„Uwierzcie a będzie wam dane!”.W tej właśnie kolejności. Czyli najpierw uwaga w stronę tego, czego się pragnie, a dopiero potem jest nam to dane.

Komu dane, temu dane. Wielu z nas nie jest w stanie puścić tego, co widzi wokół, bo przecież to jest takie realne, takie namacalne. A poza tym całe to gadanie o zaprzestaniu negatywnego myślenia jest bez sensu. Każdy głupi wie, że to jest niemożliwe.

Zakazy nic nie dają. Kiedy Ci powiem: „Nie myśl o różowym słoniu!” to zgadnij, o czym natychmiast pomyślisz. Oczywiście, że o różowym słoniu. A więc polecenie, żeby nie myśleć negatywnie można zwyczajnie między bajki włożyć. Czyli, że co? Tego się nie da obejść?

Do wszelkich zakazów powinny być dołączone aneksy, które skierują umysł w stronę jakiegoś zajęcia odwracającego jego uwagę. Po co? Żeby przestał myśleć o tym, co się mu zakazuje. Zwyczajne polecenie, żeby nie myśleć negatywnie jest dla niego fantastycznym powodem, żeby wdrożyć proces śledczy, że niby dlaczego nie?  Przecież : „To się nie da”, „Zawsze może coś wyskoczyć”, „Sytuacja mnie do tego zmusza” itp.  Po takim stwierdzeniu mamy dopiero masę wątpliwości, zastrzeżeń i powodów, dlaczego tego się nie da zrobić. Jednym słowem kupa negatywizmu, chociaż jeszcze przed chwilą myśleliśmy sobie całkiem fajne rzeczy.

Samo polecenie „nie rób czegoś tam!” jest zupełnie pozbawione mocy, dopóki sami siebie nie przekonamy, że tego robić nie warto, bo mamy ciekawsze sprawy. Więc jak tu wytłumaczyć umysłowi, że jest coś lepszego od zajmowania się negatywnymi myślami? Zabraniając mu? Jak go przekonać, żeby przestał narzekać i przyglądać się chorobie czy jakiemuś innemu nieszczęściu? Każąc mu? Mowy nie ma. Wydając mu taką instrukcję możemy się liczyć z tysiącami różowych słoni, które od tej pory będą z głośnym tupotem defilować w naszej głowie, przypominając nam, że mamy o nich zapomnieć.

Umysł jest tak skonstruowany, że najpierw i przede wszystkim usuwa przeszkody i wątpliwości, a dopiero potem rusza z impetem. Jeśli każesz mu wyjść z domu to najpierw sprawdzi, czy nie wyrżniesz w ścianę, nie potoczysz się pod nadjeżdżający tramwaj, a przy krojeniu przypilnuje, żebyś nie skroił/a swoich paluszków do sałatki pomidorowej. On już tak ma, że najpierw cię chroni, a więc niejako w mechanizmie ma wmontowane wyłapywanie przeszkód, czyli problemów. Do czegoś co działa, jest piękne, komfortowe i super przystosowuje się migiem. Uznaje, że nie ma tu nic do roboty poza cieszeniem się i po chwili przestaje to widzieć. Połóż na podłodze piękny dywan i przez  całe 5 minut umysł będzie się nim zachwycał, by już przy każdym kolejnym razie rzucał na niego swoją pięciosekundową uwagę. Ani sekundy więcej. Chyba że…pojawi się plama. Plama, czyli problem, który być może stanowi 0,000001% całej powierzchni dywanu, ale w umyśle te proporcje ulegają magicznemu odwróceniu i zajmują tam niemal całą przestrzeń. „Jaka straszna plama! czym ja to usunę! To będzie kosztować! Dopiero co kupiony dywan!”

Na powyższym przykładzie udowodniłam jasno, że ja w takie typowe pozytywne magiczne myślenie nie wierzę. Jest to zjawisko niemożliwe z punktu widzenia umysłu, ponieważ on chcąc nas chronić musi dostrzegać problemy. Jest jednak małe ale. Umysł potrafi o nas zadbać z zupełnie innego poziomu.

O poziomach świadomości już nieraz mówiłam i znowu to zaznaczę – jak coś Jerzy widzi zależy od tego jak Jerzy leży. Jeśli jesteśmy na niskim stopniu świadomości to rzeczywiście umysł postrzega świat z bardzo niskiego poziomu, niemalże spod stołu. Tam jest się czego bać. A już trudno mu uwierzyć, że może tak sobie zawierzyć w ciemno, bo ktoś nad nami czuwa. Z punktu widzenia ciała i jego ochrony raczej nie mamy szans na przeskoczenie na poziom magii, z którego można „uwierzyć i będzie nam dane”. Przecież jak człowiek nie przypilnuje, nie sprawdzi to tylko same nieszczęścia. Tak myśli nieprzygotowany umysł. Na poziomie strachu. Znając sposób jego działania na tym poziomie nie możemy mu wydać zakazu „nie myśl o chorobie to będziesz zdrowy!” Jego trzeba czymś zająć. Koniecznie i natychmiast! Natychmiast tzn. zaraz i na długo. Natura nie znosi próżni. A już na pewno nie ma próżni w umyśle. A że on przerabia wszystko z prędkością umysłu, więc dajmy mu w ręce jak najszybciej nową zabawkę, którą może się długo bawić. Skoro dotąd skupiał się na problemie i go tym samym wzmacniał to teraz niech dziurę po narzekaniu i widzeniu nieszczęścia zajmie mu …dziękowanie. Dlaczego dziękowanie? Bo jest odwrotnością narzekania. Dziękowanie odwraca uwagę na drugą stronę problemu. Czyli na rozwiązanie, na transformację. Dziękowanie, poczucie wdzięczności zwyczajnie zmienia cały układ odniesienia i podnosi nas do pułapu, z którego umysł widzi cuda, a nie tylko ściany i przeszkody.

Kiedy następnym razem wdepniesz w problem nie skupiaj się na nim jako takim tylko dziękuj za niego i zmień układ odniesienia. Wielkich wynalazków dokonywali i dokonują ludzie, którzy zamiast na krytyce skupiają się na przekształceniu problemu w coś sensownego.

Jeden człowiek postanowił wykorzystać ogromne ilości trocin, których tartaki nie potrafiły zutylizować. Po podpisaniu kontraktu z tartakami  sprasował pozyskany całkowicie za darmo budulec odpowiednim klejem i stworzył produkt zwany płytą wiórową. To jeden z przykładów zmiany układu odniesienia i dziękowania za „problem” zamiast tylko jego postrzegania. Tego pana los wynagrodził milionami, ale wciąż każdy z nas może jednakowo konstruktywnie i dziękczynnie ustawić umysł. Tak jak ów pan z poniższej historii, który po tym jak ptak narobił mu na jego nowy garnitur spojrzał w niebo i zawołał: „Dzięki Ci Boże!”

„Za co dziękujesz?” – spytał go kolega – „Za obsraną marynarkę?”

„Nie, za to, że słonie nie potrafię latać”.


1 komentarz

Beata · 18 lipca 2018 o 21:54

dzięki Kochana za ten artykuł, jak zwykle w pkt. 🙂

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *