Mnóstwo osób używa teraz bardzo mocnych słów, które należą do kategorii przekleństw. Przekleństwa są już tak osadzone w powszechnym słownictwie, że ich brak często powoduje mniejszą “soczystość” i swobodę wypowiedzi. Wręcz zaniża poziom ożywienia komunikatu. W tak poprzeplatanymi przekleństwami świecie mówienie bez tych przerywników wydaje się wielu osobom zbyt gładkie, grzeczne i płytkie. Przeklinają prawie wszyscy: celebryci, politycy, mówcy i wielu ludzi, których byśmy nigdy o to nie podejrzewali. To, że słownictwo osób prostych  jest często bardzo ograniczone, z racji braku oczytania za to przebywania w środowisku elokwentnych inaczej wydaje się dużo tłumaczyć. Gorzej jest niestety z tym, że osoby, które nadają ton i styl zachowania tym wszystkim, którzy na nich patrzą również przesiąknięte jest słowami o bardzo niskiej wibracji. Kabareciarze czy sprzedawcy – każdy chce być zaakceptowany przez masy. A masy, wiadomo, mówią odpowiednim językiem.

  

Nawyk używania pewnych słów jest tylko nawykiem. Nie jest tak, że jest to coś, czego nie możemy się pozbyć. Niestety my już nie chcemy pozbywać się przekleństw z naszego języka, bo przecież one tak nam pasują. Podkreślają ważność niektórych słów, ubarwiają relację, wzmacniają nasze emocje i w ogóle całokształt dzięki nim jest bardziej przejrzysty. Więc po co mielibyśmy pozbywać się tak skutecznych podkreślników? 

Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie jest estetycznie poprawne. Ale tak uważano jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Teraz już używanie wulgaryzmów stało się jak najbardziej estetyczne. Bez nich cała estetyka jest zaburzona. Kiedy giną moralne i estetyczne powody to zasada nieużywania brzydkich słów traci swój sens. Po co zakazywać coś, skoro to wydaje się takie dobre? 

Ostatni bastion, który zdawał się bronić czystości języka zdaje się runął po tym, kiedy naukowcy sprawdzili na całkiem niedużej grupce kilkudziesięciu osób, czy wytrzymają one dłużej z ręką zanurzoną w lodowatej wodzie jak sobie siarczyście przeklną, czy jak użyją bardziej cenzuralnych słów niezadowolenia. No i wyszło im, że używanie wulgaryzmów wzmacnia w nich poczucie mocy i dłużej wytrzymują ból. Z tego prostego doświadczenia wiele osób wyciągnęło pochopne wnioski wypisując w mediach społecznościowych, że “Słuchajcie, warto rzucać wulgaryzmami. To daje niesamowitą ulgę”.  

No i tu bym pochyliła się nad sprawą, bo malutki eksperyment, z którego wypłynęły jakieś wnioski niekoniecznie potwierdza te wnioski, które niektórzy chcieliby usłyszeć. 

Przeklinanie w stanie bólu, napięcia czy strachu sprawia, że organizm nastawia się na walkę i powoduje wzrost adrenaliny. Tak, tej adrenaliny, o której wszyscy piszą, że już jest jej za dużo w powietrzu i w naszym ciele. Owszem, przez parę chwil takie wzmożone stany adrenaliny pomagają wytrzymać coś, czego zwyczajnie byśmy nie chcieli przetrzymać. Teraz po prostu uwaga umysłu poszła w stronę walki a nie bólu. I to jest dobrze. Tyle tylko, że umysł może się nauczyć iść w stronę walki bez używania wulgaryzmów. A ponadto ile razy w ciągu dnia musisz wstawić dłoń do lodowatej wody i jak to najdłużej wytrzymać?  

W ciągu dnia jest wiele sytuacji, które tylko z pozoru wydają się strasznie męczące i wymagające walki. Większa część dnia, jeśli nie całość mogłaby przebiegać według scenariusza spokoju i co najwyżej większej lub mniejszej niewygody i dyskomfortu. Nazwanie tych niewygodnych sytuacji wulgaryzmami sprawia, że nasze ciało natychmiast spina się do walki, a umysł przygotowuje na wojnę. I po chwili ta sytuacja, a potem następna, a potem kolejna stają się polem bitwy, które opisujemy nie zwyczajnymi przymiotnikami typu: spóźniony, lekko zmęczony czy niekomfortowy, tylko masakryczny i …reszty już nie wymienię, bo nie zamierzam propagować wulgaryzmów. Mnie się one nie przydają do wypowiadania tego, co czuję. 

Chcę się czuć dobrze i spełniona, więc jak miałabym się czuć, gdybym swoje codzienne sprawy opisywała wulgaryzmami? Nazwanie sytuacji, zdarzenia konkretnym pojęciem – brzydkim, agresywnym i naładowanym okropną emocją sprawia, że nasz umysł dźwiga same ciężkie i stresujące sprawy. A one wcale niekoniecznie takie były. Tylko nasza nieuważność, czyli antymindfulness z nich coś takiego zrobiła. Konsekwentne i regularne używanie jakiegoś słowa ma wpływ na nasze samopoczucie. Jeśli używasz negatywnych pojęć, żeby opisać swój dzień, to rzeczywiście masz prawo być wieczorem zestresowany. 

Ale przecież wiele osób z naszego otoczenia przeżywa dokładnie te same sytuacje, ale opisuje je zupełnie inaczej i czuje się też całkiem dobrze. Same sytuacje są często trudne, ale i tak proste do przeskoczenia. Nadużywanie przekleństw sprawia, że wskakujemy w energię ogromnego oporu i właśnie to, a nie sytuacja sama w sobie nas tak męczą. 

Podam ci bardzo prosty przykład ze stawianiem oporu i bez stawiania go. Takie ćwiczenia robią trenerzy mindflow. Kiedy ściskają mocno rękę jakiegoś ochotnika proszą go, aby w myślach bardzo mocno się temu przeciwstawiał. Następnie proszą go, aby przy drugim ściskaniu ręki zwyczajnie pozwalał na to co się dzieje. Te i wiele innych ćwiczeń wykorzystywanych nawet przez trenerów sztuk walki typu tai chi, czy jujitsu, pokazuje, że stawianie oporu w umyśle, chęć walki wzmacnia ból, a ponadto tracisz siłę. Siła przechodzi na przeciwnika.  

Trenerzy wschodnich sztuk walki uczą jaką możemy przyjąć postawę ciała i jaką w umyśle, żeby przeciwnik nawet nie chciał nas atakować. Bo zasadniczo o to chodzi w życiu. Walka jest zawsze ostateczną rzeczą, na jaką powinniśmy się decydować. W naszych czasach to jest sprawa priorytetowa. Walczymy już przed otwarciem oczu z budzikiem, potem z czasem, z korkiem na ulicy, z ludźmi w pracy, na ulicy, w urzędzie i na koniec idziemy spać wypompowani walką z dniem, który określamy soczystym przekleństwem. 

Uderzyła mnie kiedyś ogromna radość i podniecenie paru osób, które ucieszyły się, że eksperyment z używaniem przekleństw udowadnia odczuwanie ulgi, w związku z czym nie musimy sobie żałować. Serio? Takie wnioski wyciągnęliście? Nawet jeśli naukowcy przykleili te swoje kabelki do głów uczestników eksperymentu, to nie znaczy, że rozświetlone płaty mózgu odpowiadające za odczucie ulgi po używaniu wulgaryzmu są dowodem na ich uwalniającą moc.

Nie jest. I nie na darmo ajurweda klasyfikuje każdy rodzaj działania jako działanie w jakiejś sile, czyli gunie. Przekleństwa niestety należą do działań, które utrzymują nas w walecznym nastroju i wzmagają pasję. Dzisiaj słowo pasja ma sporo dobrych skojarzeń, ale zasadniczo to jest energia nadmiernego wysiłku i ostatecznie osłabienia. Wojownicy potrafili kiedyś wyłożyć sobie nawzajem w mocnych słowach, co o sobie myślą, ale było to dozwolone tylko i wyłącznie w takich momentach, żeby rozgrzać się nawzajem do walki. Podkreślę to jeszcze raz: do walki. Używanie wulgaryzmów na co dzień w każdej sytuacji czyni z każdej z nich walkę. A próba powstrzymania się od tak rozkręconego mechanizmu walki sprawia, że czujemy się zestresowani i spięci. Najpierw sami do wszystkiego podchodzimy z gotowością do walki, bo taką energię przywołują wulgaryzmy, a potem dziwimy się, że życie jest takie wyczerpujące. Owszem wulgaryzmy podnoszą naszą wytrzymałość fizyczną i dobrze, że to jest udowodnione, ale co teraz zrobisz z tą informacją? Wyciągniesz wniosek, że warto przeklinać? A nie masz lepszych sposobów na utrzymywanie radości i rozluźnienia w dniu codziennym?

W niewiedzy czym jest napięcie, czym jest samskara pt “co powoduje napięcie” możemy myśleć, że do odczuwania ulgi w życiu potrzebujemy przekleństw. Przecież eksperyment wyraźnie pokazał, że po użyciu niecenzuralnych słów ludzie czuli większą moc, albo ulgę. Narkoman też po odstawieniu narkotyków czuje ogromny stres, a po zażyciu ich ponownie odczuwa ulgę. I taki wniosek jest poprawny, ale przecież wszyscy wiedzą, że tylko częściowo. Jak ktoś pali papierosy, je za dużo słodyczy….wstaw dowolne nawykowe zachowanie, to po podjęciu decyzji o jego zmianie natychmiast poczuje dyskomfort. Gdy w momencie zmiany zachowania z negatywnego na pozytywny przyłożymy komuś kabelki do głowy dostaniemy wynik, że w ciele jest dużo stresu. Ale jeśli temu komuś tylko pozwolimy na powrót do nawyku, płaty mózgowe od razu zareagują informacją, że oto “jesteśmy w domu”. 

Przekleństwa tylko w momencie walki dodają nam siły.Po każdej walce organizm się regeneruje, więc policz sobie ile chwil wycieńczenia i czasu na regenerację potrzebujesz, jeśli używasz średnio tysiąca przekleństw dziennie, a wierz mi, to wcale nie jest zawyżona stawka. Ale ponieważ jesteśmy już mocno do przekleństw przyzwyczajeni, to zmiana nawyku, powstrzymanie się od ich używania będzie dla nas niekomfortowa. Szczególnie w trudnej sytuacji odezwie się w nas chęć, impuls, by pójść po najmniejszej linii oporu (tak nam się wydaje) i użyć słów, które dotąd wydawały się słowami mocy. Ujście energii nie jest wcale dodaniem jej. Tak się nam tylko zdaje. Wiele osób nawet nie wie, że ich sposoby na pobieranie energii są zwodnicze, ale nie ma pojęcia, że są inne.

 

Tzw. ulga, jaką odczuwają ludzie przeklinając i wtedy, gdy nie muszą się powstrzymywać od przeklinania, palenia, czy picia jest ulgą, którą owszem, zarejestrują odpowiednie urządzenia. Ale to jest ulga pozorna. Przeskakiwanie z nawykowych zachowań, trenowanie umysłu często wydaje się na początku niekomfortowe, ale to nie oznacza, że przysparza cierpienia i jest złe. Zła jest tylko interpretacja tych, którzy nie wiedzą co chcą zbadać.

Zresztą zwróć uwagę jak duża część osób nie radzi sobie z prostymi sytuacjami i jakich słów używają. Czy zauważasz, że ogólne trendy ustanawiają zestresowane masy?

 


2 komentarze

Ana · 17 lipca 2019 o 15:39

Zastanawiałam się nad tym w zeszłym tygodniu. Byłam w teatrze na przedstawieniu i ilością wulgaryzmów, które tam padły nadrobiłam kilkumiesięczne niebywanie w teatrze 😉 Przekleństwa są tanim chwytem, na które wszyscy bardzo żywo reagują. Jest to akceptowalne, jeśli jedynie wzmacniają przekaz sceniczny, ale miałam wrażenie, że dla wielu były głównym przekazem..

    Ida Smela · 27 lipca 2019 o 17:32

    przepraszam, ale umknął mi ten komentarz w spamie. Też miałam takie odczucia po bardzo znanej sztuce, a kazano nam się, jeszcze uczniom liceum ustosunkować do przekazu. Ja tam słyszałam tylko wulgaryzmy i dostałam słabą ocenę, bo jako jedyna przyznałam się, że nie próbuję zrozumieć pijanego artysty.

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *