Rozum, przykleiłem się!

Bardzo lubiłam reklamy Orange o Sercu i Rozumie. Nie, żebym była miłośniczką reklam, ale akurat te były bardzo inteligentne. W dobie naszego wszechpanującego kultu rozumu nastał czas na epokę działania sercem. A konkretnie – kierowania się sercem, podążania za sercem i manifestowania sercem. No wszystko dobrze, dopóki naprawdę rozumie się, że serce bez rozumu potrafi wywieźć w tzw. buraki. I o tym próbowałam napisać w ostatnim wpisie – o rozsądnym, świadomym  przyglądaniu się, jakie ukryte wzory z podświadomości naprawdę nami kierują. 

Komentarzy było sporo. Pytań jeszcze więcej, więc dzisiaj odniosę się sama do swojej poprzedniej wypowiedzi. Bo, co jak co, ale kwantowcy natychmiast zareagowali, tak jak się spodziewałam, że “mnie to serce prowadzi”. No tak i nie. Bo serce to zarówno nasze gorące pragnienia, jak i ukryte lęki i skąd masz pewność, co cię prowadzi?

Życie daje nam monety (i banknoty też) z dwiema stronami – z awersem i rewersem. Nie da rady inaczej. Można z tym walczyć i przeklinać stwórcę za dualizm świata materialnego, ale może lepiej ten czas walki przeznaczyć na to, żeby obydwie strony monety wyglądały tak, jakie je sobie zażyczymy.

Możemy zawczasu zadbać o to, żebyśmy w kieszeni mieli dużo Mieszków, Jagiełłów, Kazimierzów czy Zygmuntów z odpowiednimi dla nich rewersami, a możemy usilnie walczyć z rządem i mennicą polską o to, żeby banknot po drugiej stronie był pusty. Tylko po co?

A po co tak często z różnych zakątków internetu wciąż przebijają się informacje, które „straszą” tzw. podświadomością? Po to, żeby przypomnieć nam, że tak jak istnieją jasne, świadome strony naszych pragnień i celów, tak w rewersie każdego z nich istnieją myśli, emocje i obawy, które powinny być odpowiednio przez nas uświadomione i przerobione na takie, które rzeczywiście powinny znajdować się na ich odwrotnej stronie. Na każdym polskim banknocie zobaczymy z tyłu orła, ale w zupełnie innym ujęciu. Ten z banknotu o nominale 200 zł jest co prawda pochowany w trumnie i strach pomyśleć, co autor miał na myśli, ale mimo to, jeśli chcesz go pomacać w swoim portfelu lepiej zaakceptować jego aktualny wygląd, bo tylko taki jest niestety chwilowo autoryzowany. Na tym etapie rzeczywistości walka z systemem nic ci nie da. Ale świadomość, jak ma wyglądać prawdziwy banknot dwustuzłotowy może ochronić cię przed oszustwem.

Jestem pewna, że każdy z was doskonale wie i pamięta, jak wyglądają główne strony naszych na co dzień używanych banknotów. Ale czy pamiętacie, jak wyglądają ich tyły? Jeśli nie, to życie dostarczy wam całe tony oszukanych banknotów.

Po ostatnim wpisie sporo osób zapytało mnie o co chodzi konkretnie z tym zauważaniem podświadomych programów. I o tym dzisiaj chciałam, a nie o pieniądzach. Bo pieniądze to tylko efekt uboczny zatopienia się w satysfakcjonujących emocjach. Ten stan zaufania do życia, że mam tyle ile trzeba  i w momencie, w którym trzeba jest pierwszą stroną banknotu zwanego bogactwo. Nie nominał, a zaufanie i satysfakcja.

To nie twój umysł świadomy dostarcza ci to, czego pragniesz. Świadomość to jest gość, który usiadł bliżej mikrofonu i wytwarza hałas, z którego wyciągasz informacje, według ciebie bardzo rozsądne.  Tak naprawdę są to informacje skalkulowane według jego aktualnych arkuszy kalkulacyjnych, czyli wyliczonych prawdopodobieństw.

  • są chmury – będzie padać
  • ktoś skrzywił się na twój widok – znaczy się, nie lubi cię, więc odtąd też go nie lubisz  (a on tylko coś przełknął)
  • bardzo pragniesz najnowszy model smartfona (butów…) – i dostajesz to a wraz z tym zwolnienie z pracy. W rzeczywistości za rzeczami, które tak bardzo wizualizowałeś kryła się chęć wyglądania na profesjonalistę, ale przecież nie to stało na liście twoich „zauważonych” celów
  • bardzo chciałeś zrobić coś wielkiego i czystego, ale zamiast wielkiej wspaniałej i duchowej sprawy musiałeś sam umyć swój wielki terenowy samochód. Za chęcią zrobienia czegoś wielkiego nie stały emocje pewności, że stać cię na dokonanie czegoś wielkiego. Co innego przekonanie o kwalifikacjach do mycia auta. Nawet dużego auta.
  • ktoś stara się wszystkim pomagać z założeniem, że jest altruistą. Jeśli czuje się niezauważany i niedoceniany  za swoje pomaganie to w tle rodzi się narzekanie, żal i uczucie wykorzystania, które z czasem urasta do rangi ogromnego poczucia bycia ofiarą.  A przecież wystarczy zauważyć to, co w jego zrozumieniu altruizmu jest napisane drobnym druczkiem – czyli chęć bycia kochanym, docenianym (wklej dowolne). Głównym celem często wcale nie jest chęć pomagania innym, ale chęć bycia docenianym. Ale umysł podświadomy robi sam sobie tak pokrętne figury, że sam przed sobą ukrywa  „nieczyste” cele. Tracimy czas i energię na robienie czegoś, czego wcale nie chcemy, żeby dostać coś, co nie było naszym celem –  w działaniu prawdziwego altruisty często objawia się chęć działania anonimowo. Ale czy każdemu „altruiście” naprawdę zależy na dobru innych, czy raczej na wyróżnieniu swojej osoby?
  • zaraz po wysłaniu w eter zamówienia na dużą gotówkę dostaliśmy obuchem w łeb, tracąc gdzieś całkiem pokaźną sumę. Czy to zmowa losu przeciwko nam, czy raczej cudowna informacja? Oczywiście, że cudowna informacja. Zanim życie obdaruje nas swoimi skarbami, najpierw zadba o to, żeby opróżnić nasze ręce, czyli w tym wypadku podświadomość.

To, co do nas przychodzi cały czas, to odpowiedź na podświadome zamówienia. Więc nie ma się co denerwować na te, które właśnie przyszły, tylko zobaczyć, patrz: zaakceptować to, co się pojawiło. Zdecydowanie to jest to, co siedzi w naszej głowie, tylko nijak tego nie widać. Jak już mówiłam, podświadomość nie siedzi przy mikrofonie, ale ma znacznie lepsze stanowisko w tej ekipie – ona to dostarcza wizualnie i namacalnie. Jeśli mówimy o uważności to mamy na myśli – zauważ, co wysyłasz, bo to stoi przed twoimi oczami.

Uważna weryfikacja podświadomych wzorców nie zapewnia,  że cały świat zacznie się zachowywać tak, jak zapragniemy. Nie, ale pokaże nam, że cały świat odbieramy tak, jak zakładamy. Jeśli wciąż produkujemy lękowe scenariusze, to nie ma zmiłuj – taki świat będzie się nam wciąż i wciąż stawiał przed naszymi drzwiami. Warto je zauważyć.

Uważność nie jest po to, żeby przez pół dnia obserwować muchę chodzącą po stole. Chyba, że komuś za to płacą. Najlepszym jej wykorzystaniem jest przyglądanie się jak się teraz czuję, a jeśli źle, to dlaczego? Ostatecznym celem jest zrozumienie, że nie jestem swoimi myślami, ani też emocjami, więc być może to prawda, że mogę sobie z rzeczywistości wybrać nowe myśli i nowe uczucia i zupełnie nowe obrazy i przekonania? To „być może zamienia” się w pewność dopiero po zaakceptowaniu i zauważeniu tego, jak reaguję teraz i jak bardzo przekłamuję interpretację zachodzących wydarzeń.

Osobiście nie jestem zwolennikiem cukierkowatego optymizmu typu „pollyanna”, gdzie wszyscy wysyłają sobie serduszka i mówią, jak bardzo się kochają i wspierają. Internet jest cierpliwy i pojemny. Zniesie każdą ilość serduszek, obelg zresztą też.

Czasem niektórzy komentują artykuły (nie chodzi tylko o moje, bo tu chodzi o temat), które zwyczajnie pokazują przykłady zmierzenia się z własnymi lękami i ciemnymi stronami choćby w formie codziennej uważności, może medytacji itp. jako niepotrzebne zajmowanie się negatywnością. Typowy zwrot, który często słyszę, to „serce mnie prowadzi”. Ok. Ale czy bez uważności na pewno wiesz, gdzie to serce cię prowadzi? Serce jest siedliskiem różnych emocji i programów. Przykleja się równie mocno do miłości jak i do lęku. Zanim przeciągnie cię na drugą stronę mocy, to może się zdarzyć, że jeśli nie chcesz dobrowolnie, czyli zaznaczmy to – bezboleśnie – zmierzyć  się z rewersem twojego pragnienia – zrobi to – przeciągając cię jak przez wyżymaczkę. Podświadomość co prawda niczego nie zapowiada przez mikrofon, ale wierz mi, ma do dyspozycji cały arsenał – kamery, trzęsienie fotelami, zapach spalenizny i inne efekty specjalne.

Życie cały czas do nas mówi. I nie chodzi o to, że przydarzają nam się złe rzeczy. One mogą się przytrafiać. O wiele istotniejsze jest, jak na nie reagujemy. A zauważenie tego, że się boimy, że natychmiast wołamy desperacko o pomoc, że płaczemy wcale nie jest oznaką braku mocy. Zauważenie i zaakceptowanie tych emocji jest pierwszym potrzebnym krokiem do manifestacji tego, czego chcemy. To nieprzyznawanie się do słabości, do nieumiejętności poradzenia sobie z czymś, ale trąbienie, że wszystko możemy jest oznaką sztucznej siły. Owszem, możemy bardzo dużo. Nawet więcej, niż potrafimy sobie to dziś wyobrazić. Ale jeśli dzisiaj nie potrafię sobie poradzić z emocją bycia upokorzoną przez kolegę z pracy, to znaczy, że dzisiaj tu zaczyna się mój pozi威而鋼
om manifestacji. Poradź sobie z tym, a zobaczysz, jak wielka moc kryje się za tym doświadczeniem.

Być może chęć posiadania jakiegoś konkretnego samochodu, albo olbrzymiego domu wcale nie jest twoim pragnieniem? Może to chęć odegrania się na zadufanym koledze, a raczej chęć bycia lubianym stoi za rzeczami, o które prosisz? Może okaże się, że wydarzenia, które się nam przytrafiają są niezwykle pomocne, żeby zawczasu zauważyć i zmienić kurs naszych pragnień?

Kiedyś wielkie handlowe miasta otaczały wysokie, warowne mury. Mury, bramy i żołnierze chroniący miasta są do pewnego stopnia dobre. Mieszkańcy takich miast mogli czuć się bezpieczni przynajmniej w pewnym stopniu przed atakiem niespodziewanego wroga. Ale te bramy były jednak na dzień otwierane i dużo kupców i wędrowców mogło do takich miast wejść. Gdyby te miasta nigdy nie otwierały się na wymianę towarów, napływ nowej myśli, kultury i sztuki to zginęłyby w swoich pięknych, warownych murach. Wszyscy jesteśmy dla siebie takim miastem – państwem, które ma swoje poczucie wartości, swoje prawa, swój niepowtarzalny urok. Ale nie jesteśmy sami i jeśli chcemy się cieszyć życiem, przyciągać kupców, artystów, wspaniałych ludzi  – musimy się otworzyć. Tylko, że my byśmy chcieli, żeby bramy były szczelne i przepuszczały tylko przyjaciół i tych, którzy zostawią nam dużo pieniędzy. Tak to nie działa. Chcesz mieć ożywioną wymianę handlową – otwórz bramy, stwórz dobre prawo handlowe – korzystne dla wszystkich.  Tak samo ma się rzecz z naszym sercem. Ono jest w stanie przyciągnąć niewyobrażalne dzisiaj  rzeczy, ale wraz z otwarciem jego bram napłyną na pewno osoby, które mają też względem nas nieczyste zamiary. Od czasu do czasu warto, spojrzeć uważnie co nas boli, drażni, gdzie reagujemy strachem, atakiem i dlaczego? Nie możemy dopuścić do siebie tej wspaniałej, uzdrawiającej energii, która manifestuje to co chcemy, kiedy nie przepuścimy jej przez siebie, przez nasze lęki. Bramy lęku wiodą prostą drogą do największych manifestacji.

Zrób sobie proste ćwiczenie – wyobraź sobie, że stajesz się dyrektorem generalnym jakiejś dobrze prosperującej firmy. Wszystkie drażniące uczucia, złości, wszystkie “ale”, jakie się pojawią z tym obrazem, to druga strona pragnienia, wątpliwości,  niepewność i strach, które muszą być transformowane, bo inaczej nawet marzenia przyprawiają nas o ból głowy. A później ci, którzy nie mieli odwagi się z nimi zmierzyć piszą  takie rzekomo sensacyjne artykuły, że pozytywne myślenie to ściema. Ta ściema to mur wątpliwości i  lęku wokół serca, który trzeba otworzyć. Ale żeby coś otworzyć to najpierw trzeba zauważyć.

Wszystko, co wywołuje w nas dyskomfort, nieprzyjemne uczucia – nie tkwi w drugiej osobie, ale w nas i dobija się o naszą uwagę. Wpuszczone do serca i zauważone na pewno transformuje obecną sytuację. Niezauważone, ignorowane wywołuje złość i kolejne niechciane sytuacje. Nie mówię o zatracaniu się w lękach i negatywizmie. Mówię – zauważ i pokochaj swoje lęki, póki są małe, bo ignorując je wrócą olbrzymie i opancerzone w czołgach.

Mówiąc o podświadomości i uważnym przyglądaniu się naszym ukrytym wzorom, które podkopują nasze poczucie mocy miałam na myśli uważność i akceptację swoich emocji. Każda emocja jest informacją i pytaniem, czy wpuścimy ją na swój teren i spróbujemy ją zrozumieć, czy będziemy odpychać ją od siebie.

Większość osób nie jest w stanie zmierzyć się z tym, czego naprawdę pragną i zakopują swoje prawdziwe, według nich, niezbyt dobre cele pod warstwą rzeczy, które, jak wypisują w internetach, bardzo innych uszczęśliwiają. A prawdziwe, odkopane z podświadomego strachu cele realizują się niezwykle szybko – prawie natychmiast. Muszą być tylko odgrzebane z warstw przekłamań i błędnych informacji, jakimi przykryła go nasza wiecznie gadająca świadomość.

Zanim świadomość zaproponowała nam swój doskonały jej zdaniem wzór na szczęście w postaci nowych szpilek, albo nowego smartfona, to podświadomość już tysiąc razy przykryła główny cel przyświecający nam pierwotnie, np. żeby mama mnie pokochała taką, jaka jestem.

I o takiej obserwacji, a ostatecznie o transformacji  konkretnego, dobrze uchwyconego pragnienia mówiłam ostatnio, co jak mam nadzieję, chociaż w niewielkim stopniu wyjaśniłam. A jeśli mi się nie udało, to może wyjaśni to dowcip o bankrutującym arystokracie.

Młody arystokrata powiedział do  starego wiernego sługi:

– Janie, jestem u progu ruiny, ale znam jedno wyjście – sprzedam obrazy wiszące w salonie. To są płótna świetnych malarzy i dostanę za nie niezłą sumkę. Dla zachowania pozorów każę zrobić kopie, które umieścisz zamiast oryginałów.

– To niemożliwe sir!

–  Dlaczego?

– Bo ja już to zrobiłem dla pańskiego ojca!

 

 

 

 

3 komentarze

  1. Dominik :

    Bardzo mądry tekst. Innymi słowy praca nad samym sobą to ciągłe uświadamianie i wyciąganie rzeczy z podświadomości na poziom świadomy. Kiedy stajemy się czegoś świadomi, to coś przestaje nas kontrolować. Czyli cała gra polega na integracji świadomego z nieświadomym.

    1. Ida Smela :

      właśnie. na początku to się wydaje dziwne – tak sobie uświadamiać i uświadamiać, ale póki jesteśmy duchowymi zombi to zaczynamy pracą od podstaw. Bo z czasem, kiedy już jesteśmy pewni swojej duchowej natury to już coraz więcej rzeczy robimy z zupełnie innego poziomu świadomości i dopiero wtedy życie jest życiem a nie obozem przetrwania.

  2. Mja :

    Świetny artykuł. Pracuję z podświadomością i stwierdzam, ze jest tak, jak zostało to przedstawione w artykule. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *