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Gratuluję!
Bardzo ładnie i w miarę prosto napisane.
Umysł co rusz ma świetne pomysły, aby nas w coś wciągnąć, o ile nie jesteśmy ugruntowani co tak naprawdę chcemy o tego życia.
Jednak, żeby to obserwować i na to reagować, należy nauczyć się samoobserwacji.
Czy już coś napisałaś w tej materii?
wydaje mi się, że co jakiś czas wspominam o samoobserwacji, ale czy cały wpis o tym napisałam to nie wiem. To jest temat do głębszego potraktowania, z ćwiczeniami i szykuję się do tego (: